M 3002 SD / M 4201 SD "Impreza"
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
No to było ciekawie taki piorun jak łupnął. Ja jakbym miał możliwość jazdy czymkolwiek też bym jeździł czymś co można sobie samemu naprawić i co nie jest tylko kupą elektroniki, która jak wiadomo steruje całą mechaniką, która bez niej też daje sobie radę ale jak nie jest budowana pod sterowanie elektroniczne. W sumie Seicento fajne auto i jak cynkowane blachy to wieczne. Dobrze, że jesteś i już wszystko zaczyna działać jak należy. Mnie to już chyba żadna siła nie zrobi kierowcą nie z moją nadwrażliwością na wszystko więc jak zrobię malucha to będę go pewnie sprzedawał. Chyba że wcześniej jednak się rozleci zanim się go zrobi to nie będzie co sprzedawać. Kończę ten off top o nie imprezowych sprawach. Działaj dalej Andrzej ;)
No witaj na forum z powrotem, bo fajnie się czyta Twoje posty.
Ja odniosę się do fiacika i silnika 1,2 :). To bardzo dobry silnik, mam taki w rajdówce i wciąga nosem wszystkie colty i civiki 1,4 . Ku zdziwieni tzw. pryszczatych i wściekłych :) .
Z takiego 1249 ccm jest w serii 86 kM, z duuużym potencjałem do modyfikacji :) . Ja akurat nie modyfikowałem go pod względem spalania :) .
Dlatego rozumiem reanimację Twojego fiacika.
Dobrze Andrzejku znów Cię zobaczyć na forum :) Każdy zapracowany i zalatany bo sezon letnio urlopowy, ale czekamy tu na opisy działań ;)
Super, że jesteś. Nie tylko Ty masz starsze auto. Ja również starym gratem się poruszam. Ważne, że auto jest sprawne.
Otóż to. Ale żeby tak było trzeba zawczasu zapobiec niespodziankom. Takich niespodzianek nie może być nieskończenie wiele, standardowych powodów nagłego omdlenia samochodu - zwłaszcza takiego starszej generacji - jest ledwie kilkanaście. Są to zazwyczaj:
- pompa paliwa z jego filtrem
- świece zapłonowe
- pompa wody
- sonda lambda
- przekaźniki - wszystkie trzeba przeglądnąć i uzdrowić, to prosta czynność, nie trzeba wcale kupować nowych. Kto walczył z zabytkami MT6 czy MT12 ten wie, o czym mowa. Przekaźniki są bodajże najczęstszą przyczyną niesprawności układu elektrycznego, a więc zwykle całej reszty auta też,
- stare przewody WN
- czujniki elektryczne o niewiadomym przebiegu
- złącza przewodów i gniazda osprzętu (rzadziej)
- zaniedbane rozrusznik i alternator, szczególnie sprzęgło tego pierwszego zwane potocznie (niewłaściwie!) bendixem, a zespół szczotki - pierścienie wirnika w tym drugim,
- wszystkie elementy gumowe w aucie - a jest ich niemało, od silent-bloków zawieszenia, przez o-ringi uszczelnień silnika do roboczych uszczelniaczy i przewodów układu hamulcowego. Usterki zapoczątkowane zestarzałą gumą niemal zawsze mają skłonność do samorozwoju i ekspansji, co bywa kosztowne (light option) lub takie z najgorszym skutkiem (hard option),
- wycieki płynów eksploatacyjnych nie zlikwidowane niezwłocznie w sposób radykalny, nie półśrodkami,
Ktoś coś może dodać do tego quasi-offtopowego poradnika młodego mechanika ?
Czemu "quasi" ?
