Seria ZK 200 - co by tu poprawić
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
Ale tym użytkownikom, którzy z braku innej możliwości podpinali ZG-10C czy podobne skrzynki pod gniazda głośników zewnętrznych to już czasem wyraźnie przeszkadzało, że coś jest nie tak...
A moje odczucia (zaznaczam - moje) są takie, że jak właśnie podłączy się zewnętrzne głośniki to gra to całkiem przyzwoicie.
A jaką masz tam w środku końcówkę mocy ? Znaczy którą wersję ?
Natomiast bez żadnej szkody można było usunąć wtórniki emiterowe bezpośrednio poprzedzające bida-komplementarne końcówki mocy. One pełniły jakąkolwiek rolę z końcówkami starszego typu, z jednym tylko stopniem napięciowym i równoległym sprzężeniem zwrotnym, a więc o małej impedancji wyjściowej.
Czy nie chodziło Ci czasem o impedancję wejściową ?
Natomiast bez żadnej szkody można było usunąć wtórniki emiterowe bezpośrednio poprzedzające bida-komplementarne końcówki mocy. One pełniły jakąkolwiek rolę z końcówkami starszego typu, z jednym tylko stopniem napięciowym i równoległym sprzężeniem zwrotnym, a więc o małej impedancji wyjściowej. W ten sposób zaoszczędzono by po jednym BC107 w każdym z kanałów, i można by z jego użyciem przerobić końcówkę na quasi-komplementarną, wolną od podstawowej wady tego co tam wsadzono. Ale jak rozumiem - akurat na tych wtórnikach nie oszczędzano?
Tym razem nie bardzo mogę się z tym zgodzić. Przesył sygnału z przedwzmacniaczy szedł dość zawiłymi drogami, z dużymi odsłoniętymi odcinkami przewodów czynnych ("gorących"), z takimiż sporymi powierzchniami np. przełącznika ścieżek z tymi dziwnymi funkcjami przegrywania ze ścieżki na ścieżkę, IMHO mało przydatnymi. W pierwszej kolejności właśnie te funkcje wywaliłbym "w piz...c", jak to mawiają Rosjanie. Przesył sygnału takim labiryntem na dużej impedancji linii jest niewskazany. A nawet na małej (1k2 w emiterze wtórnika o ile mnie pamięć nie mydli) konieczna była kompensacja tymi pętelkami z drutu na pierwszym stopniu przedwzmacniacza. Czasem dość skuteczna, a czasem tak sobie za sprawą przesunięć fazowych w sygnałach wnikających.
Może jakiś sekretarz pokazał palcem na schemacie: o, tego tranzystora, towarzysze, tego tranzystora czy jak mu tam, usuńcie.
pozdrawiam
Grzesiek
To jest średnio śmieszne, bo przerażająco często tak lub podobnie bywało. Sam z bliska obserwowałem załamanie kontraktu zagranicznego jednego z największych i najbardziej dochodowych zakładów przemysłowych. Wskutek zwykłej i oczywistej indolencji każdy Polak został teoretycznie zubożony tym obsuwem o kilkaset złotych.
Jednorazowo. Bo na dłuższą metę to gdzieś tak o roczny dochód przeciętnego ziomka...
To jest średnio śmieszne, bo przerażająco często tak lub podobnie bywało.
Niekoniecznie miało być śmiesznie. Aczkolwiek, tak jak i teraz tak i wtedy byli różni ludzie. Sam pamiętam - przepraszam, że trochę nie na temat - takiego człowieka, sekretarza, nie wiem jakiego szczebla. Mama była dyrektorką małej, wiejskiej szkółki. W szkółce był telefon, jedyny na całą okolicę. Gdy ów człowiek - nie będąc jeszcze sekretarzem - chciał z niego skorzystać, grzecznie pytał. Gdy stał się miejscową szychą, zaczął wchodzić do szkoły jak do własnej obory, bez pytania, bez pukania, po prostu właził i dzwonił. Jak wyglądało dzwonienie w tamtych czasach to już zupełnie inna opowieść. Nie wiem po co to napisałem.
