ZK 140T - generalka z sentymentu do pamiątki z dzieciństwa
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
Też mam różne takie wspominkowe sentymenty do maszyn i urządzeń, które dały mi fascynacje za dawnych czasów. Tak, dały i to bardzo dużo, bo jak się okazało po latach te fascynacje to bezcenny skarb.
"Skaldowie" zgrabnie ujęli te ulotne wartości apelem do Panów o szanowanie wspomnień.
Cóż było zatem robić, gdy taka jedna "mocno chodzona" Zetka stoczterdziesta Te okazała się obiektem miłych wspomnień pewnego sympatycznego użytkownika ? Coś ważnego musi być w tych dawnych latach, skoro użytkownik zażyczył sobie nowego życia dla tego magnetofonu.
Znam trochę te magnetofony i ich problemy jeszcze z ZRK, koledzy z klasy w wieczorówce pracowali na wydziale montażu i uruchamiania ZeteK setnych. Przy nowym egzemplarzu było co robić, żeby chciał jakoś w miarę dobrze działać, a co dopiero mówić o takim utrudzonym latami służby. Przeszedł swoje w naprawach gwarancyjnych i pogwarancyjnych, po których zostały zabytkowe dokumenty (wstawię ich zdjęcia za zgodą użytkownika) świadczące o... sami ocenicie, o czym.
Niepojęte dla mnie jest, że ludzie odwalający kaszanę na maxa z mydłem w oczy użytkownikowi nie pomyśleli (może to jest właśnie słowo kluczowe tej zagadki - "myślenie"?), że prędzej czy później taki sprzęt trafi przed oczy kogoś, kto bez trudu na rzut oka rozpozna, co ktoś tu nawywijał, dlaczego i po co ? Ci ludzie wszak nie występowali incognito, są podpisy na karcie naprawy.
Dobra, dość wstępu, jedziemy z tym koksem...
Standardowo - po opstrykaniu sprzętu z zewnątrz i wewnątrz - demontaż całkowity, mycie, czyszczenie i kwalifikacja części i podzespołów. Znaczy co jeszcze się nadaje do naprawy, a co już nie bardzo.
Pierwsza focia od góry po zdjęciu pokrywy czołowej - brak wentylatora (OMG !!!), stąd wytopione gumowe amorki silnika, przewody do wskaźnika na plasterkach scotch (typu biurowego), pożółkłych i skruszałych, brak gumowej nakładki hamulca prawego talerzyka i takie tam jeszcze różności... Sprzęt mocno zanieczyszczony z widocznymi rejonami korozji cynku i stali. Duża ilość startego nośnika z taśm, widać magnetofon nie próżnował i długo kogoś cieszył.
Od spodu - bałagan w instalacji, przypalony lutownicą kondensator 8n2 generatora kasowania, jakieś kikuty obciętych przewodów i więcej śladów czyichś sprytnych rączek.
A ja swoim zwyczajem przyczepię się do końcówki mocy w tym magnetofonie (w końcu, na mechanice znam się zdecydowanie mniej niż Autor tematu). Zastosowali tam takie zacne Adetki. ale... Jak już była mowa o wspomnieniach z dzieciństwa to przyznam się że gdy podczas kolonii letniej leciał z ZK140 utwór "Jeans On" Davida Dundasa - przysłuchiwałem się mu... zaglądając w żaluzje na górnej płycie, pod którymi majaczyły zarysy Adetek na radiatorze. Dopiero co bowiem wyleczyłem się z następstw ciężkiego zatrucia "wiedzą" serwowaną w "Nowoczesnych zabawkach" oraz "Elektronice dla wszystkich" (oczywiście, nie mam to na myśli współczesnego portalu lub czasopisma) i dzięki książkom "Radiotechnika dla praktyków" inż. Masewicza oraz "Radiotechnika bez wielkich problemów" Otto Limmana dowiedziałem się że z wykorzystaniem tranzystorów komplementarnych można zbudować wzmacniacz przeciwsobny klasy AB który naprawdę działa a przy tym wbrew temu co pisał "inżynier" Wojciechowski nie wymaga dwóch baterii zasilających. I gapiąc się w Adetki upajałem się czystością dźwięku podziwiając że tak oto dwa kawałki sygnału potrafią składać się gładko w jedną doskonałą całość, mimo braku transformatorów sterującego i głośnikowego...