Dawno temu, gdy byłem młodym pracownikiem "Kasprzaka", z ciekawości rozebrałem dolne łożysko koła zamachowego w ZK246. Pod wydłubaną mosiężną osłonką ujrzałem filcowy krążek, obficie nasączony olejem WIK500. Jasna sprawa - to zasobnik oleju dla ślizgowej tulejki porowatej, pławiącej się w tym mazidle, to w celu zapewnienia dostatecznego jej smarowania przez bardzo długi czas. Łożysko jest trudno dostępne, więc uzupełnianie oleju w trakcie przeglądów serwisowych byłoby kłopotliwe i pracochłonne, pewnie nikt by tego nie robił. Tu zmyślny konstruktor wykazał zdolność przewidywania przyszłości i przechytrzył leniwych serwisantów z ZURTu...
Zapamiętałem to małe spostrzeżenie.
Rozruszniki w wielu samochodach też są trudno dostępne z tym, że dużo trudniej niż wspomniane łożysko w ZK 2xx i pochodnych. W niektórych trzeba wyjmować cały zespół napędowy, aby się tam dostać. Koszt niekiedy ponad 3k PLN.
Najlepiej więc byłoby, aby taki rozrusznik był całkowicie niezawodny i wieczny. Nawet taki łatwiej dostępny (tylko prucie osprzętu od góry i trochę od dołu, koszt 0,5...1,5k PLN) byłby też mile widziany z takimi przymiotami.
A czemu fabrycznie nie nadano rozrusznikom takich cech ? Niemożliwe czy mieli to w d... , albo trza dać zarobić ASO na mocy umów autoryzacyjnych ? Zapłaci użytkownik przeca...
Ni chu chu. Nie zapłacę ani grosza po drobnych modyfikacjach by Krecik Auto Zrób To Sam.
Co nawala standardowo w rozrusznikach ?
- szczotki i komutator - naturalne zużycie (taki rympał - wcale nie naturalne!)
- sprzęgło (ten nieszczęsny bendix)
- tulejka ślizgowa od strony sprzęgła - "- Panie, no wytarła się, normalne po tylu latach...". Znaczy po 2000 rozruchów, od 3 do 15 lat eksploatacji
- styki prądowe zintegrowanego przekaźnika
I to tyle.
Szczotki pracują w krytycznych warunkach obciążenia prądowego, więc cierpią termicznie, co zazwyczaj widać po ich "rozklepaniu" na komutatorze. Sam komutator też ma nielekko...
Sprzęgło przenosi potężne uderzenia momentu obrotowego przy załączaniu styków prądowych, więc ma prawo szybko się rozsypać. To mechanizm jednokierunkowego przenoszenia momentu obrotowego z rolkami klinującymi się na krzywiznach wrębów bieżni zewnętrznej ich koszyka, siły są tam olbrzymie a naciski jednostkowe jeszcze większe.
Jednak wystarczy tylko wymienić tulejkę ślizgową wirnika na łożysko igiełkowe (fota - tu INA HK1015), zapewnić temu łożysku i temu drugiemu też (pozostawiam ślizgowe od strony komutatora) długotrwałe smarowanie sposobem jak we wspomnianym magnetofonie i złagodzić to uderzenie prądu, mosfety niskonapięciowe na prądy setek amperów są tanie. Prąd narasta od zera nie do 250...300A, tylko 150...180A nie w 5 ms, lecz w 50 ms. Żywotność po takich zmianach jest nieznana, gdyż dotąd żaden jeszcze nie zawiódł, najstarszy pracował 14 lat do chwili sprzedania auta. Przerobiłem tak dotąd 5 rozruszników i 3 ich obwody.
Jakby nie patrzeć, pokłosie UNITRY...
