Kącik miłośników decków ZRK M9xxx
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
Nudle nudlami, pyzy pyzami, ale napisz proszę jaki masz chytry plan co do elektroniki. Trochę mnie to z pewnych względów interesuje ;-)
Jak pamiętam wygląd płytki, to natłoku elementów konstruktorzy nie przewidzieli.
Na oko to pewnie taki jak u mnie ;-)) po wszystkich Andrzejowych zabiegach, mordeczka mi się śmieje ilekroć go włączam :-)))
To ja zadam pytanko "krecikowi" czym najlepiej czyścić taki zasrany isostat bo mam co prawda M7011(klient już przytargał dwa modułu dolbu B) ale przełącznik O/Z jest tak czymś zasrany (olej jadalny czy ki ...j) nawet dźwignie przelączania nie sż w stanie go ruszyć - boje się że ten syf jest Organiczny - na razie wymontuje tego isistata i poczekam na Twoją podpowiedź ...
Znam ten syf, znam... Rzeczywiście, przypomina zastygnięty olej jadalny. IPA tego nie rozpuszcza, ekstrakcyjna słabiutko, nitro też nie do końca, ksylen troszkę ale nie całkiem. Czemu ?
Olej jadalny zawiera żywice. Czym się rozpuszcza plamy z żywicy na aucie na przykład ? Rzecz jasna terpentyną. Razem z lakierem, gdy nie dość sprytnie to zrobić ;-).
W isostacie nie ma lakieru (a może właśnie jest, pieron go wie co to tam jest za kleisty zajzajer), wywal go z płytki, wyjmij suwak ze stykami, które trzeba wykąpać w słoiczku i wypędzelkować dokładnie. Weź oplataną sznurówkę z buta, obetnij na ok. 25 cm , nadziej ją od strony obcięcia na sztywny drut fi 1,2...1,5 i wecuj isostata od wewnątrz takim wyciorem, polewając obficie terpentyną lub ksylenem z braku terpentyny. Potem, po wysuszeniu, drugim takim wyciorem potraktuj go bezwodnym C2H5OH (nie IPA, on nie rozpuszcza wszystkiego tego, z czym radzą sobie etanol lub metanol, np. z adhezyjnymi polimerami).
Smarowanie tylko olejem silikonowym (nie silnikowym !!!) lub wazelinowym bezkwasowym.
Jeśli po takiej kuracji przełącznik będzie miał jeszcze jakieś fanaberie, to ja jestem maharadża Pendżabu :-)))...
Obserwując poczynione tu starania, mam wrażenie, że każdy k520 jakiego by nie wziąć, wymaga rozebrania do ostatniej śrubki i wymiany bądź dorobienia połowy części z jakich się składa. Czy to wynika ze zużycia po tych 40 latach, czy już kiepskości podzespołów na poziomie fabryki? Ile osób się zdecyduje na taki remont? Dwie, trzy? A reszta co, będzie używać złomów?
Czy może jest po prostu inaczej, próbujecie tu cyzelować tą mechanikę na poziom, powiedzmy, akai gx? Czy ma to sens? Nie wiem.
Obserwując poczynione tu starania, mam wrażenie, że każdy k520 jakiego by nie wziąć, wymaga rozebrania do ostatniej śrubki i wymiany bądź dorobienia połowy części z jakich się składa. Czy to wynika ze zużycia po tych 40 latach, czy już kiepskości podzespołów na poziomie fabryki? Ile osób się zdecyduje na taki remont? Dwie, trzy? A reszta co, będzie używać złomów?
Czy może jest po prostu inaczej, próbujecie tu cyzelować tą mechanikę na poziom, powiedzmy, akai gx? Czy ma to sens? Nie wiem.
Nie połowy części, tylko co najwyżej połowa procenta części wymaga ingerencji. Wynika to z obydwu przytoczonych okoliczności.
Decyzja o doprowadzeniu do sprawności bądź nie naprawianiu wadliwego/ zepsutego urządzenia jest sprawą jego właściciela.
