Finezja czy M 53...S czy MSD 1405 i dalej...
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
Nie potrafię rozszyfrować tego skrótu PMT. Co to były za asy?
Się czepiacie tych wzmacniaczy. Grało, grało. Kto tam wtedy słyszał te zniekształcenia? Zwykli użytkownicy na pewno nie.
Nie potrafię rozszyfrować tego skrótu PMT.
Polska Myśl Techniczna. Kto (co) się za tym kryje niech wyjaśni Kolega Tomek.
pozdrawiam
Grzesiek
Jako wieloletni użytkownik "Mai", którą rodzice kupili około 1978r, nie mogę zostawić bez komentarza rzucane lekkim piórem przedziwne epitety o "aberracji psychicznej" konstruktora/konstruktorów tego sprzętu.
Oto elementarny dowód na że tak powiem tym razem najdelikatniej jak można - marną zdolność logicznego myślenia twórców tego gniota.
Popatrzmy sobie na schemat programatora (w lewej części schematu, nieco u góry).
https://unitraklub.pl/temat/15247
Są tam przełączniki typu Isostat, najprostsze jakie istniały, bo z dwoma kompletami zestyków. Dlaczego połączono je równolegle zamiast wykorzystać z osobna: jeden komplet załączałby suwaki potencjometrów na głowicę (tak jak to jest), drugi zaś - baterię na jeden tylko wybrany potencjometr? W ten elementarnie prosty i bezkosztowy sposób zmniejszonoby czterokrotnie obciążenie baterii. Co więcej: pozostałoby ono równie małe także w razie zwiększenia liczby potencjometrów. Co prawda w latach gdy skonstruowano Maję emitowano oficjalnie tylko trzy programy na UKF (Dwójkę, Trójkę i Czwórkę) jednak w późniejszych latach powoli dochodziła w skali lokalnej Jedynka, zaś uprzywilejowane miasta z Warszawą na czele mogły odbierać fonię telewizji nadawaną na kanale 2 VHF który mieścił się na skali ówczesnych radioodbiorników. Ograniczenie w tej sytuacji liczby klawiszy programatora do zaledwie trzech (plus jeden do ciągłego przestrajania) było posunięciem krótkowzrocznym. No ale gdyby zastosowano ich np. pińć - to przy takim dyletanctwie jakie zaprezentowały Asy PMT obciążenie baterii jeszcze by wydatnie wzrosło.
Moim zdaniem "Maja" była wyrobem bardzo udanym, użytkowo przewyższającym inne wyroby tej klasy na rynku: programator na UKF
Ale o wątpliwej funkcjonalności jak to wykazałem wyżej
duży głośnik
W sprzęcie przenośnym - conajmniej kontrowersyjny (ciężar też jest istotny). Do tego jeszcze nienajwyższych lotów (jest to GD10-16/4 powszechnie stosowany w telewizorach z popularną Librą na czele). Gdyby istotnie chodziło o jakość odtwarzania a nie użycie najłatwiej dostępnego elementu - zastosowanoby głośnik okrągły a nie eliptyczny, przy czym o większej efektywności co też ma znaczenie w sprzęcie zasilanym z baterii.
regulacja barwy niskie/wysokie, dobrze działający kontur
Wszystko to mogłoby się znaleźć w dowolnym sprzęcie, niekoniecznie tylko w Mai. Do tego jeszcze Asy PMT nie miały zielonego pojęcia o tym że w pasywnym wachlarzowym regulatorze barwy należy stosować potencjometry o charakterystyce "B" (identyczne jak te przeznaczone dla regulatora głośności, jedynie ewentualny odczep dla konturu nie zdałby się na nic), natomiast potencjometry liniowe nadają się tylko do regulatorów aktywnych. W przeciwnym razie intensywność regulacji jest nierównomierna, a w środkowym położeniu suwaków uzyskuje się charakterystykę odległą od idealnego, płaskiego przebiegu. Możliwe nawet że coś im nie grało, skoro ostatecznie zdecydowali się ograniczyć głębokość regulacji do zaledwie ok +/-10dB. Tak więc nawet prostego pasywnego regulatora barwy nie potrafili poprawnie zrobić i to za tę samą cenę zakładając że potencjometry liniowe kosztowały tyle samo co wykładnicze.