[quote=Jacek_B.;23673.96813;18247]
Fajnie, że udało Ci się już opanować ten cały post-piorunowy chaos i zniszczenie. Z Twojego barwnego, jak zwykle zresztą ;-), opisu, wygląda, że miałeś tam lokalny armageddon. Kiedyś też doświadczyłem czegoś podobnego, ale w moim przypadku skończyło się "tylko" na spaleniu magnetowidu i kilku bezpieczników w telewizorze (jeszcze takiego, który dawało się serwisować ;-) ), a także, na szczęście, relatywnie niewielkim uszkodzeniu komputera. I dodam tu, ku przestrodze dla innych, że podczas burzy czasem nie pomoże nawet wyłączenie listwy zasilającej sprzęt, bo iskra może "przeskoczyć" między stykami wyłącznika, co zdarzyło się właśnie w moim przypadku. Dlatego powinno się bezwzględnie wyciągać wtyczkę z gniazda sieciowego i wtedy dopiero możemy być w miarę spokojni. Choć też nie zawsze, bo czasem impuls elektromagnetyczny może być tak silny, że nie pomogą żadne zabezpieczenia.
A co do jeżdżenia starym autem, to moje również już do najmłodszych nie należy - Seicento 900 rocznik '99 - i nawet nie myślę o wymianie na jakikolwiek nowszy model. Nie pamiętam już kiedy byłem z nim w jakiejś naprawie, no, może z 2 lata temu gdy spadł pasek z alternatora. Na liczniku grubo ponad 200 tys. km, praktycznie bezawaryjny, nigdzie nie ma nawet śladu korozji (mój egzemplarz pochodzi z serii, kiedy jeszcze całe karoserie były cynkowane przed lakierowaniem). Nie widzę więc żadnego praktycznego i przede wszystkim ekonomicznego sensu, aby przesiadać się na jakąś napakowaną zbędnymi bajerami i błyskotkami współczesną konstrukcję, która po kilku latach nadaje się już tylko na szrot, bo jakiekolwiek naprawy (jeśli są wgl wykonalne) kosztują krocie.[/quote]
Zgadzam się, a nawet popieram te poglądy na rzeczywistość.
No to było ciekawie taki piorun jak łupnął [...].
Mnie to już chyba żadna siła nie zrobi kierowcą nie z moją nadwrażliwością na wszystko [...]
O piorunach mógłbym chyba co nieco Wam przekazać ciekawostek, interesowałem się tym fascynującym fenomenem już dawno temu, czytając nieodżałowany miesięcznik "Problemy".
Nie masz czego żałować nie zostając kierowcą, na drogach de facto urządziliśmy sobie piekło walki o przetrwanie łącząc wymyślne, niebezpieczne maszyny z ułomnościami ludzkiej natury. Po imieniu rzecz nazywając - z ludzką głupotą.
No witaj na forum z powrotem, bo fajnie się czyta Twoje posty.
Ja odniosę się do fiacika i silnika 1,2 :). To bardzo dobry silnik, mam taki w rajdówce i wciąga nosem wszystkie colty i civiki 1,4 . Ku zdziwieni tzw. pryszczatych i wściekłych :) .
Z takiego 1249 ccm jest w serii 86 kM, z duuużym potencjałem do modyfikacji :) . Ja akurat nie modyfikowałem go pod względem spalania :) .
Dlatego rozumiem reanimację Twojego fiacika.
Trochę się zdziwiłem widząc na wielu odlewach tego silnika napis "BOSCH". Na osprzęcie elektrycznym tak samo...
Makaron w niemieckim sosie czy niemiecki silnik owinięty spaghetti ?
Przebieg nie mniej niż 230 tysięcy, na gładziach ZERO progu, krzywki wałków jak nowe, hydropopychacze też, oleju nie bierze wcale... Wszędzie uszczelnienia z gumy silikonowej, bez objawów zestarzenia. Denka tłoków po umyciu błyszczące, luzów na dole nie wykryłem (płukany z oleju).
Takie historie widywałem w starych Mietkach i Beemkach, w Hondach i Volvo też, ale w Fiacie ? Hmmm... Człowiek uczy się całe życie...
