Modyfikacje (sensowne) wzmacniaczy z rodziny WS4XX
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
Rezystory emiterowe R539 do R542 służą do uzyskiwania spadku napięcia w celu zadziałania układu przeciwzwarciowego, w układzie wtórnika napięciowego jakim jest w tym wypadku zastosowany układ darlingtona nie ma efektu sprzężenia zwrotnego bo wzmocnienie napięciowe wynosi 1. (w układzie wtórnika oczywiście). Rezystory bazowe R535 do R538 zapobiegają saturacji tranzystorów końcówki mocy.
Rezystory emiterowe R539 do R542 służą do uzyskiwania spadku napięcia w celu zadziałania układu przeciwzwarciowego, w układzie wtórnika napięciowego jakim jest w tym wypadku zastosowany układ darlingtona nie ma efektu sprzężenia zwrotnego bo wzmocnienie napięciowe wynosi 1. (w układzie wtórnika oczywiście).
Zależy co przez to rozumieć. Dla sygnału można powiedzieć że sprzężenia zwrotnego nie dają, ponieważ już samo włączenie obciążenia w emitery daje 100% ujemne napięciowe szeregowe sprzężenie zwrotne. Rezystory emiterowe tworzą za to wraz z obciążeniem dzielnik napięcia, w wyniku czego wzmocnienie napięciowe staje się zauważalnie mniejsze od jedności, choć oczywiście nieznacznie. Dają natomiast sprzężenie zwrotne dla składowej stałej, i mają istotny wpływ na stabilność prądu spoczynkowego, poza tym że faktycznie służą też jako elementy składający się na mostek reagujący na obciążenie wzmacniacza zbyt niską impedancją, w tym na zwarcie.
Rezystory bazowe R535 do R538 zapobiegają saturacji tranzystorów końcówki mocy
Nieścisłość. Tranzystory mocy (T513 i T515) w tym wzmacniaczu nie mogą ulec saturacji, ponieważ wcześniej ulegną jej tranzystory T509 (dla połówki dodatniej) i T505 (dla połówki ujemnej). Rezystory te służą do przyspieszania zatykania się tranzystora T513 (przy przejściu z połówki dodatniej na ujemną) oraz T515 (przy przejściu z połówki ujemnej na dodatnią. Bez nich odpowiedni tranzystor nie zdążyłby się zatkać zanim zacząłby płynąć duży prąd w przeciwnym tranzystorze. W tych warunkach płynąłby duży prąd równocześnie przez oba tranzystory (szczególnie przy większych częstotliwościach sygnału i silnym wysterowaniu) które wskutek powyższego silnie by się grzały a nawet mogły ulec zniszczeniu (wskutek drugiego przebicia występującego wówczas gdy dużej wydzielanej mocy towarzyszy wysokie napięcie kolektor-emiter). Mogą być włączone tak jak fabryka dała; po prawdzie to nie widzę istotnych korzyści w przypadku włączenia ich między bazami a przewodem wyjściowym, za to będą wówczas intensywniej zabierały część prądu bazy przy silnym wysterowaniu zwiększając moc traconą w poprzedzającej tranzystory mocy parze komplementarnej. Najkorzystniej byłoby je włączyć tak jak zaproponowałem wyżej: między bazy obu tranzystorów końcowych, bez jakiegokolwiek kontaktu z przewodem wyjściowym. Zapobiegnie to ucieczce części sygnału, a zarazem tranzystor T511 zyska możliwość wspomagania zatykania tranzystora T513, i analogicznie T509 będzie wspomagał zatykanie T515. Oczywiście w koniguracji Sziklayego, jak i przy użyciu scalonych tranzystorów Darlingtona takiej możliwości poprawy pracy wzmacniacza przy większych częstotliwościach brak. Chyba żeby w tym ostatnim wypadku zamiast pakować do środka scalone rezystory wyprowadzić połączone bazę i emiter na dodatkową czwartą końcówkę, w przypadku zaś użycia obudowy TO-220 można by do tego celu wykorzystać jedną trzech z końcówek przeznaczonych do lutowania, natomiast kolektory wyprowadzić wyłącznie na blachę radiatorową. Ale takie postulaty to można było zgłaszać gdzieś w początkach lat 80-tych, obecnie nikt sobie nie zada trudu aby wdrożyć do produkcji nowe niekonwencjonalne elementy :-(
Ogólnie to wątek jest bardzo ciekawy i dużo się z niego nauczyłem ale jedna uwaga o de mnie przy pomiarach szerokości pasma przenoszenia- nie wolno tego robić ma pełnej mocy wyjściowej (oczywiście pomiar na sztucznym obciążeniu - szkoda kolumn i no i uszu) tak na -20db - czym ryzykujemy - wzmocnienie tranzystorów stopnia końcowego potrafi polecieć do 1 (ft się nie zgadza z danymi katalogowymi - np. 2N3055 firmy TUNGSRAM ft o.k 100 kHz albo mniej ) kończy się (przez działanie sprzężenie zwrotne) "odpaleniem" pary sterującej . Koncowe zwykle to przeżywają , albo nie ...