Niestety mając takie znakomite tranzystory spieprzono tę końcówkę, a Polska Myśl Techniczna tym razem tego nie dokonała, przysposobiła tylko z dobrodziejstwem inwentarza to co spieprzyła Myśl Techniczna firmy Grundig. Pierwowzorem ZK1X0T był bowiem TK120 de luxe Grundiga (zob. https://www.forum-trioda.pl/viewtopic.php?p=400944#p400944 ). Tam napięcie zasilające tranzystory mocy (i tylko te tranzystory) wynosiło 14V, ale rozkład napięć wypadł bardzo niesymetrycznie: na AD162 odkładało się zaledwie 4,7V zamiast 7V jak to powinno być. PMT wdrażając do produkcji ZK120T a następnie ZK140T z nieznanych mi przyczyn zmodyfikowała lekko silnikotransformator tak że wtórne uzwojenie główne dawało po wyprostowaniu 20V. Ale na skorygowanie rozkładu napięć na końcówce mocy już się nie poważyła: był on nadal niesymetryczny, z tym że na AD162 odkładało się teraz 6,3V, na AD161 zaś - pozostałych 13,7V a więc przeszło 2 razy tyle. Nietrudno zauważyć jakie niosło to konsekwencje: AD161 był narażony na obciążenie niepotrzebnie dużą mocą. Chwilowa moc tracona, krytyczna z punktu drugiego przebicia mogła przekroczyć na granicy maksymalnego wysterowania nawet 10W, a szczytowy prąd kolektora w warunkach silnego przesterowania - 3A. Tymczasem AD162, legitymujący się na dodatek większą dopuszczalną mocą strat (6W zamiast 4W) pracował w warunkach nieporównanie łagodniejszych: prąd kolektora nijak nie był w stanie przekroczyć 1,4A, natomiast chwilowa moc tracona (gdy napięcie rozkłada się równo pomiędzy obciążenie a przewodzący tranzystor, tj. po 3,15V) - 2,25W. Nie dziwota zatem że AD161 niekiedy padały, zwykle pociągając do grobu i ten drugi :'-( Gdyby PMT zachowała napięcie zasilające 14V ale naprostowała symetrię napięć - to zarówno na AD161 jak i AD162 wytracałoby się w krytycznych warunkach zaledwie po 2,72W, za to moc wyjściowa wynosiłaby nie "do 4W" jak stanowią oficjalne dane techniczne tego sprzętu (co jest zresztą w ogóle nierealne bez wyraźnego już obcinania wierzchołków) ale nieco ponad tę wartość - bez obcinania a więc pyzy h dużo niższym niż 10%. Nie oczekuję jednak po Tobie abyś przezwajał teraz silnik aby zamiast 20V uzyskać 14V, dołożenie zaś stabilizatora obniżającego napięcie zasilania końcówki mocy postawi pod znakiem zapytania autentyczność sprzętu. Warto natomiast wyliczyć a potem sprawdzić co wyjdzie w wyniku przywrócenia symetrii napięć przy zachowaniu 20V zasilania. Maksymalna moc szczytowa tracona w tranzystorach końcowych przy 4 omach obciążenia wyniesie 5,56W, a prąd kolektora w warunkach maksymalnego wysterowania lub nawet przesterowania - 2,22A. Adetki powinny wytrzymać zarówno taki prąd szczytowy (dopuszczalna wartość wynosi 3A, zaś prąd średni jest pi razy mniejszy i wynosi 0,71A a więc mniej niż dopuszczalny 1A) jak i moc szczytową, która w AD161 jest w oryginalnym sprzęcie niemal dwukrotnie większa. Średnia zaś moc tracona w każdym tranzystorów przy najbardziej niekorzystnym wysterowaniu (do napięcia szczytowego na obciążeniu 6,37V) wyniesie zaledwie 2,25W co radiator powinien bezproblemowo rozproszyć, bowiem w oryginalnym układzie uzyskiwało się bardzo podobny wynik, jedynie przy wysterowaniu maksymalnym, kiedy to napięcie na wyjściu było niewiele tylko mniejsze od 6,37V. Za to należy po takiej modyfikacji oczekiwać na obciążeniu 4 omów niezniekształconej mocy wyjściowej w okolicach 8W(!).
I tu zapewne kryje się odpowiedź dlaczego PMT uparcie trzymała się skiepszczonego wzmacniacza, mimo że do pełni szczęścia brakowało tak niewiele: żaden ówczesny głośnik 4 omy o takiej mocy nie zmieściłby się do obudowy. Oczywiście, zamiast głośnika GD14-9/3 4 omy można było wstawić taki sam głośnik ale o impedancji 8 a nawet 15 omów (takie też produkowano) i wówczas nie groziłoby mu przeciążenie, za to odłączając go i dołączając kolumnę 4-omową uzyskałoby się niezłe nagłośnienie, choćby i na kolonijnej dyskotece.
Mam jednak podejrzenie graniczące z pewnością, dlaczego tak nie zrobiono. Otóż ówczesnym Asom PMT napakowano do głów w Technikum Kasprzaka czy innym Zajączku"wiedzę" na poziomie przywołanych na wstępie Nowoczesnych zabawek. A jeden z niepodważalnych jej kanonów głosił: Obciążenie musi być dopasowane do wzmacniacza. Innymi słowy: wzmacniacz dostosowany do obciążenia 4 omy nie będzie w stanie poprawnie pracować gdy się go obciąży głośnikiem 8 a co dopiero 15 omów. O tym że pracować jednak będzie, z tym tylko że moc wyjściowa zmaleje (a przecież o to powinno w omawianym przypadku chodzić) - a, to już wiedzieli tylko Wtajemniczeni, z reguły ci co z własnej inicjatywy zgłębili problem.
Jak myślisz, czy powyższa hipoteza nie brzmi bardziej prawdopodobnie niż destrukcyjny wpływ przysłowiowego Głównego Inżyniera a może nawet miejscowego sekretarza POP PZPR?
Dlatego uważam że warto naprostować tego babola, choćby w trosce o dobrostan deficytowych Adetek, których od dawna już się nie produkuje. Niejasnym jest tylko jakie zabiegi okażą się potrzebne, aby końcówka mocy która w trybie zapisu służy za generator prądu kasowania i podkładu pracowała nadal we właściwych warunkach, mimo de facto zwiększenia napięcia zasilającego z 13,4v (podwojonej wartości stałego napięcia na wyjściu w trybie generacji) do 20V.
@wd40 - PW.
A ja swoim zwyczajem przyczepię się do końcówki mocy w tym magnetofonie (w końcu, na mechanice znam się zdecydowanie mniej niż Autor tematu). Zastosowali tam takie zacne Adetki.
Nie. W tym magnetofonie są już BD435/436.