Baterię 9V wymieniało się rzadziej niż raz do roku i to nawet przy zastosowaniu wyrobu marki"Centra Czarnków" i to bardziej zapobiegawczo z obawy przed wylaniem niż z powodu wyczerpania.
Tak to se można dowolnie dywagować, przemilczając na wszelki wypadek ile to się korzystało ze sprzętu w ciągu owego roku. Mamy cztery potencjometry po 470k, obciążające baterię prądem 76.6uA (choć mogłyby obciążać ją prądem 19,1uA gdyby tylko Asy PMT potrafiły ruszyć głową). Ile mogła wynosić pojemność bateryjki 6F22, takiej z Czarnkowa? Chyba nie więcej niż 200mAh, skoro współczesne akumulatorki NiMH w tym samym rozmiarze mają tyle samo. Tak więc w przeliczeniu na godziny pracy wyjdzie ich 2611. To dałoby się przeliczyć na rok pracy, przy założeniu że radio będzie grało średnio na dobę po 7 godzin i 9 minut. Np. od godziny 6 do 7 rano (przed wyjściem do pracy lub szkoły) a potem od 16 do 22. Ale emeryt lub obłożnie chory przebywający stale w domu i wyłączający radio tylko wtedy gdy śpi (powiedzmy że w godzinach 22-7) nacieszy się jedną bateryjką przez czas dwukrotnie krótszy.
Skuteczne ARCz znakomicie trzymało stacje, nawet przy pewnym zużyciu baterii z czasem.
Jednak ARW zbyt skuteczna potrafi uniemożliwić odbiór stacji w sąsiedztwie której znalazłaby się inna silna stacja. W miarę rozwoju sieci stacji nadawczych UKF (nawet przy niezmienionej liczbie transmitowanych programów) sytuacja taka stawała się coraz bardziej prawdopodobna. Nie widzę w obwodzie ARW elementarnie prostego ogranicznika napięcia z diodami w rodzaju BAP795 któy by takiej ewentualności zapobiegał.
Jaka była alternatywa? Przetwornica DC/DC na 40V + UL1550?
Tak owszem zrobiłyby elektroniczne kołki które potrafią jedynie odwzorowywać szablonowe rozwiązania. Ówczesna baza elementowa pozwalała bez trudu zbudować przetwornicę o stabilizowanym poprzez sprzężenie zwrotne napięciu wejściowym 9V (aby niepotrzebnie nie tracić mocy na redukcję napięcia z 40 na 30V a następnie na 9V) w oparciu o generator samodławny z tranzystorem nawet tak pospolitym jak BC147.
PRL nie produkował innych wysokostabilnych źródeł napięcia nadających się do zasilania warikapów.
A o jakiej to stabilności może być mowa w przypadku 9V bateryjki cynkowo-manganowej LeClanchego? Wolne żarty. Wyliczone wyżej czasy eksploatacji baterii należałoby jeszcze conieco okroić. SEM takiego źródła powoli spada jeszcze przed całkowitym jego wyczerpaniem. Wystarczającą stabilność przetwornicy zapewniłoby użycie diody Zenera na 4.7 lub 5.1V (mają one współczynnik temperaturowy zbliżony do zera) lub diod na napięcie nieco wyższe kompensowanych zwykłymi diodami włączonymi w kierunku przewodzenia. Jak kto lubił kombinować - mógł w owych czasach skonstruować jeszcze stabilniejsze a przy tym energooszczędne źródło napięcia odniesienia z układem UL1111. Możliwości więc były, brakowało tylko ludzi zdolnych do myślenia kategoriami innymi niż zakuli im do łbów w Zajączku lub na Polibudzie.