jedna uwaga o de mnie przy pomiarach szerokości pasma przenoszenia- nie wolno tego robić ma pełnej mocy wyjściowej (oczywiście pomiar na sztucznym obciążeniu - szkoda kolumn i no i uszu)
Chyba że w kolumnach nie ma GDW, a jedynie głośnik szerokopasmowy, np. GDS16/15 ;) Warto po nie sięgać także przy pierwszym uruchamianiu wzmacniacza, na wypadek gdyby się wzbudził.
czym ryzykujemy - wzmocnienie tranzystorów stopnia końcowego potrafi polecieć do 1 (ft się nie zgadza z danymi katalogowymi - np. 2N3055 firmy TUNGSRAM ft o.k 100 kHz albo mniej )
POWAGA??? :-O Tyle to miały produkowane przez FP TEWA germanowe stopowe Tegessiedemdziesiątki, względnie wytwarzane przez sowiety przy użyciu tej samej technologii pety П210 oraz П216-П217. Gorsze od nich były już tylko giety ГТ701 których fT wynosiła... 50kHz. Ale one to nawet do celów audio nie były przeznaczone, tylko do układów zapłonowych w silnikach benzynowych. Ciekawe jak na tle tungsramowskich dwuenek wypadłyby polskie BDP620, których fT wg katalogu wynosiła 800kHz.
Przy czym tranzystory końcowe fajczą się za sprawą prądu skrośnego od plusa do minusa zasilania, którego powstawanie omówiłem poprzednio. Ale nie zawsze musi się to zdarzyć. Popełniłem jakiś czas temu wzmacniacz quasi-komplementarny 40W/4 omy zasilany z +/-24V. Zastosowałem w nim ulepszenia o jakich pisał Autor (tj źródło i lustro prądowe w stopniu różnicowym z rezystorami linearyzującymi w emiterach, szybki tranzystor wizyjny BF258 w stopniu sterującym) ale w roli tranzystorów mocy użyłem multiepitaksjalno - planarnych BDY58 których fT wynosiła aż 10MHz, a beta przy maksymalnym występującym we wzmacniaczu prądzie (4,5A) utrzymywała się w okolicach 100 zamiast spadać do wartości rzędu 20 jak to się zwykle dzieje w tranzystorach z epitaksjalną a więc jednorodną bazą, np. BDP395/396. Rezystory między bazami a emiterami miały 100 omów: z mniejszymi silnie grzała się sterująca para komplementarna BC211/313. Efekty przyszły szybciej niż się spodziewałem. Z niecierpliwości zachciało mi się uruchomić wzmacniacz pozbawiony jeszcze... radiatorów, przy czym tranzystory mocy w metalowych obudowach TO-3 były wlutowane tak jak to sobie wykoncypowałem: w płytkę od strony druku, co miało do minimum skrócić ścieżki przez które przepływały duże i silnie odkształcone prądy, jak to w klasie AB bywa. Po załączeniu zasilania niby wszystko było w porządku: z głośników wydobywał się delikatny, ledwo słyszalny szum, a dotknięcie wejścia paluchem skutkowało typowym brumem. Jedynie na wyjściu utrzymywało się upierdliwe kilkadziesiąt mV napięcia stałego, którego nie mogłem wyzerować doborem rezystorów w stopniu wstępnym. W pewnej chwili poczułem bardzo delikatny swąd. Ale to nie tranzystory się grzały, tylko... rezystor w obwodzie Zobla. Włączony na wyjście oscyloskop pokazał piękną pończochę