Sorry, ale z Twojego przydługiego wywodu jak dla mnie niewiele konkretnego wynika. Sprawdzałeś pracę układu po symetryzacji napięcia środka ? Podałeś konkretnie, jak to zrobić, żeby każdy mógł sam poznać smaczek satysfakcji z udanej operacji ? Jakieś wskazówki na tę okoliczność dla mniej zaawansowanych posiadaczy takich ZeteK, którzy chcieliby coś tam dla uszu polepszyć ? Skoro piszesz, że cyt.: "warto naprostować tego babola", to na miejscu byłoby podać konkretnie, który opornik wymienić z jakiego na jaki, gdzie wstawić diody i co do czego przymocować. I to dla wszystkich trzech (co najmniej) fabrycznych wersji tego wzmacniacza. Przy piątym czy już szóstym obszernym omawianiu tego tematu przez Ciebie może wreszcie pora na coś użytecznego dla innych ZetKomanów ?
Co do przytaczanych Przez Ciebie kanonów to nie słyszałem o takowych. Natomiast w technikum Kasprzaka szczegółowo i dokładnie wykładano nam problemy sprzętu audio ze wzmacniaczami mocy włącznie. Dopasowanie obciążenia do wzmacniacza jest pojęciem względnym, gdyż jest ono zazwyczaj indukcyjne (cewki głośników) i faluje wraz z częstotliwością sygnału od ułamka oma do nawet kilkudziesięciu omów. Impedancja głośnika podawana jest zwykle dla 1 kHz. Z takiego kanonu wynikałoby, że nigdy żaden wzmacniacz nie może pracować poprawnie albo i w ogóle niewiele może. Że to nieprawda, to wie każdy, kto doświadczył trzęsienia ziemi wywołanego poprawną pracą tranzystorowej końcówki AB.
Że Jego Wysokość Pan Inżynier J. Wojciechowski znał jakieś wyjątkowo srogie piguły na pobudzenie wyobraźni to się zgodzę w 100%. Ale to raczej nie ten pan jest tu prowodyrem, tylko Wielki Brat ze wschodu, który wszelkimi możliwymi sposobami zdusić chciał niezgodne z planem Marschalla przejawy mocy twórczych polskich umysłów, szczególnie młodych. Przypomnijcie sobie, jak wyglądał temat nadajników radiowych liczącej się mocy, czyli tak powyżej 100 mW oraz literatury o nich. Brak wszystkiego, co mogłoby być przydatne do zbudowania czegoś takiego, co zagrażałoby - choćby potencjalnie - jedynemu słusznemu ustrojowi i jego stróżom.
Na pocieszenie powiem, że w wielu przypadkach na niewiele się zdały te niecne zakusy trzęsidupków stołkowych. Kolega o ksywce w eterze "Leszek Merkury" bez problemu zaświecił mi wskaźnik pola na full z odległości ponad 200 km. Na UKF :-).
Sądzę, że jest tu ktoś, kto może pamiętać tego gumisia.
Leszek Merkury, pamiętam. Gadaliśmy nie raz na ukf powyżej skali, potem na cb. Dopóki milicja i ubecja nie zaczęła robić rewizji, potem cisza bo stan wojenny. :-)
Poza tym gumisia też jakiegoś kojarzę. :-)
Ano był też taki Gumiś, co Wielkiemu Bratu wyciął przekorny numer, zmajstrowując końcówkę mocy w.cz. na ruskich lampach, 40 VA w antenę przy 177 MHz. Kto pamięta, co to za częstotliwość ?
Naturalne zużycie elementów trących to zwykła sprawa w leciwych sprzętach. Pół biedy, gdy jest pod ręką nowy element na wymianę, 3/4 biedy gdy go nie ma, cała bieda jest wtedy, gdy wiadomo, że taka wymiana i tak niewiele by pomogła. Bo coś jest nędzne z samego założenia i do tego lichutko wykonane. Chińczycy to chyba uczyli się taniości wytwarzania gdzieś tu niedaleko ;-).
Łożyskowanie talerzyków w ZK 100 może być tego przykładem. Pojedyncza tulejka ze spieku stalowego fi 5,0 x 20 mm, do tego dość daleko od punktu przyłożenia siły poprzecznej, co efektem dźwigni powoduje duże naciski jednostkowe wałka na powierzchnię wewnętrzną tej tulejki. Gdy do tego dołożyć jeszcze pracę na sucho w niekonserwowanym na czas sprzęcie, to mamy pozamiatane. Znaczy złom, bo luzy wystąpiły tu takie, że taśma ocierała się o dyski szpulki, raz o górny, raz o dolny, losowo.
Nie wiem, czemu zrobiono tu takie zbyt długie wałki talerzyków, ale to akurat dobrze, bo jest teoretyczna możliwość wielce korzystnego oddalenia od siebie dwóch nowych punktów podparcia wałka.
Prosty (że nie powiem prostacki - hej, Panowie skośnoocy, przypatrzcie się jak to można najtaniej zrobić) sposób przytwierdzenia tej tulejki do ramienia talerzyka podyktował sposób naprawy tego prymitywnego węzła.
Wytoczyłem nową, dłuższą tuleję osadczą fi 12/ fi 10 - 20/ 23,5 mm, w którą wprasowałem nowe tulejki łożyskowe z dobrej jakości spieku brązowego. Poza kalibrowanymi gniazdami tych nowych łożysk tuleja osadcza ma odcinek wewnętrznego gwintu M8, którego zadaniem jest spowolnienie spływu oleju z górnego zasobnika poprzez zwykłe rozwinięcie powierzchni i wydłużenie drogi spływu. Ów zasobnik to kawałek zwyczajnego filcu technicznego nasycony olejem, umieszczony pod górnym łożyskiem wewnątrz tulei osadczej. Same brązowe tulejki łożyskowe ze spieku porowatego zostały też próżniowo nasycone świeżym olejem.