Do dziś wiele prostych odbiorników wykorzystuje dodatkowe baterie do różnych celów np. podtrzymania pamięci,
Zapomniałeś dopisać: pamięci wykonanych w technologii CMOS które w spoczynku nie pobierają praktycznie żadnego prądu. Ale spróbuj no tylko zastosować podtrzymanie bateryjne w odniesieniu do pamięci TTL o zawrotnej pojemności... 64 bitów! Owszem istniała takowa, i produkowana była przez UNITRA-CEMI pod oznaczeniem UCY780101N. Tak więc podtrzymywanie pamięci w systemach mikroprocesorowych a to co popełniono w Mai - to tak jak porównywanie samochodu elektrycznego Tesla i serenki -Pierdząc-dząc-dząc-dząc!
i nie widzę powodów wyśmiewania baterii 9V w konstrukcji z połowy lat 70 ubiegłego wieku.
Tamta "konstrukcja" zwana Mają była totalnym nieporozumieniem. Wszak innych takich już nie było, ani wcześniej ani później.
Oczywiście doskwierał brak auto-stopu i konieczność ciągłego trzymania klawisza przy przewijaniu czy też brak odbioru Warszawy I na długich
Co jest tym bardziej kompromitujące że użyty w Mai układ UL1211 został pomyślany do odbiorników AM/FM. W tym celu posiadał detektor AM i możliwość zastosowania ARW w pierwszym stopniu. Jeśli nie chciano sobie zaprzątać głowy dodatkowym tranzystorem na mieszacz AM oraz kondensatorem strojeniowym - można było wzorem Asi wykorzystać UL1211 w niestrojonym odbiorniku bezpośredniego wzmocnienia na 227kHz (później 225kHz).
ale w sumie w mojej ocenie "Maja' była lepsza od np RB3200 z Kasprzaka.
Najpewniej trafił Ci się rozstrojony lub niefachowo przestrojony egzemplarz RB3200 a naprawić go samemu nie czułeś się na siłach. Wszystko bowiem przemawia na jego korzyść: znakomite tranzystory w.cz. BF314, BF240 i BF241, oraz sześć obwodów p.cz. w torze FM i cztery w AM (tyle miały klasyczne radia lampowe). W istocie jest to układ zapożyczony z grundigowskiego MK2500 rozbudowany jednak o dodatkowy obwód 10,7MHz po mieszaczu FM. Z takim torem odbiorczym FM można było się pokusić nawet na wykonanie oddbiornika stereo. Jedynie z brakiem programatora trzeba by się pogodzić... ale jaki dziś jest pożytek z programatora umożliwiającego zaprogramowanie zaledwie trzech stacji? Powinno mieścić się conajmniej 10 razy tyle!
Się czepiacie tych wzmacniaczy. Grało, grało.
Gdyby w imię zaoszczędzenia liczby elementów czynnych (tak jak niewątpliwie w imię "zaoszczędzenia" jednego marnego tranzystorka wdrożono konfuigurację bida-komplementarną w miejsce quasi-komplementarnej) zastąpiono tranzystory tzw. linearyzowanymi bramkami TTL (rozwiązanie w tamtych czasam modne zwłaszcza w pseudofachowej literaturze dla początkujących majsterkowiczów), to też by "grało". Pal diabli jakość oraz marnotrawstwo energii! Tylko czy tak powinien wyglądać sprzęt którego nie trzeba by się wstydzić?
Kto tam wtedy słyszał te zniekształcenia? Zwykli użytkownicy na pewno nie.