Pozdrawiam
Grzesiek
Gdybym mógł decydować o zmianach w TAMTYCH czasach i poprawkach w magnetofonie serii ZK200 to zmieniłbym przede wszystkim tę cholerną wnękę przy przełączniku prędkości przesuwu taśmy. Doprowadzało mnie to do szału. Kto takie coś wymyślił i po co? Żeby sobie paluchy kaleczyć? Przecież można było zrobić ją symetryczną, a nie skośną po prawej stronie [...].
Później zmieniłem tę zetkę na tapeciaka, którego niedawno udało mi się kupić w bdb stanie. Jak go otworzyłem, to się rozczuliłem na widok tego niezniszczalnego mechanizmu.
To chyba dzieło projektanta plastycznego. Sądzę, że jego wyobraźnia przestrzenna miała akurat słabszy dzień. Nie tylko Ty przyciąłeś sobie palce kluczykiem (zwanym też "motylkiem" - manipulatorem na osi zespołu), zresztą nad wyraz łamliwym u nasady. Silna sprężyna pozycjonująca krzywkę to samo zło. Nie zło konieczne.
A co to za tapeciak ? Coś z 9xxx ?
Niekoniecznie miało być śmiesznie.
Samo w sobie jest komiczne, jak anegdota z pół- i całymi przewodnikami.
A dobrze, że napisałeś. Kumaci załapali co poeta miał na myśli.
Kumatego z klasą przy korycie nie zobaczysz. Hobby to cenna rzecz, zwłaszcza takie politechniczne.
Dostrzegacie związek ?
Tapeciak to M531/532/535.
Piotrek mnie uprzedził. To M532SD z dwoma małymi wskaźnikami. Wygląd jak ze sklepu, działa całkiem dobrze, przewijanie i odtwarzanie w zasadzie bez zarzutu, jakaś głowica stożkowa i tyle na razie wiem o tym tapeciaku. Kupiłem go z sentymentu i chyba podepnę go w sypialni do Kleopatry. Też z sentymentu ta Kleopatra...
...manipulatorem na osi zespołu), zresztą nad wyraz łamliwym u nasady.
Owszem, łamała się ta dźwignia jak zapałka. Ojciec, a właściwie jego znajomy zrobił mi dwie takie dźwignie na frezarce z aluminium. Były prawie idealne. Ciekawe czy teraz ktoś by takie cudo zrobił na zwykłej frezarce.
Później zmieniłem tę zetkę na tapeciaka, którego niedawno udało mi się kupić w bdb stanie. Jak go otworzyłem, to się rozczuliłem na widok tego niezniszczalnego mechanizmu.
Ten mechanizm, żywcem powielany z MK125 (zdaje się, że licencyjny Thomsona...) to coś, co nie powinno działać a jednak czasem działało, z wszystkimi dobrodziejstwami możności słuchania muzyki wybranej.
Zawodny i łatwy do uszkodzenia, przyniósł serwisantom spory kęs zapracowanego chleba. Sam uzdatniłem dziesiątki, może nawet ponad sto egzemplarzy. Miał (sorry - ma) tylko kilka wad, za to poważnych, jedną niezwykle trudną do wyeliminowania - cienki, długi i jednostronnie podparty wałek przesuwu. Silny wstrząs powodował jego skrzywienie w miejscu koncentracji naprężenia, tuż przy stosunkowo ciężkim kole zamachowym.
Ustawiczne problemy z przewijaniem leczyła zmiana łożyskowania kółek pośrednich z fabrycznego niejednoznacznego na poprawne ustalone, na miaukolenie była tulejka z brązu w piaście rolki dociskowej i zmiana szczotek silnika z dołożeniem jednego tranzystora w stabku, samopowrotne klawisze przewijania to tylko pół godziny piłowania zapadki iglakiem i już zaskakują jak powinny itd.