Teraz trwałość łożyskowania można gwarantować na min. 1000 godzin pracy.
na obrazkach kolejno:
- fabryczna masakra obejmy tulejki łożyskowej lewego talerzyka i mocarne szczypce medyczne z Nowego Tomyśla do walki z takimi kwiatkami,
- odmienna od lewej prawa analogiczna tulejka osadzona w prawym ramieniu w taki sam sposób - obejmą zaginaną,
- po demontażu, powyżej lewy zespół, niżej prawy,
- zestaw nowych elementów naprawczych przed montażem i (wyżej) stara, zużyta tulejka łożyskowa,
- frezowanie powiększonego dolnego otworu w ramieniu celem umożliwienia montażu (inaczej nowa tuleja osadcza nie wejdzie na swoje miejsce),
- już wyfrezowane gniazdo tulei osadczej,
- - - już osadzona w ramieniu nowa tuleja osadcza z wprasowanymi nowymi łożyskami w widoku z trzech stron.
Ano był też taki Gumiś, co Wielkiemu Bratu wyciął przekorny numer, zmajstrowując końcówkę mocy w.cz. na ruskich lampach, 40 VA w antenę przy 177 MHz. Kto pamięta, co to za częstotliwość ?[...]
Jeśli się nie mylę, to za czasów PRL była chyba częstotliwość 6 kanału TV OIRT.
@wd40 - PW.
Zastosowali tam takie zacne Adetki.
Nie. W tym magnetofonie są już BD435/436.
Szkoda. Te są brzydkie, bo plastikowe. Ale co do meritum - niewiele to zmienia:
https://www.elektroda.pl/rtvforum/topic3605398.html#gallery-1
nadal mamy tam do czynienia z asymetrią, choć nie aż taką jak z Adetkami (8V na wyjściu zamiast 6.3V a powinno być 11.25V a jeszcze lepiej 12V bowiem niewielka asymetria ale w drugą stronę pozwoliłaby osiągnąć minimalnie większą moc ponieważ stopień sterujący T7 nasycałby się w ujemnej połówce przy wyższym poziomie sygnału a przy idealnej symetrii nasycenie T9 następuje przy wyższym poziomie od tego przy którym nasyca się T7). Na plus można natomiast zapisać PMT zastąpienie termistorowej stabilizacji prądu spoczynkowego zastosowanej w końcówce na Adetkach ( https://www.elektroda.pl/rtvforum/topic1582436.html#gallery-4 ) układem tranzystorowym (oj, tym razem towarzysz sekretarz nie popisał się rewolucyjną czujnością! ;-) ). Ale to właściwie wszystko co można dobrego powiedzieć. Niezrozumiały jest (podobnie jak w adetkowych pierwowzorach: grundigowskim i kasprzakowskim) brak bootstrapu w obciążeniu stopnia sterującego (T7). Zamiast niego zastosowano rezystor dużej mocy (R47 - 1k5 1W); dotyczy to obu polskich schematów) który mimo zasilania z podwyższonego napięcia (42V) kradnie więcej sygnału niż normalnie tu stosowany bootstrap co zmusza do zwiększenia prądu spoczynkowego stopnia sterującego, wskutek czego mocno grzeje się nie tylko ten rezystor ale i T7. Za skomplikowane okazało się zrozumienie zasady działania bootstrapu skoro go nie zastosowano? :->
Sorry, ale z Twojego przydługiego wywodu jak dla mnie niewiele konkretnego wynika. Sprawdzałeś pracę układu po symetryzacji napięcia środka ?
In vivo - nie, ponieważ nie dysponowałem sprawną Zetką. Odwzorowałem natomiast samą końcówkę mocy, z wykorzystaniem elementów wymontowanych z płytki nabytej na Wolumenie. Efekty rewelacyjne nie były, czego zresztą należało się spodziewać. Główny jej mankament, który pozostaje także po usunięciu asymetrii (i oczywiście nie zależy od tego jakich tranzystorów końcowych użyto) - to znaczne zniekształcenia nieliniowe typu wykładniczego. Sterowanie T7 z wtórnika emiterowego, przy równoczesnym braku kilkunastoomowego rezystora linearyzujacego w emiterze T7 (który jednak pogarszałby wysterowanie) jest wyjątkowo kiepskim pomysłem. W tych warunkach, przy założeniu niezniekształconego napięcia na bazie wtórnika T6 - prąd kolektora T7 okazuje się odwzorowaniem funkcji wykładniczej. Ogólne równoległe USZ z wyjścia na bazę T6 przez rezystory R41 i R42 w kontrze do których stoją R31, R38 i R39 jest tak beznadziejnie płytkie, że nie jest w stanie skutecznie tych zniekształceń zniwelować. Rozumiem PMT (ale tylko w przypadku starego wykonania na Adetkach; z BD435/436 takiego usprawiedliwienia już nie znajduję!) że w obliczu braku krajowych tranzystorów krzemowych małej mocy pnp (np. BC178) nie zrealizowanła kanonicznej struktury, takiej choćby jaką zastosowałem w Pionierze Stereo, a wcześniej w zmodyfikowanych końcówkach mocy dla M2405S, z galwanicznie sprzężonymi stopniami napięciowymi na tranzystorach przeciwstawnego typu i wtórnikową parą komplementarną (zastosowała ją natomiast w takich radiach jak Jubilat, Diana i Atena Stereo, gdzie stopień sterujący obsadzono tranzystorem pnp ale... germanowym - AC180K). Ale już MK125 który podlegał takim samym ograniczeniom co do bazy elementowej udało się to zrobić nieporównanie lepiej:
https://wojtek.pp.org.pl/32688_schemat-magnetofonu-mk-125
Zamiast wtórnika zastosowano wstępny stopień napięciowy z tranzystorem npn (T4) sprzężony pojemnościowo ze stopniem sterującym (T5). Pozwoliło to wprowadzić na emiter T4 stosunkowo głębokie szeregowe USZ, które jak sprawdziłem (także w odwzorowanym modelu wzmacniacza, nie w żywym magnetofonie) redukuje zniekształcenia w zadawalającym stopniu, tym bardziej że wtórnika który do powstawania zniekształceń się przyczyniał tutaj nie ma.