Dobrze Andrzejku znów Cię zobaczyć na forum :) Każdy zapracowany i zalatany bo sezon letnio urlopowy, ale czekamy tu na opisy działań ;)
Działania koncepcyjne nie ustały, ale porobiły mi się zaległości w reanimacji Koncertów i innych godnych sprzętów Unitry. A użytkownicy czekają z utęsknieniem... O zbliżających się żniwach i związanych z tym nadziejach znajomych użytkowników sprzętu rolniczego bogatego w usterki już nie mówię, tylko ponaprawiać muszę. Dziś (nieee... to już wczoraj było) malowałem błotniki i maskę w C330 przed położeniem całej kompletnej nowej instalacji elektrycznej by Krecik DIY, różniącej się od oryginału tym, że zazwyczaj wszystko działa jak powinno. W oryginalnej nie ma przewodów masy, więc rzadko cokolwiek działa a jeżeli nawet, to tylko przez chwilę i na postoju. Około 2% masy takiego ciągnika stanowi tlenek żelaza, zwany też rudą.
Więc dajmy Im pierwszeństwo.
Jak zwykle Andrzej jesteś zarobiony po pachy. A widać, że drobna zmiana w postaci dodania porządnej masy uzdrawia wszystko nawet podciwego ciapka. Kiedy inni robią tłuste C360 Krecik pochyla się na mniejszym bratem robią wehikuł na kolejne 30-40 lat bezawaryjne pracy. No wiesz co do ludzkiej głupoty na drogach się zgodzę pełno jej widuje. W sumie w przydałby się kierowca ale ja jeszcze ku temu nie dorosłem by wracać do tych z WORDu. Obecnie marzy mi się zrobić Maluszka ale co z tego wyjdzie czas pokaże. Może jak go zrobię to wtedy spróbuję jeszcze coś w temacie ale sam nie wiem. No to jeszcze powiem jedno potrzebujesz jakiegoś kompetentnego ucznia by pomógł w pracach i byłby godnym następcą ;)
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 30
- 31
- 32
- 33
- 34
- 35
- 36
- 37
- 38
- …
- następna ›
- ostatnia »
Fajnie, że udało Ci się już opanować ten cały post-piorunowy chaos i zniszczenie. Z Twojego barwnego, jak zwykle zresztą ;-), opisu, wygląda, że miałeś tam lokalny armageddon. Kiedyś też doświadczyłem czegoś podobnego, ale w moim przypadku skończyło się "tylko" na spaleniu magnetowidu i kilku bezpieczników w telewizorze (jeszcze takiego, który dawało się serwisować ;-) ), a także, na szczęście, relatywnie niewielkim uszkodzeniu komputera. I dodam tu, ku przestrodze dla innych, że podczas burzy czasem nie pomoże nawet wyłączenie listwy zasilającej sprzęt, bo iskra może "przeskoczyć" między stykami wyłącznika, co zdarzyło się właśnie w moim przypadku. Dlatego powinno się bezwzględnie wyciągać wtyczkę z gniazda sieciowego i wtedy dopiero możemy być w miarę spokojni. Choć też nie zawsze, bo czasem impuls elektromagnetyczny może być tak silny, że nie pomogą żadne zabezpieczenia.
A co do jeżdżenia starym autem, to moje również już do najmłodszych nie należy - Seicento 900 rocznik '99 - i nawet nie myślę o wymianie na jakikolwiek nowszy model. Nie pamiętam już kiedy byłem z nim w jakiejś naprawie, no, może z 2 lata temu gdy spadł pasek z alternatora. Na liczniku grubo ponad 200 tys. km, praktycznie bezawaryjny, nigdzie nie ma nawet śladu korozji (mój egzemplarz pochodzi z serii, kiedy jeszcze całe karoserie były cynkowane przed lakierowaniem). Nie widzę więc żadnego praktycznego i przede wszystkim ekonomicznego sensu, aby przesiadać się na jakąś napakowaną zbędnymi bajerami i błyskotkami współczesną konstrukcję, która po kilku latach nadaje się już tylko na szrot, bo jakiekolwiek naprawy (jeśli są wgl wykonalne) kosztują krocie.