Po takiej kuracji antywkur...zającej sprzęt dał się bardziej lubić.
Piszę "bardziej", bo i tak był przez wielu lubiany. Tych szczególnie cierpliwych.
Owszem, łamała się ta dźwignia jak zapałka. Ojciec, a właściwie jego znajomy zrobił mi dwie takie dźwignie na frezarce z aluminium. Były prawie idealne. Ciekawe czy teraz ktoś by takie cudo zrobił na zwykłej frezarce.
Jeżeli tę samoróbkę - wydumkę robioną na potrzeby "Imprezy II" można nazwać zwykłą frezarką, to raczej bez koszmarnych problemów powinno to-to wyrzeźbić garstkę takich kluczyków jednego dnia. Przy ręcznej obsłudze.
Bo CNC to wiadomo... Tylko program masakra i ruina...
No, nie wiem. Tych tapeciaków miałem trzy. Jeden ze wzmacniaczem i dwa bez. Nie rzucałem i nie kopałem ich i grały całkiem dobrze. W jednym wypiłowałem otwory w blaszce i klawiszy przewijania nie trzeba było trzymać. Zmieniłem trochę elektronikę i dźwięk był całkiem sympatyczny. Szumy zmalały prawie do zera. Zrobiłem też coś na kształt auto stopu wyłączającego napięcie na silnik po wzroście prądu pobieranego przez niego. Prosty to był układzik ale działał i przy przewijaniu i przy odtwarzaniu. Może rzeczywiście jak ktoś nie szanował ich i nimi rzucał, to się psuły. Ja zbyt wiele wyrzeczeń musiałem mieć, żeby sobie w tamtych czasach kupić cokolwiek ze sprzętu. Dlatego go szanowałem i mam tę przypadłość do dzisiaj, choć stać mnie teraz na naprawdę niezły sprzęt grający. Nabyłem za grosze teraz takiego tapeciaka z sentymentu, nie z wyraźnej potrzeby, ale działa całkiem dobrze. Do lepszej jakości odtwarzania kaset mam inne sprzęty. Ręczna frezarka daje radę w rękach niezłego frezera. Amator nie ma co na niej szukać. Frezowanie jest trudną sztuką. CNC wykonałaby kilkaset takich szpejów w ciągu dnia, ale nie o to chodzi.
[quote=Krecik;28084.113980;17433][quote=marian1981.02;28084.113968;900]
[quote=Tomek Janiszewski;28084.113969;12523]Natomiast bez żadnej szkody można było usunąć wtórniki emiterowe bezpośrednio poprzedzające bida-komplementarne końcówki mocy. One pełniły jakąkolwiek rolę z końcówkami starszego typu, z jednym tylko stopniem napięciowym i równoległym sprzężeniem zwrotnym, a więc o małej impedancji wyjściowej.[/quote]
Czy nie chodziło Ci czasem o impedancję wejściową ?[/quote]
Racja że o wejściową. Zaraz to poprawię, przejęzyczyłem się.