Podałeś konkretnie, jak to zrobić, żeby każdy mógł sam poznać smaczek satysfakcji z udanej operacji ?
Dalszych prób z końcówką mocy ZK140 nie robiłem, uznawszy ją za całkowicie nieperspektywiczną, z uwagi na znaczne zniekształcenia. Ale przynajmniej zmniejszyć prawdopodobieństwo awarii a przy okazji zwiększyć moc wyjściową chyba od rzeczy by nie było, nawet zakładając że schematowo końcówka mocy musi pozostać taką jaka ona jest (znajduje się ona na płytce głównej magnetofonu, i wykonanie nowej płytki byłoby karkołomnym zadaniem, nie tak jak w przypadku końcówek mocy od M2405S stanowiących samodzielne, stosunkowo mało złożone bloki)?
Jakieś wskazówki na tę okoliczność dla mniej zaawansowanych posiadaczy takich ZeteK, którzy chcieliby coś tam dla uszu polepszyć ? Skoro piszesz, że cyt.: "warto naprostować tego babola", to na miejscu byłoby podać konkretnie, który opornik wymienić z jakiego na jaki, gdzie wstawić diody i co do czego przymocować.
Konkretnie, to należałoby przede wszystkim zwiększyć R42 (zarówno w wersji germanowej jak i krzemowej), tak aby napięcie na wyjściu było równe połowie napięcia zasilającego. Do jakiej wartości - nie powiem w tej chwili, wstępnie można by zwiększyć ją o 50%. W rezerwie pozostaje jeszcze podkówka R41 którą można doregulować napięcie na wyjściu. Po takiej operacji zmaleje prąd spoczynkowy T7, zatem wskazane byłoby zmniejszyć R47 gdyby prąd spoczynkowy okazał się niewystarczający do wysterowania końcowego npn. Nb.: co robi R48 w końcówce na adetkach, poza tym że kradnie część deficytowego prądu sterującego i zwiększa zniekształcenia skrośne? Obstawiam że wstawiono go w obliczu częstego uszkadzania się AD161 (patrz poprzedni post) licząc na to że jego obecność zmniejszy możliwość wystąpienia drugiego przebicia. Po wyrównaniu rozkładu napięć ten argument odpadnie, i R48 należy usunąć. Wracając do R47: gdy się wstawi 1,2k 1W - to prąd spoczynkowy T7 wyniesie 25mA. Bardziej już się go zwiększyć nie da z uwagi na moc traconą, chyba że się tu zastosuje tranzystor średniej mocy, np. BC211. PMT w czasach AD161/162 oczywiście takiej możliwości nie miała, ale w czasach BD435/BD436 już jak najbardziej tak. Lepiej jednak byłoby, skoro już R47 ma być ruszany - zastosować tutaj dwa rezystory pędzone nie z 42V ale z 22,5V i kondensator elektrolityczny, innymi słowy normalny bootstrap. Zmniejszy to straty sygnału a tym samym pozwoli zmniejszyć prąd spoczynkowy T7 oraz moc traconą w tym tranzystorze oraz rezystorach. Tylko czy taki pająk zmieści się na płytce? Przydałby się też jeszcze jeden pająk, w postaci szeregowego dwójnika zawierającego rezystor wartości kilkunastu kiloomów, i elektrolit w okolicach 10uF. Wstawiony między wyjście końcówki mocy (albo lepiej kawałek dalej, za kondensatorem C20 i stykiem nr 3 przełącznika zapis/odczyt, wiodącym na głośnik) pozwoliłby zwiększyć głębokość USZ. Na ile uda się to zrobić - trzeba by sprawdzić w działającym magnetofonie, aby tylko wzmiocnienia nie zabrakło.
I to dla wszystkich trzech (co najmniej) fabrycznych wersji tego wzmacniacza.
A ta trzecia - to jaka była? Oldradio stanowi że stosowano tam BD354/355. Niestety schematu brak.
Przy piątym czy już szóstym obszernym omawianiu tego tematu przez Ciebie może wreszcie pora na coś użytecznego dla innych ZetKomanów ?
No nie, o ZK140 piszę po raz pierwszy. Czy chcesz przez to powiedzieć że opisy zmodyfikowanych końcówek do M2405S (z płytką drukowaną!) były nieużyteczne?
Co do przytaczanych Przez Ciebie kanonów to nie słyszałem o takowych. Natomiast w technikum Kasprzaka szczegółowo i dokładnie wykładano nam problemy sprzętu audio ze wzmacniaczami mocy włącznie.
Przepraszam Ciebie i innych absolwentów tej szkoły, jeżeli kogoś uraziłem. Pisałem hasłowo ("lub innym Zajączku") ponieważ inaczej nie potrafiłem sobie wytłumaczyć jak można było aż tak spieprzyć kocówkę mocy ZK140T celem obniżenia jej mocy wyjściowej (po uprzednim zwiększeniu napięcia zasilającego z 14V na 22,5V!) zamiast po prostu zastosować głośnik 15 a może 25 omów, podobny do tego jaki siedział w Jubilacie, zasilanym z napięcia bardzo zbliżonego.