Albo i słyszeli, ale wierzyli panom Leszkowi Michniewiczowi i Tomaszowi Szachowskiemu którzy w swojej audycji "Zakłócenia odbioru" (nadawanej w "Czwórce", jedynym wówczas ogólnopolskim programie stereofonicznym) wszelkie niedomagania sprzętu mieli zwyczaj składać na karb... złej anteny. W końcu któryś z zamieszkałych pod Wrocławiem słuchaczy poskarżył się że idąc za ich radą postawił sobie na przydomowej działce dwunastometrowy maszt z wieloelementową anteną Yagi nakierowaną na nadajnik odległy o 20km. I wszystko było pięknie póki nie zaczęto nadawać (początkowo w ograniczonych godzinach) stereofonicznej "Trójki". Wraz z przejściem tej stacji na transmisję stereo odbierana dotąd bez zakłóceń "Czwórka" była zakłócana tzw. świerszczem który znikał z chwilą gdy Trójka powracała do trybu mono. Reakcja tych pseudofachowców poraziła mnie jak piorunem: -Ano mówiliśmy od samego początku że dwa programy stereofoniczne w skali całego kraju to naprawdę o wiele za dużo! Oczywiście, ani się zająknęli aby doradzić słuchaczowi dołączenie na początek tłumika oporowego między odbiornik a instalację antenową, która w tym wypadku była ewidentnie przedobrzona. Szczególnie odbiorniki mające na wejściu obwód przestrajany varikapami nie poprzedzony tłumikiem z diodami PIN lub aperiodycznym wzmacniaczem w.cz. wyposażonym w skuteczną ARW (czyli praktycznie wszystkie krajowe, od Meluzyny poczynając) są bardzo wrażliwe na przesterowanie zbyt silnym sygnałem wejściowym, podczas gdy klasyczne odbiorniki strojone kondensatorami zmiennymi lub variometrami (chyba ostatnim z wyższej półki był "Faust" wyposażony w głowicę zapożyczoną z Amatora Stereo) okazują się na takie przesterowania zaskakująco odporne, nawet gdy ich głowica jest elementarnie prosta, nie zmieniona od późnych lat 50-tych kiedy to skonstruował ją Philips. Na tranzystorach których minimalna fT wynosiła 15MHz (np. OC615) a mimo to okazały się zdolnymi do pracy przy 100MHz, dzięki przemyślanemu układowi.
Nie potrafię rozszyfrować tego skrótu PMT.
Polska Myśl Techniczna. Kto (co) się za tym kryje niech wyjaśni Kolega Tomek.
pozdrawiam
Grzesiek
Szczerze? Po raz pierwszy użyłem tego epitetu (w myśli rzecz jasna) na widok schematu radia "Śnieżka" zamieszczonego w jednym z numerów "Radioelektronika". Dziś można go obejrzeć np. tu:
https://www.oldradio.pl/foto_schematy/01110_101209134845_Sniezka...
Samo radyjko nawet niczego sobie, mogłoby służyć za żywą ilustrację w jaki sposób można zrobić użytek z popularnych układów scalonych UNITRA-CEMI UL1211 oraz UL1482. Ale w części zasilającej razi prostowanie półokresowe, tym bardziej kuriozalne że zastosowany transformator sieciowy TS6/21 dysponuje symetrycznym uzwojeniem wtórnym. Zamiast pozostawiać końcówkę nr 12 gołą jak /autocenzura/ aż się prosiło sięgnąć po drugą marną plastikową diodę BYP401-50. Dzięki niej uzskałoby się prostowanie pełnookresowe z właściwymi mu zaletami w postaci wyeliminowania trudnego do filtracji przydźwięku 50Hz oraz nagrzewania transformatora w wyniku nasycania rdzenia składową stałą prądu wyprostowanego w układzie półokresowym. Ale znowu ktoś musiał przytulić premię za taki wątpliwej wartości wniosek racjonalizatorski w postaci "zaoszczędzenia" jednej diody...
Nie do końca rozumiem też obsesyjne czepianie się wzmacniaczy mocy. Owszem, wszyscy znamy ich wady, w połączeniu ze źródłem wysokiej jakości jakim byłby np. odtwarzacz CD albo choćby gramofon z wkładką MM, zapewne wymienione wyżej wady miałyby znaczenie. Ale w magnetofonie kasetowym, czy prostym szpulowym, gdzie zniekształcenia nieliniowe wynikające ze specyfiki zapisu magnetycznego kilkukrotnie przewyższają te pochodzące od wzmacniacza?
