Jak otworzyć silnik
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
Wszystkie te silmowskie PRM-y - wkładane do wszelakiego polskiego silnikowego sprzętu grającego jak magnetofony i gramofony - to szajs. Kupiony nowy Silma już po 2-3 miesiącach w decku Kasprzaka potrafił tańcować z obrotami. Wstawione w miejsce Silmy nawet te najprostsze "zagraniczne" silniczki (np. lewoskrętne MMI-6H9LWS, MMI-6H9LWSK, MMI-6S9L, MMI-6H9LWDR, czy ich prawoskrętne wersje wirnika i odmiany 6V, 9V, 12V) - stosowane powszechnie we wszelakich bazarowych jamnikach z lat 90 (łącznie z tymi do dwóch prędkości przegrywania w dwukaseciakach - z 4 końcówkami lutowniczymi), gdzie w obudowie wielkości samego silniczka Silmy (a nie dodatkowej metalowej kolubryny produkcji polskiej) mieścił się od razu stabilizator obrotów - i problem niestabilnych obrotów jak ręką odjął. Kończą się wtedy historie, że dziś rano kręci z prędkością X, po południu z prędkością Y, a następnego dnia z prędkością Z.
Dino2 i Andrzej L. mają całkowitą rację. Wywaliłem silmy ze wszystkich swoich magnetofonów, są one przeważnie najsłabszym ogniwem większości mechanizmów.
Proponuję wziąć jakiś azjatycki silnik, choćby z demontażu, choć nowy kosztuje 10zł, i wsadzić do oryginalnej obudowy, oczywiście wywalając stabilizator, bo sinik ma już taki wbudowany. Czasem nie mają one w środku potencjometru do regulacji obrotów i wymagają podłączenia takiego do zacisków silnika, ale to nawet dobrze, bo można taki wyprowadzić poza obudowę do regulacji.
Pozdrawiam.
Nie bardzo wiem o co chodzi z tymi fotkami - typowy silniczek silmowski. Informuję, że wcześniej były stosowane całe zespoły silnika z importu (jak zresztą całe MK235 itp.) a później krótko same silniki. Gdzieś pewnie takie z demontażu mam ale nie czuję najmniejszej chęci do poszukiwań. Z całym szacunkiem - polskie wykonania niby na licencji im późniejsze tym gorsze. Czysty horror to wypalajace sie "szczotki" i płytka "komutatora". Pokrywały się sadzą czy też innym osadem, iskrzyły co powodowały niepewny styk, tym większe iskrzenie i w efekcie silnik nie miał momentu, obroty wariowały. W deckach kasprzakowskich doprowadzało to do szewskiej pasji i z zasady wymieniałem tam silniki na pochoodzące z demontażu choćby z bazarowych "jamników".