Dopasowanie obciążenia do wzmacniacza jest pojęciem względnym, gdyż jest ono zazwyczaj indukcyjne (cewki głośników)
Oj dała mi się ta indukcyjność (głośnika GDS16/15) we znaki! To było we wzmacniaczu na BD354/355 wyposażonym w mostkowy układ zabezpieczenia pzwar, który miał reagować na spadek impedancji obciążenia poniżej znamionowej. Okazało się jednak że uruchamiał się także wskutek występowania przesunięć fazy między napięciem i prądem na głośniku, czemu towarzyszyły ostre strzały, tak jakby mocna iskra gdzieś przeskakiwała. Długo trwało zanim zorientowałem się co jest przyczyną: wszak wskutek tej indukcyjności moduł impedancji głośnika rósł a nie malał. Sposób na pozbycie się tej niesprawności okazał się równie prosty jak jej przyczyna: wystarczyło zbocznikować głośnik dwójnikiem Zobla zawierającym rezystor 8,2 oma i kondensator w okolicach 2uF. Skompensował on składową indukcyjną i strzały ustały. Taki sam skutek przyniosło zastąpienie rezystora głośnikiem wysokotonowym, toteż gdybym zamiast GDS-a użył najprostszego zespołu dwudrożnego w rodzaju ZG15C - problem w ogóle by nie wystąpił.
i faluje wraz z częstotliwością sygnału od ułamka oma do nawet kilkudziesięciu omów.
Kilkadziesiąt omów - to owszem ma prawo wystąpić wokół częstotliwości rezonansowej GDN, szczególnie gdy ten jest słabo tłumiony (np. pracuje w obudowie otwartej od tyłu). Ale taki wzrost w innym miejscu (np. wokół częstotliwości podziału) świadczy już o niestarannym zaprojektowaniu zwrotnicy. Można zaprojektować ją tak aby wzrost impedancji w tym miejscu nie przekraczał ułamków oma. Taka jest zwrotnica w moich zespołach trójdrożnych na szmacianych GDN24/40, GD12/8 oraz GDWK9/40:
https://www.forum-trioda.pl/download/file.php?id=56973&mode=view
Wzrost impedancji wokół rezonansu GDN też można by skompensować, przy użyciu szeregowego dwójnika RLC. Ale trzeba by użyć kondensatora o dużej pojemności i cewki o dużej indukcyjności (sprawę ułatwia co prawda fakt że i rezystancja musi być znaczna, toteż można połączyć funkcję rezystora i cewki nawijając ją cienkim drutem) a że jak dotąd nie stwierdziłem żadnych negatywnych efektów powodowanych przez rezonansowy wzrost impedancji - nie czułem konieczności aby go kompensować.
Natomiast spadek impedancji zespołu poniżej znamionowej (a co dopiero do ułamków oma) świadczyć może już nie tylko o niedbałym zaprojektowaniu zwrotnicy, ale także o ordynarnym oszustwie. Przykładem może być zespół KEF-Q4 dla którego producent podaje impedancję znamionową 8 omów, ale faktyczna impedancja mierzona przy 100Hz (a wię tam gdzie nie może by mowy wpływie źle zaprojektowanej zwrotnicy) wynosi zaledwie 3.25 oma:
https://www.forum-trioda.pl/viewtopic.php?p=349500&hilit=kef+q4#...
https://www.forum-trioda.pl/download/file.php?id=76366&mode=view
Od początku wydawało mi się oczywistym że każdy posiadający elementarną zdolność logicznego myślenia od razu wywnioskuje że coś musi być nie teges z impedancją GDN. Ale jak wynika z powyższego - przeceniłem owe zdolności w przypadku niektórych. Za to moja diagnoza co do impedancji głośnika zasadniczego okazała się trafna, mimo że nie widziałem takich zespołów na oczy:
https://www.forum-trioda.pl/viewtopic.php?p=349839#p349839
Co by nie powiedzieć - sprytne. Nieuczciwy producent deklarując impedancję zespołu 8 omów, mimo że faktycznie wynosiła ona 4 omy mógł zmierzyć natężenie dźwięku przy doprowadzonej mocy elektrycznej dwukrotne większej niż zadeklarowana, a tym samym "poprawić" efektywność zespołu o całe 3dB! Najwyżej jeśli ktoś pójdzie z mordą że spalił mu się wzmacniacz dostosowany tylko do obciążenia 8 omów - to usłyszy w odpowiedzi od producenta lub wspierających go pożytecznych idiotów że w dzsiejszych czasach takie trudne zespoły głośnikowe są normą i należało sobie kupić nowoczesny wzmacniacz dysponujący należytą rezerwą obciążalności.
Impedancja głośnika podawana jest zwykle dla 1 kHz.
Tu jednak się mylisz. Od zawsze impedancja głośnika była podawana dla takiej częstotliwości leżącej powyżej częstotliwości rezonansowej przy której występuje minimum modułu impedancji. Powyżej tej wartości impedancja rośnie ponieważ zbliżamy się do rezonansu, poniżej - też rośnie bowiem daje znać o sobie indukcyjność rozproszenia cewki. Mniejsza od impedancji znamionowej (ale nieznacznie, o kilka lub kilkanaście %) jest już tylko rezystancja drutu w uzwojeniach cewki, mierzona w warunkach stałoprądowych. W przypadku zaś zespołów głośnikowych przyjęło się (przynajmniej kiedyś, gdy pojęcia trudnych zespołów głośnikowych jeszcze nie wylansowano) że impedancja znamionowa zespołu jest taka jak impedancja znamionowa głośnika podstawowego.
Z takiego kanonu wynikałoby, że nigdy żaden wzmacniacz nie może pracować poprawnie albo i w ogóle niewiele może. Że to nieprawda, to wie każdy, kto doświadczył trzęsienia ziemi wywołanego poprawną pracą tranzystorowej końcówki AB.