Otóż zniekształcenia wzmacniaczy bida-komplementarnych są zupełnie innej natury niż te towarzyszące zapisowi magnetycznemu (a także mechanicznemu, wynikające z nierównoległości prowadzenia adaptera gramofonowego), czy też transmisji radiowej. Tamte zawierają głównie harmoniczne niskiego rzędu, dzięki czemu nawet przy ich znacznej zawartości nie są one szczególnie przykre dla słuchu. Ostatecznie, wzmacniacze lampowe nawet wysokiej klasy miały zniekształcenia sięgające 1% (nie należy ich mylić ze współczesnymi Hi-endowymi audiofilskimi dziwolągami na bezpośrednio żarzonych triodach w konfiguracji SE które potrafią osiągać nawet kilkanaście % THD a jednak z powyższych przyczyn nie urywają one od razu uszu) i taki też przyjęto poziom THD dla sprzętu Hi-Fi starszej daty. Łagodne zatykanie się lamp zarówno przy pracy w klasie B lub AB oraz łagodne wchodzenie w zakres przesterowania uniemożliwia generację harmonicznych wysokiego rzędu, chyba że przy bardzo silnym przesterowaniu. Natomiast nieprawidłowo skonstruowane wzmacniacze tranzystorowe, np. bida-komplementarne w których wzmocnienie dla obu połówek potrafi się różnić (przy otwartej pętli USZ) nawet o dwa rzędy wielkości generują zniekształcenia bogate w harmoniczne wysokiego rzędu (i to praktycznie przy dowolnym wysterowaniu!), bowiem przełączanie tranzystorów końcowych następuje błyskawicznie i tak też zmienia się wzmocnienie.
Szorstkie brzmienie?
Już dawno temu laboratorium studyjne BBC ustaliło że słyszalność zniekształceń harmonicznych jest proporcjonalna do kwadratu ich rzędu. To łatwo zrozumieć: sygnał audio zawiera praktycznie ciągłe widmo w których najprzeróżniejszych składowych sinusoidalnych jest skolko ugodno. Na nieliniowości drugiego rzędu może powstać conajwyżej druga harmoniczna każdej ze składowych, oraz kombinacje w postaci sumy i różnicy dwóch spośród nich. Np. z 1kHz oraz 1,1kHz powstanie 2kHz, 2,2kHz, 100Hz oraz 2,1kHz. Ale już na nieliniowości trzeciego rzędu dojdą składowe 3 x 1kHz=3kHz, 3 x 1,1kHz = 3,3kHz, 2 x 1kHz + 1,1kHz =3,1kHz oraz analogicznie 3,2kHz. I częstotliwości różnicowe, np. 2 x 1kHz - 1,1kHz = 900Hz. Gdy w sygnale znajdzie się jeszcze trzecia składowa sinusoidalna (a na pewno się znajdzie) - dojdą kolejne kombinacje, poczynając od jej trzeciej harmonicznej. Ile najprzeróżniejszych kombinacji może powstać na nieliniwości np. trzydziestego pierwszego rzędu która bez trudu daje się wykryć w przypadku dziobatego przebiegu jaki pokazałem pod wskazanymi linkami? Dzięki badaniom BBC można zorientować się że w przypadku wykrycia trzydziestej pierwszej harmonicznej o zawartości zaledwie 0,01% sytuacja będzie równie zła co z trzecią harmoniczną na poziomie 1%.
Na wewnętrznych głośnikach w szpulowcach? W zastosowaniach domowych chyba nikt nie podłączał kolumn.
Poważnie? Wszak mowa była głównie o sprzęcie stereo; wyjątkiem było radio Safari 2 oraz ZK147. W pozostałym sprzęcie dołączało się zewnętrzne głośniki, aby zapewnić skuteczny odsłuch przestrzenny. Ponadto o głośnikach można powiedzieć to samo co i o magnetofonach, gramofonach i radiach: ich zniekształcenia mają "miękki" charakter niskiego rzędu, jak przy delikatnym przyhamowaniu membrany kawałkiem zwiniętej szmaty. Co innego gdy głośniki są mocno przesterowane lub wadliwe: stukającą membranę wyraźnie słychać, a jeżeli w szczelinę dostał się paproch - efekty są szczególnie przykre, jak zniekształcenia skrośne wzmacniacza o zbyt małym prądzie spoczynkowym.
Tu ważniejsza była odporność na podłączanie kabli głośnikowych za pomocą zapałek (czytaj: zwarcia).
Taaa, a z tej odporności "słynęły" zwłaszcza końcówki M531S oraz Finezji. Widzisz tam gdziekolwiek zabezpieczenia pzwar? Bo uważać za takowe rezystory 2,2 oma do których dołączało się głośniki 4 omy (co miało negatywny wpływ na ich tłumienie) może tylko zupełny laik.