o amplitudzie kilku woltów i częstotliwości 1MHz! Sam się prosiłem o takie wzbudzenie: na obudowie TO-3 dolnego tranzystora końcowego występował pełen sygnał wyjściowy, a centymetr pod nią znajdowała się ścieżka nieodwracającego wejścia wzmacniacza różnicowego. Oczywiście zaraz założyłem radiatory połączone z masą a tym samym ekranujące wejście od wyjścia, i wzbudzenie więcej już nie powróciło a napięcie stałe na wyjściu dało się z łatwością sprowadzić do pojedynczych mV. Za to w dalszym etapie, gdy budowałem kolejne człony przedwzmacniacza a następnie tunera AM/FM stereo - jeszcze kilkakrotnie zdarzały mi się wzbudzenia tych stopniach na wysokich częstotliwościach, ale na wzmacniaczu nie robiło to najmniejszego wrażenia. Więc może jednak warto stosować szybkie tranzystory mocy (np. polskie BDY25, choć te są słabsze niż BDY58), nawet za cenę odejścia od konfiguracji pełnokomplementarnej?kończy się (przez działanie sprzężenie zwrotne) "odpaleniem" pary sterującej . Koncowe zwykle to przeżywają , albo nie ...
Co by miał nie pozwolić. Tylko rezystorów 100R i 10R w każdą możliwą bazę bym na siłę nie pchał: każdy z nich wraz z pojemnościami złączowymi tranzystorów tworzy dolnoprzepustowe ogniwo dokładające pojedyncze stopnie przesunięcia fazowego oraz ułamki us opóźnienia sygnału, co może złożyć się na niestabilność całego wzmacniacza objętego pętlą ogolnego USZ a może nawet na powstawanie zniekształceń TIM. Jeżeli zaś bez tych rezystorów wzmacniacz się wzbudza i to bez względu na głębokość USZ - pora się zastanowić czy druk jest rozłożony poprawnie. Byłbym też ostrożny z kondensatorem C1: wtórniki nie lubią obciążenia pojemnościowego (tutaj takie obciążenie pojawić się może gdy na bazach T1 i T2 pojawią się w stanach nieustalonych sygnały niewspółbieżne) i niekiedy wzbudzają się w tych warunkach. Za indukcyjność powstającego wówczas pasożytniczego generatora Colpittsa służy wówczas indukcyjność doprowadzenia bazy, za drugą pojemność - złącze baza-emiter. Tymczasem mimo że pojemności te są dla tranzystorów BD139 i BD 140 dość znaczne, to jednak ich fT potrafi grubo przekroczyć 100MHz.
Przytoczony wyżej układ stopnia prądowego opracowano dawno temu (bodaj koniec 60-tych), ale jest całkiem niezły. Co do kondensatora - zgoda, natomiast malutkie rezystory w bazach T mocy nigdy nie sprawiały mi problemu.
Co do stabilności: nigdy mi się nie zdarzyło, aby taki układ na własnym PCB się wzbudzał, co nie znaczy, że na PCB Toski również będzie stabilnie pracował, ale tu wystarczy zapodać dobrej jakości ceramiki między bazy i kolektory T sterujących.
Swego czasu trochę natłukłem płytek wg. załączonego schematu i nie było z nimi problemów eksploatacyjnych. Układ nie mój, zapożyczony. Przystosowany do pracy z napięciem 35V/8omów więc może być "przeszczepiony: 1:1 do unitrowskich wzmacniaczy.