[quote][quote=Tomek Janiszewski;28084.113969;12523]W ten sposób zaoszczędzono by po jednym BC107 w każdym z kanałów, i można by z jego użyciem przerobić końcówkę na quasi-komplementarną, wolną od podstawowej wady tego co tam wsadzono. Ale jak rozumiem - akurat na tych wtórnikach nie oszczędzano?[/quote]
Tym razem nie bardzo mogę się z tym zgodzić. Przesył sygnału z przedwzmacniaczy szedł dość zawiłymi drogami, z dużymi odsłoniętymi odcinkami przewodów czynnych ("gorących"), z takimiż sporymi powierzchniami np. przełącznika ścieżek z tymi dziwnymi funkcjami przegrywania ze ścieżki na ścieżkę, IMHO mało przydatnymi. W pierwszej kolejności właśnie te funkcje wywaliłbym "w piz...c", jak to mawiają Rosjanie. Przesył sygnału takim labiryntem na dużej impedancji linii jest niewskazany. A nawet na małej (1k2 w emiterze wtórnika o ile mnie pamięć nie mydli) konieczna była kompensacja tymi pętelkami z drutu na pierwszym stopniu przedwzmacniacza. Czasem dość skuteczna, a czasem tak sobie za sprawą przesunięć fazowych w sygnałach wnikających.[/quote]
Pewnie i tak było. To była bolączka nie tylko ZK200, ale i tapeciaka o którym pisał Niuniek. Jego wzmacniacze słuchawkowe były prymitywnymi oporowymi końcówkami SE; mogli chociaż te gigantyczne oporasy o mocy ZTCP aż 3W źródłami prądowymi zastąpić ale wymagałoby to dodatkowych tranzystorów, a przecież to w innym modelu tapeciaka (M531S) oszczędzono na BC107 we głośnikowych wzmacniaczach bida-komplementarnych. Oczywiście rezultat (w M532SD) był łatwy do przewidzenia: przydźwięk 100Hz w słuchawkach, bo końcówki słuchawkowe były zasilanie napięciem - a jakże, niestabilizowanym, z pierwszego elektrolita po mostku, wzorem końcówek głośnikowych w M531S. Ale na tym nie koniec: do toru odczytu przedostawało się upierdliwe wycie silnika, zapewne wskutek złego rozplanowania mas. Pewnie w celu jego choć częściowego osłabienia zastosowano niezgodną z normą bo mniej więcej dwa razy mniejszą stałą czasową korekcji odpowiedzialnej za podbicie basów przy odczycie (powinna wynosić 3180us, jak przy RIAA). Aby to zrekompensować - podbijano silniej najniższe basy przy nagrywaniu, co jednak pogarszało odstęp od szumów i kompatybilność z nagraniami z innych magnetofonów. Tak więc i w tapeciaku można by niemało poprawić.
[quote]
To jest średnio śmieszne, bo przerażająco często tak lub podobnie bywało. Sam z bliska obserwowałem załamanie kontraktu zagranicznego jednego z największych i najbardziej dochodowych zakładów przemysłowych. Wskutek zwykłej i oczywistej indolencji każdy Polak został teoretycznie zubożony tym obsuwem o kilkaset złotych.[/quote]
Ja też coś na ten temat wiem, bo (na szczęście tylko przez nieco ponad 2 lata) pracowałem w WCBKT na Bemowie. Tam propozycja konstruktora aby poprawić oczywistego babola rozbijała się zwykle o stanowisko kierownika: Nikt panu na to godzin nie da.
[quote=Krecik;28084.113993;17433]Ten mechanizm, żywcem powielany z MK125 (zdaje się, że licencyjny Thomsona...)[/quote]
Otóż nie. W istocie jego pierwowzorem był mało znany magnetofon MK121, który w Młodym Techniku określano jako samodzielną konstrukcję konstruktorów z Kasprzaka w przeciwieństwie do licencyjnych MK125 i MK122. Chwalono nowy mechanizm za miękką pracę klawiszy, co prawda zarazem zlikwidowano ich dwukierunkowe działanie (w licencyjnych magnetofonach mogły one być wciskane także w płaszczyźnie poziomej, co jednak przydać się mogło jedynie w samochodzie gdy magnetofon zamocowany był pod deską rozdzielczą, tak sobie to przynajmniej wyobrażano). Nie mechanizm jednak był najbardziej znamienną cechą tego wyrobu lecz... pominięcie generatora pradu podkładu i kasowania. Zamiast tego przy zapisie doprowadzano do obu głowic prąd stały, jolajnie jednak uprzedzając, że ubocznym skutkiem jest wzrost poziomu szumów i konieczność obcięcia pasma przy zapisie. Usprawiedliwiano się jednak że "to odpowiada tendencjom światowym, ponieważ wiele konstrukcji tej klasy wykonywanych jest właśnie z podkładem prądu stałego". O tym jak wiele jest produkowanego sprzętu "tej klasy" - przemilczano. Nie dziwota zatem że ten knot nie cieszył się popularnościa (w przeciwieństwie do MK122 a zwłaszcza MK125), i najczęściej pojawiał się w roli głównej nagrody w quizach radiowych, skoro za piniędze nikt go nie chciał. Wkrótce zresztą zaprzestano jego produkcji, a mechanizm znalazł zastosowanie w Kapralu, a następnie w tapeciakach.