Znów zapytam: jaka alternatywa? UL1405?
Jeden wart drugiego. Przeprowadziłem stosowne próby we wskazanym temacie:
https://www.forum-trioda.pl/viewtopic.php?p=357010#p357010
i okazało się że przy wysterowaniu zbliżonym do pełnego wyraźnie lepszy jest UL1405 (dzięki głębokiemu USZ) za to przy małym - górę bierze traznystorowa końcówka bida-komplementarna bowiem UL1405 nie dość że jest obarczony dokładnie tą samą wadą konstrukcyjną (rażąca różnica wzmocnień dla obu połówek) to jeszcze na domiar złego pracuje w klasie C, bez jakiegokolwiek prądu spoczynkowego. Ale taki poziom techniki wtedy był: nie potrafiono wykonywać na wspólnym chipie tranzystorów pnp które miałby choć w przybliżeniu parametry takie jak tranzystor npn toteż rolę tranzystora końcowego pnp powierzono w UL1405... diodzie (D3 na schemacie https://www.elektroda.pl/rtvforum/topic1188407.html) którą można uważać za tranzystor cechujący się betą równą... zeru. Godząc się na marne parametry uzyskano niespotykaną wcześniej prostotę: wystatczyło uzupełnić układ paroma rezystorami i kondensatorami aby otrzymać beztransformatorowy wzmacniacz mocy. W przypadku jednak końcówki od M531S takiego usprawiedliwienia nie było, i ktoś kto ją wypuścił skompromitował się na zawsze.
UL1481?
A czemu nie? I takie wziąłem na warsztat. Okazało się że jeśli nie trafi się ewidentny bubel - to efekty mogą być zachęcające:
https://www.forum-trioda.pl/viewtopic.php?p=357258#p357258
Jak tylko pojawiły się importowane z KDL czeskie MDA2020 to natychmiast je zaczęto stosować.
Zwłaszcza że bidaki już mocowo nie wyrabiały :-D Gdyby tak BD354 okazały się bardziej odporne na drugie przebicie, a bida-konstruktorzy potrafili zaprojektować i zrealizować skuteczniejszy układ stabilizacji termicznej (brak było choćby kontaktu termicznego diod stabilizujących prąd spoczynkowy z radiatorami, to niechybnie trzymaliby się tej poronionej "konstrukcji" jak pijany płota.
Oczywiście, lepiej byłoby zastosować BDP354/355 ale wiadomo, jak to było z ich dostępnością.
To jakaś urban legend. Pary tych tranzystorów poniewierały się w późnych latach 70-tych nawet w warszawskiej Centralnej Składnicy Harcerskiej. Co prawda nie było mnie na nie stać, ale na co było wtedy stać ucznia liceum? Tu pretensje należy kierować bardziej do decydentów w handlu detalicznym niż do producentów z CEMI.
niż producentów sprzętu, którzy mieli alternatywę: robić z tego co jest lub nie robić nic.
Albo myśleć i robić dobrze z tego co było zamiast palić papieroski w zaciszu gabinetów.
Też się bawiłem w przeróbki tych wzmacniaczy: kupione za bezcen na giełdzie w Katowickim NOT-cie, w czasach gdy byłem uczniem technikum elektronicznego były wdzięcznym obiektem eksperymentów i modyfikacji. Po zastosowaniu BDP283/284, dźwignięciu napięcia zasilania i stosownej korekcie elementów biernych napędziły niejedną imprezę, a dzięki kondensatorowi na wyjściu przynajmniej głośniki przeżywały wszelkie awarie.
Jeżeli wzmacniacz ulega awarii ot tak z siebie - to znaczy że coś z nim jest nie teges, i nie chodzi mi tu o stosowanie archaicznych tranzystorów firmy TEWA, kultowych Tegessiedemdziesiątek, jakie pojawiły się w jednej z wersji rozwojowych wzmacniacza od ZM246, który potem przepoczwarzył się w bida-komplementarnego potworka.