Gdzie tu jest cyzelowanie ? Czy Kolega coś rozumie z załączonych zdjęć i opisów ?
To ma sprawnie, niezawodnie i możliwie długo działać tak, jak założył konstruktor, nic więcej. Jeśli widać, że któreś z tych założeń było chybione, to też trzeba to poprawić.
Urządzenie ma dawać radość użytkownikowi - temu założeniu podporządkowane są moje skromne działania.
Nie należę do żadnej partii politycznej, występuję tu w liczbie pojedynczej.
Zatem co? Tak zlewano założenia konstruktora, że produkowano to, co produkowano i teraz musisz w pocie czoła to wszystko "prostować"? Czy może jednak te założenia były takie, jakie były?
pozdrawiam
Grzesiek
Wypadałoby, żeby każdy magnetofon grał idealnie przez całe swoje życie. Mój po naprawie u kolegi Krecika, bardzo mnie zaskoczył pozytywnie. Okazuje się , że dobrze zrobiony polski sprzęt może spokojnie stawać w szranki z zachodnim sprzętem tej samej klasy. I tak jak kolega Krecik mówi. Czy robimy tak czy inaczej decyduje właściciel. Cieszę się , że byłem jednym z pierwszych których magnetofon przeszedł taką kurację. Jak na razie spisuje się bez zarzutów.
Zatem co? Tak zlewano założenia konstruktora, że produkowano to, co produkowano i teraz musisz w pocie czoła to wszystko "prostować"? Czy może jednak te założenia były takie, jakie były?
pozdrawiam
Grzesiek
Raczej Grzesiu, jakość wykonania i użytych materiałow niestety.
Ile osób się zdecyduje na taki remont? Dwie, trzy? A reszta co, będzie używać złomów?
Czy może jest po prostu inaczej, próbujecie tu cyzelować tą mechanikę na poziom, powiedzmy, akai gx? Czy ma to sens? Nie wiem.
Konrad, reszta nie używa złomów, tylko magnetofonów których jakość pracy w zupełności ich zadowala. I nie znaczy to ze są złe. Magnetofon po SPA u Andrzeja mam jeden, a w ogóle mam 7 różnych decków w użytkowaniu. I nie uważam ich za złomy, bo nie serwisował ich Krecik. Ten Po Krecikowym serwisie, służy jako wzorzec i na razie wygrywa.
Zatem co? Tak zlewano założenia konstruktora, że produkowano to, co produkowano i teraz musisz w pocie czoła to wszystko "prostować"? Czy może jednak te założenia były takie, jakie były?
pozdrawiam
Grzesiek
Założenia musiały być dostosowane lub skorygowane do oczywistych realiów, same w sobie nie wyglądają źle.
Realia nieoczywiste / nieprzewidywalne / trudno przewidywalne procesu produkcji dopisały swoje.
W wiadomych okolicznościach tamtego okresu dziejowego Polski wyszło to, co wyszło. Uważam - zważywszy wszystkie znane mi owe okoliczności - że wyszło na tyle dobrze, że graniczy to z cudem. W dodatku po drobnych poprawkach przedstawia sobą poziom porównywalny do analogicznych sprzętów z Wolnego Świata, co jest - ponownie zważywszy wspomniane okoliczności - bezprecedensowym fenomenem.
To trochę tak, jakby Ktoś związany, skuty, z opaską na oczach, o suchym chlebie i wodzie zbudował solo własnoręcznie całą chałupę. A potem przyszła zgraja malkontentów (lub obcych agentów) i zaczęła krytykować - "...o, tu gwóźdź krzywo wbity, a tam się okno nie domyka, partactwo panie...".
To trochę tak, jakby Ktoś związany, skuty, z opaską na oczach, o suchym chlebie i wodzie zbudował solo własnoręcznie całą chałupę.
Bardzo mocno przesadziłeś z tym porównaniem :)
pozdrawiam
Grzesiek
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 61
- 62
- 63
- 64
- 65
- 66
- 67
- 68
- 69
- …
- następna ›
- ostatnia »
Wcale nie. Na makaron się mówi (godo) nudle po śląsku.