[quote]na miaukolenie była tulejka z brązu w piaście rolki dociskowej i zmiana szczotek silnika[/quote]
Znaczy na jakie? Pozyskane z nieco lepszego silnika, np. od Grundiga? W ogóle to zrozumieć nie potrafię dlaczego w kaseciakach bynajmniej nie tylko najniższej klasy stosowano silniki tak naprawdę to od zabawek (jedynie conieco wyciszone) bo z trzema biegunami wirnika, minimalnej możliwej w silnikach DC. Nie łaska było wyprodukować silnik z wirnikiem przynajmniej pięciobiegunowym?
[quote]z dołożeniem jednego tranzystora w stabku,[/quote]
A co ten dołożony tranzystor miał robić? Wszak we wspomnianym Grundigu także stosowano dwutranzystorowy stabilizator o bardzo podobnym schemacie. A nie było już w tamtych czasach scalonych stabilizatorów UL1901M/K, a przynajmniej ich pierwowzorów ESM227 które także widywało się w polskim sprzęcie?
na miaukolenie była tulejka z brązu w piaście rolki dociskowej i zmiana szczotek silnika
Znaczy na jakie?
Na prawdziwsze, czyli bardziej jednoznacznie wymuszające czas zwarcia zezwoju komutowanego. Tłumik mechaniczny (spotykany później w różnych podobnych silnikach) w postaci listka gumowego lub mazidła energochłonnego na odcinku sprężynującym (czyli sprężynie płaskiej) szczotki był niezbędny tak jak i przeszlifowanie komutatora w celu usunięcia jego fabrycznej skandalicznej niewspółosiowości.
Nie łaska było wyprodukować silnik z wirnikiem przynajmniej pięciobiegunowym?
Nie. Przy tym rozmiarze i prędkości silnika niewiele by to dało stabilności, za to pobór prądu wzrósł by znacząco. Taki silnik ma o 5/3 więcej przełączeń na obrót i co za tym idzie niższą sprawność.
A co ten dołożony tranzystor miał robić?
Mierzyć prędkość obrotową silnika.
Nie porównuj więc tego z innymi stabkami.
Ja też coś na ten temat wiem, bo (na szczęście tylko przez nieco ponad 2 lata) pracowałem w WCBKT na Bemowie.
Czyżbyś miał coś wspólnego z tymi niezapomnianymi gwizdami i rykami silniczków od MIGów czy ISKIER w mroźne zimowe długie wieczory lat 70/80 ?
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- …
- następna ›
- ostatnia »
Gdybym mógł decydować o zmianach w TAMTYCH czasach i poprawkach w magnetofonie serii ZK200 to zmieniłbym przede wszystkim tę cholerną wnękę przy przełączniku prędkości przesuwu taśmy. Doprowadzało mnie to do szału. Kto takie coś wymyślił i po co? Żeby sobie paluchy kaleczyć? Przecież można było zrobić ją symetryczną, a nie skośną po prawej stronie. Wzmacniacz wewnętrzny to sprawa wtórna, przecież raczej ta ZK była podłączana do zewnętrznego wzmacniacza. Przynajmniej u mnie do Kleopatry. Później zmieniłem tę zetkę na tapeciaka, którego niedawno udało mi się kupić w bdb stanie. Jak go otworzyłem, to się rozczuliłem na widok tego niezniszczalnego mechanizmu.
Wszystko rób tak, żeby nie trzeba było po Tobie poprawiać. Miłego dnia.