Już opisałem wyżej jakie to trzęsienie ziemi (a raczej uszu) wywołał nieszkodliwy na pozór wzrost impedancji głośnika wywołany jego nieskompensowaną indukcyjnością. Ale odtąd dbałem aby charakterystyka impedancji była w miarę wyrównana, i problem więcej się nie powtórzył.
Że Jego Wysokość Pan Inżynier J. Wojciechowski znał jakieś wyjątkowo srogie piguły na pobudzenie wyobraźni to się zgodzę w 100%. Ale to raczej nie ten pan jest tu prowodyrem, tylko Wielki Brat ze wschodu, który wszelkimi możliwymi sposobami zdusić chciał niezgodne z planem Marschalla przejawy mocy twórczych polskich umysłów, szczególnie młodych.
Oj, daleko nie zawsze. Wszak już Wieszcz Narodowy pisał, że cywilizacja większa u Moskali. Uczniem podstawówki jeszcze będąc patrzyłem na schemat dziecinnego radyjka Zwiezdoćka a dokładniej na jego człon m.cz.
http://www.abetterpage.com/wt/soviet/Electron.html
(tu akurat Elektron 2M, ale niemal identyczny)
i zachodziłem w głowę co to za dziwaczny układ, na petach MP41 oraz MP38 zarówno typu pnp i npn, połączonych tak że dwa ostatnie udają układ przeciwsobny, pozbawiony jednak transformatorów. Nie miałem wówczas pojęcia że to naprawdę układ przeciwsobny, bo i skąd u nas mieliby je mieć autorzy ówczesnych publikacji? Gdzie były nasze germanowe tranzystory npn komplementarne do Tegespięćdziesiątek, podczas gdy komplementarne pety robiono w sowietach jeszcze we wczesnych latach 60-tych (P8-P11 oraz P13-P15) o ile nie wcześniej? Tego chyba Wielki Brat nam nie zabraniał?
Przypomnijcie sobie, jak wyglądał temat nadajników radiowych liczącej się mocy, czyli tak powyżej 100 mW oraz literatury o nich. Brak wszystkiego, co mogłoby być przydatne do zbudowania czegoś takiego
Jednak pojedyncze jaskółki się pojawiały. Przypomnę chociażby transceiver na 3,5MHz z RiK:
https://archive.org/details/radioamator-i-krotkofalowiec-1961-19...
Inż. Chojnacki twierdził że udało się uzyskać moc do 30W stosując BUtY nr 52, produkowane przez TEWA jeszcze chyba na przełomie lat 60/70. Były to najpewniej spiracone BDY23. W epoce tranzystorów germanowych natomiast - faktycznie kaplica, temat tranzystorów mocy kończył się na Tegesiedemdziesiątkach o fT zaledwie 100kHz, temat zaś tranzystorów w.cz. - na Tegesczterdziestkach o mocy 50mW. Toteż w pierwszym radiotelefonie Echo zastosowano importowany tranzystor średniej mocy w.cz. ZTCP AFY14. Dopiero w ofercie CEMI pojawiły się prawdziwe tranzystory nadawcze, w szczególności BLYP22.
co zagrażałoby - choćby potencjalnie - jedynemu słusznemu ustrojowi i jego stróżom.
Co prawda to prawda. Dziś to się w pale nie mieści, ale wszelki sprzęt nadawczy (choćby wspomniane wyżej Echo, dziś powiedzielibymy "walkie-talkie") był traktowany przez ówczesne komusze prawo na równi z bronią palną!. Na jego posiadanie trzeba było mieć milicyjne zezwolenie, ważne przez ograniczony czas i cyklicznie odnawiane. Gdyby sprzęt do łączności radiowej był powszechny także w użyciu cywilnym a nie tylko (para)militarnym jak MO czy LWP (a kiedy jak kiedy, ale w 1980 roku przeszkód natury technicznej już u nas nie było) - nie doszłoby do najtragiczniejszej w dziejach Polski katastrofy kolejowej pod Otłoczynem. W tamtych czasach dyżurni ruchu na stacjach mieli tylko łączność telefoniczną między sobą ale nie z maszynistami pociągów, bowiem radiotelefonami ci ostatni nie dysponowali. Toteż gdy ze stacji pod Otłoczynem nieoczekiwanie ruszył mimo sygnału Stój na semaforze i wjechał na tor niewłaściwy (pod prąd) pociąg towarowy pod gagarinem (uważałem i nadal uważam że była to zbrodnia esbecka mająca dostarczyć pretekstu do siłowej rozprawy ze strajkującymi stoczniowcami; wskazywałoby na to chwilowe zwolnienie pociągu i ponowne przyspieszenie tuż przed zderzeniem aby ubek który wcześniej zabił maszynistę i uruchomił pociąg mógł wyskoczyć z kabiny gagarina) - jedyne co mógł zrobić dyżurny na stacji Otłoczyn to zatelefonować do sąsiedniego posterunku ruchu Brzoza Toruńska, a gdy okazało się że jadący na zderzenie pociąg osobowy minął już semafor - wezwać służby ratunkowe aby zawczasu udały się na miejsce nadchodzącej nieuchronnie katastrofy. Dopiero po tej tragedii wprowadzono sprzęt łącznościowy na wyposażenie pociągów.
Na pocieszenie powiem, że w wielu przypadkach na niewiele się zdały te niecne zakusy trzęsidupków stołkowych. Kolega o ksywce w eterze "Leszek Merkury" bez problemu zaświecił mi wskaźnik pola na full z odległości ponad 200 km. Na UKF :-).
Sądzę, że jest tu ktoś, kto może pamiętać tego gumisia.