Czyli co, cytując klasyka "tory były złe i wagony też były złe" zatem autor nie powinien żadnej unitry używać, bo w każdej jakoś racjonalizator coś zaoszczędził, zubożył, zepsuł? Widzę tu mniej lub bardziej uzasadnione narzekactwo na wszystko. Bo wszędzie coś można było zrobić lepiej.... A czy to dziwne? Od robienia "cudów na kiju" to jest DIY. Tam się nie myśli kategoriami "bo jak zaoszczędzimy dwie diody w zasilaczu to wykonamy plan pięcioletni".
Zamiast wypisywać tu takie elaboraty, wystarczyło w 10 razy krótszy sposób napisać "wymienić to to na tamto, będzie wada usunięta". I byłoby w korzyścią dla wszystkich. A tak to nic z tego nie wynika, poza tym że ktoś sobie pogadał, jak to kiedyś wszystko robiło się źle....
Kolego Tomku, tak na szybko:
1.Zapomniałeś o PR100K w obwodzie baterii 9V - przy środkowej wartości 50K pobór z baterii wynosi 53uA, co przy pojemności 6F22 400mAh (pierwszy znaleziony PDF dla zwykłej baterii cynkowo-manganowej, i to dla obciążenia 5mA) i założeniu 12h pracy dziennie daje .. 628dni! Biorąc pod uwagę gorszej jakości krajowe baterie i ich skłonność do wylewania, to nie obciążenie stanowi problem, a ryzyko wylania. Tak jak pamiętam, rok był bezproblemowym okresem eksploatacji 6F22.
2.Przy jakości polskich isostatów konstruktor wolał użyć dwóch styków połączonych równolegle niż szeregowo. Przy braku problemu z rozładowaniem baterii całkowicie to popieram. Ile razy maleje ryzyko złego kontaktu?
3.Użycie okrągłego zamiast owalnego głośnika dla zachowania tej samej powierzchni membrany skutkowało by koniecznością zastosowania głośnika 12-13cm średnicy i większą o te 2-3cm obudową. Z dostępnych był GD12/4 (choć nie wiem od którego roku) który ma wprawdzie nieco większą efektywność 90dB w stosunku do 89dB GD10-16/4 ale pasmo zaczyna się od 160Hz (100Hz dla owalnego) i było bardzo poszarpane w zakresie wyższych średnich częstotliwości.
4.Barwa dźwięku na liniowych potencjometrach w połączeniu ze stale włączonym konturem działała bardzo dobrze. Zwróć uwagę na "niesymetryczne" wartości RC dookoła potencjometrów. Nie przypuszczam aby komukolwiek zależało na uzyskaniu płaskiej charakterystyki w środkowym położeniu (zwłaszcza przy nieodłączalnym konturze).
5.Możliwość programowania 3 stacji w połowie lat 70 to za mało? Plus normalna gałka do strojenia całego pasma? Nawet dziś z trudem zaprogramował bym te 3 ulubione nadające na FM, zwłaszcza po przekształceniu Trójki w Trujkę.
6.Ogólnopolskim programem stereofonicznym była "dwójka", nie "czwórka". Jedynie w latach 1976-1981 stereofoniczna była IV. A już na pewno gdy uruchamiano program III w stereo to czwórka była w mono.
7.Gdy projektowano "Maję" (1975/1976?) nie były dostępne jeszcze BF314, więc raczej nie można było ich zastosować..
8. W latach kryzysu trudno było kupić 6F22, robiłem eksperymenty na stabilizatorze z diodą zenera. Być może moja ówczesna wiedza była niewystarczająca bo owszem strojenie działało, ale zaprogramowane stacje uciekały po wyłączeniu radia.
9.Z RB3200 miałem do czynienia wielokrotnie, gdy o potrzebie przestrojenia nikomu się nie śniło. Wtedy i tylko wtedy, bo w porównaniu z "Mają" licencyjny Grundig wypadał tak blado, że nigdy go mieć nie chciałem:
- mały 10cm głośnik 1,5W mocy;
- fatalne plastykowe potencjometry;
- rachityczna regulacja barwy dźwięku na jednym potencjometrze;
- brak programatora UKF;
- fatalny mechanizm;
- znacznie gorsze własności akustyczne.
Premię dostał (tak sądzę) za zaoszczędzenie jednego tranzystora,
taki system :-/
Włodek