Przytoczony wyżej układ stopnia prądowego opracowano dawno temu (bodaj koniec 60-tych), ale jest całkiem niezły
Bo też i jest najzupełniej naturalny, nie dziwota zatem że zastosowano go niemal od razu po odkryciu nowych możliwości jakie we wzmacniaczach audio dają tranzystory komplementarne. Niestety technologii produkcji lamp pozytonowych tworzących pary komplementarne z lampami elektronowymi nie opanowano do dziś.
Co do stabilności: nigdy mi się nie zdarzyło, aby taki układ na własnym PCB się wzbudzał, co nie znaczy, że na PCB Toski również będzie stabilnie pracował, ale tu wystarczy zapodać dobrej jakości ceramiki między bazy i kolektory T sterujących.
PMT lubowała się w kondensatorach wtrynianych gdzie popadnie, ale kładłbym to na karb niestarannie zaprojektowanych płytek. Po to konstruktor tranzystorów stawał na głowie chcąc wydusić z nich te przynajmniej 3MHz aby następnie psuć je nie dość że rezystorami to jeszcze kondensatorami?
Swego czasu trochę natłukłem płytek wg. załączonego schematu i nie było z nimi problemów eksploatacyjnych. Układ nie mój, zapożyczony. Przystosowany do pracy z napięciem 35V/8omów więc może być "przeszczepiony: 1:1 do unitrowskich wzmacniaczy.
Niemniej jednak brak lustra prądowego (a w dalszej kolejności źródła) uważam za poważny mankament. Nas przecież nie rozliczają z każdego tranzystorka bez którego układ mógłby jakoś tam działać. BTW: co na tym schemacie robi dioda D1? Rozumiem że spowalnia ona spadek napięcia zasilającego stopień różnicowy po wyłączeniu zasilania osłabiając dzięki temu stuk w głośniku? Osobiście się przekonałem że zastosowanie lustra prądowego w miejsce rezystora R16 sprawia że stuk staje się praktycznie niesłyszalny, zarówno przy włączeniu jak i wyłączeniu zasilania. Kładłbym to na karb utrzymywania się symetrii stopnia wejściowego bez względu na chwilowe napięcie zasilania. Teraz wystarczy tylko uzupełnić wejście wzmacniacza o umiejętnie sterowany przekaźnik lub klucz JFET zwierający sygnał do masy natychmiast po wyłączeniu zasilania a rozwierający się z opóźnieniem po jego załączeniu, aby wyeliminować zakłócenia generowane w stanach nieustalonych przez niesymetryczne na ogół stopnie wstępne aby w głośnikach zapanowała niemal zupełna cisza. Wielkie i kosztowne przekaźniki pomiędzy wzmacniaczem a głośnikami (stosowane w co droższym sprzęcie) stają się w tym momencie zbędne. To jeszcze jeden ważki argument za lustrem prądowym.
Masz Tomku rację, tu nie ma o czym dyskutować.
Mnie chodziło jedynie o pokazanie na przykładzie konkretnego sprawdzonego układu niemal identycznego jak w większości krajowych wzmacniaczy, że można w miarę bezboleśnie zastosować taką wersję stopnia prądowego, lepszą niż ten toporny darlington - niestety nie napisałem tego wprost.
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- 10
- następna ›
- ostatnia »
To może przy okazji warto by sprawdzić czy psujący symetrię stopnia końcowego R425 jest rzeczywiście niezbędny tj. czy wzmacniacz będzie pracował bez wzbudzeń po jego usunięciu, tj. zwarciu.
W WS442 odpowiedni rezystor (R529) również występuje, i psuje symetrię jeszcze bardziej bowiem ma on aż 1k. Ale bez niego w razie zwarcia wyjścia sfajczyłby się ogranicznik (T902); również stopień sterujący mógłby tego nie przeżyć. Korzystniej byłoby usytuować ten rezystor (oczywiście tylko w WS) w emiterze stopnia sterującego, dokładając dwie diody w szereg między bazą a ujemnym zasilaniem, celem ograniczenia prądu jakiego w sytuacji awaryjnej mógłby dostarczyć stoppień sterujący. W Tosce ogranicznika nie ma, więc najlepiej byłoby wyrzucić ten rezystor całkowicie a ewentualne wzbudzenia zwalczyć staranniejszym doborem kondensatorów.