A może wiesz również co za pajac nawijał gdzieś w latach 1979-80 w paśmie 3,5MHz co następuje: "Raz dwa trzy cztery pięć, raz dwa trzy cztery pięć, raz dwa trzy cztery pięć brum, brum, bruuuum!..." i tak w koło Macieju. Usłyszałem o tym zrazu od kogoś i nie bardzo wierzyłem, ale niebawem usłyszałem na własne uszy, na RBM-ce w szkolnym klubie krótkofalarskim!
I to dla wszystkich trzech (co najmniej) fabrycznych wersji tego wzmacniacza.
A ta trzecia - to jaka była? Oldradio stanowi że stosowano tam BD354/355. Niestety schematu brak.
Podejrzewam na podstawie wkaźnika wysterowania i zastosowanych tranzystorów stopnia końcowego, że bohaterem tematu jest ZK140TM produkcji zakładów MAGMOR. Kiedys takiego naprawiałem i miał on końcówkę na BD354/355. Taką jak z tego opisu allegro
https://allegrolokalnie.pl/oferta/plyta-glowna-magnetofonu-zk140tm
Podejrzewam na podstawie wkaźnika wysterowania i zastosowanych tranzystorów stopnia końcowego, że bohaterem tematu jest ZK140TM produkcji zakładów MAGMOR.
Dokładnie tak napisano na Oldradio:
https://oldradio.pl/karta.php?numer=985
aby zaś dowiedzieć się o tym że były tam BD354/355 należy wpisać w wyszukiwarkę ZK 140TM (koniecznie ze spacją!) Linku nie ma sensu podawać, ponieważ jest on niezmienny, bez względu na to co się w wyszukiwarkę wpisze i wywoła.
Kiedys takiego naprawiałem i miał on końcówkę na BD354/355. Taką jak z tego opisu allegro
https://allegrolokalnie.pl/oferta/plyta-glowna-magnetofonu-zk140tm
Płytka drukowana - ewidentnie ta sama co w wersji na BD435/436: świadczą o tym nieobsadzone otwory pod tranzystory w obudowie TO-126 widoczne na lewo od radiatora na pierwszym zdjęciu. Zatem niemal na pewno schematowych różnic nie ma, w szczególności nadal nie ma bootstrapu bowiem widać (u góry, między radiatorem a zespołem potencjometrów) rezystor węglowy OWZ 1W który niechybnie nosi oznaczenie R47, nie widać zaś w pobliżu drugiego podobnego rezystora oraz elektrolitu, niezbędnych w układzie bootstrap. Otwarte pozostaje jeszcze spoczynkowe napięcie na wyjściu, ale póki co nie widać powodów aby było inne niż w pierwotnej wersji ZK140TM. Tak więc wszelkie moje uwagi dotyczące tamtej wersji pozostają na razie aktualne.
I znów muszę oddać sprawiedliwość PMT z zakładów Magmor, że przynajmniej zerwała z zakorzenionym już wtedy bida-komplementarnym kanonem, i zrobiła wreszcie użytek z pary komplementarnej BD354/355, na co nie była zdolna zdobyć się PMT z Kasprzaka. A że wyszło to tak sobie - to insza inszość. Musieli się zresztą nieźle nagimnastykować aby wysterować tę parę komplementarną tranzystorem małej mocy (w roli T7 obsadzony jest BC107 ewent. BC527 ale na pewno nie BC211) co jak się przekonałem - nie jest wcale łatwe, nawet gdy bedetki należą do grupy "C" o najwyższym wzmocnieniu.
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- …
- następna ›
- ostatnia »
Zapomniałem, że tytułowego "sienieda" edytować ;-).
Po wyplątaniu silnika z przewodów (po co ktoś je tak pogmatwał ?) - wyjęcie i demontaż silnika. Filcowe zasobniki leżące wokół samoustawnych, kulistych tulejek łożyskowych nasyciłem olejem ATF220, gdyż zalecany przez wytwórcę olej WIK500 lubi sobie pocieknąć po rozgrzaniu silnika. Jeśli nie dopuścić do pracy na półsucho, to trwałość tych łożysk jest bardzo znaczna, praktycznie są nie do zajechania. To uczciwie zrobiony spiek porowaty z proszku brązu łożyskowego doskonałej jakości. Producent określa ich resurs na 3000 godzin pracy (sic!), a faktycznie bywa jeszcze drugie tyle.
Silnik ten jest jednocześnie transformatorem sieciowym, więc po ponownym montażu wirnika i ustawieniu symetrii szczeliny czterema wkładkami 0,35 mm z tworzywa należy sprawdzić napięcia uzwojeń wtórnych. Dobrze jest też zwrócić uwagę na cichobieżność, praktycznie powinien być bezgłośny w pozycji pionowej, ledwo słyszalne buczenie jest normalnym efektem. Prędkość biegu jałowego w tej pozycji powinna wynosić 2850 +60 / -20 obr/min po 10 minutach pracy. Po 30 minutach silnik nie powinien jeszcze parzyć dłoni, po 90 już ma prawo w temperaturze otoczenia ok. 20*C. 75*C to normalna temperatura pracy takiego silnika. Stąd niezadowalająca trwałość gumowych amortyzatorów jego zawieszenia. Te na wpół wytopione i na wpół skruszałe wymieniłam na mało używane z innego magnetofonu.
Po uporaniu się z silnikiem i wymianie kondensatorów elektrolitycznych w zasilaczu uporządkowałem nieco instalację w tym rejonie.
Znalazłem kiedyś info na innym forum, że ktoś wytwarza takie gumki zawieszenia silników w Zetkach. Nie wiecie może czegoś bliżej na ten temat ?