ZK 140T - generalka z sentymentu do pamiątki z dzieciństwa
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
Może takie były "standardy" w latach 60-tych i wczesnych 70-tych, w sensie że nie obowiązywały żadne standardy? Jednak w dobie książek Feszczuka "Wzmacniacze elektroakustyczne" tj mniej więcej od połowy lat 70-tych pojawiały się już jakieś normy na czułość i oporność wejściową gniazd wejściowych dla adaptera magnetycznego, piezoelektrycznego, mikrofonu dynamicznego, radia, magnetofonu, tudzież na poziom sygnału na gniazdach wyjściowych w/w urządzeń. Niezależnie od tego kiedy stały się one powszechne - przyznasz że to bardzo niepraktyczna cecha Zetek (w którym sprzęcie ostatecznie z tym zerwano: ZK246 chyba już tak nie miała) gdy poziom sygnału na gnieździe wyjściowym (gdzie być może właśnie dołączony jest inny magnetofon w trybie zapisu) zależy od położenia głośności magnetofonu odczytującego.
Nie wiem skąd takie zdziwienie, że te zetki tak miały? To prosta konstrukcja, żeby nie napisać prymitywna. Jeden regulator służył do regulacji głośności jak i ustawiania poziomu zapisu, więc potencjometr do tejże regulacji nie mógł być umieszczony przed samym wejściem wbudowanego wzmacniacza m.cz.
Nie pasuje mi ta koncepcja. Odtworzyć to może i by się dało, ale jak nagrać stereo na Zetce ?
Zawsze można było pożyczyć od znajomego dysponującego lepszym sprzętem taśmę nagraną w stereo i odtworzyć ją na domowej potańcówce przy użyciu odtwarzacza stereo zaimprowizowanego przy użyciu tego co się miało, tj. ZK140(T, TM) i dołączonego do niej wzmacniacza. Zupełnie jak przy użyciu Mister Hita, na którym też przecież nie można nagrywać płyt ;-) Tymczasem jednak Kol. X-Martini pokazał jak przy użyciu Zetki można było zarówno odtwarzać, jak i nagrywać taśmy w stereo, choć była to cała epoeja: trzeba było odwzorować praktycznie całą elektronikę lampowej ZK140, włącznie z końcówką mocy i generatorem podkładu na ECL86. Nie pozostanę dłużny i przytoczę dla odmiany opis przeróbki ZK140T na magnetofon stereofoniczny, z Młodego Technika a nie z RiK, oraz z wykorzystaniem gotowej kompletnej płytki przeznaczonej dla tego magnetofonu:
https://mlodytechnik.pl/files/gjn/78-nw-09-przerabiamy_magnetofo...
(w adresie jest błąd ale tak musi zostać, ważne że artykuł traktuje o ZK140T a nie o ZK146). Tym razem udało się wcisnąć płytkę drugiego kanału do obudowy Zetki, choć nie będzie z tego szczęśliwy ani zasilacz któremu nawet z jedną płytką niełatwo, ani też Adetki którym trzeba było radiatory obrzezać.. Być może ewidentne już przeciążenie zasilacza zwiększy Adetkom szanse przeżycia.
Głowica uniwersalna ZK140 nie jest ani konstrukcyjnie dostosowana do stereo, ani też ustawiana fabrycznie na zgodność faz śladów. Taśma nagrana stereo na innym magnetofonie byłaby tu odtworzona z zupełnie zmienioną przestrzenią.
A to faktycznie przykre zaskoczenie :-( Byłem dotąd pewien że głowica Zetki została z góry przewidziana do wykorzystania na dwa sposoby: jako czterościeżkowa w sprzęcie mono, albo dwuścieżkowa w sprzęcie stereo. A tu wychodzi na to że stanowiła ona gorszy sort głowicy stereofonicznej. Pozostałoby zatem próbować użyć nie budzącej już wątpliwości głowicy stereo (np. od ZK146, ZK246, M2405S etc.) ale czy po pierwsze wejdzie ona mechanicznie do ZK14O lub ZK145, po drugie - czy głowica od sprzętu tranzystorowego dostarczy lampie EF86 dostatecznie wysokiego napięcia, aby miało to jakikolwiek sens. Pamiętasz może jaka była rezystancja uzwojenia głowicy uniwersalnej od Zetki lampowej a jaka od tranzystorowej? To dałoby przynajmniej zgrubne pojęcie o napięciach uzyskiwanych z obu tych głowic.
Ponadto taki zewnętrzny wzmacniacz-przystawka musiałby mieć własną normatywną korekcję jak dla odczytu 9,53 cm/s i być układowo identyczny z tym w Zetce.
To oczywista oczywistość, wyraźnie wszak napisałem że byłby to przedwzmacniacz korekcyjny. A ponieważ takowego nie ma we wzmacniaczach przewidzianych do współpracy z całym magnetofonem, a nie tylko z jego głowicą - to mógłby stanowić osobny człon i czerpać zasilanie z magnetofonu zamiast z osobnego zasilacza, wzlędnie z zewnętrznej końcówki mocy.
Pytanie, czy ktoś w ogóle by w tamtych czasach usłyszał, że coś tu nie gra ;-), gdyby niby-grało i się nazywało stereo.
W tamtych latach to się jarano nawet tzw. pseudostereofonią, np. polegającą na stłumieniu wysokich w jednym kanale a niskich w drugim. Albo wręcz na maksymalnym oddaleniu głośnika wysoko- i niskotonowego, niekiedy umieszczonych w osobnych obudowach. Dzisiejsi szpece od budowy kolumn złapali by się za głowę: o jakim zgraniu fazowym można w takim wypadku mówić? Pewnie i z niezgodności położenia szczelin w obu kanałach głowicy dałoby się zrobić użytek, nagrywając sygnał (i to nawet mono!) na jednym magnetofonie, a odtwarzając na drugim. Efekty przestrzenne byłyby wówczas nieprzewidywalne :-D
Sygnał niestety pozostanie zależny od pozycji regulatora głośności z powodu specyfiki działania tego ostatniego. Takie fabryczne rozwiązanie regulacji wzmocnienia odczytu ma swoje istotne zalety i nie będę tego zmieniał.
Dla nieobytych w temacie: sam producent zachwalał zastosowane rozwiązanie, wskazując że równocześnie z redukcją wzmocnienia następuje wzrost odporności wzmacniacza na przesterowanie silnym sygnałem, z jakim mamy przecież do czynienia gdy zachodzi potrzeba zmniejszenia wzmocnienia. I to przy użyciu pojedynczego potencjometru włączonego w nietypowy sposób, tj z suwakiem na masie, co stało się znakiem firmowym całej rodziny tranzystorowych Zetek.
Sygnał dla wskaźnika wysterowania przy odczycie mam zamiar uzyskać znanym i niegdyś lubianym scalaczkiem TL072. To dwa wzmacniacze operacyjne z wejściami J-FET, uznawanie niegdyś za niskoszumne. Sygnał sterujący można pobrać tylko wprost z głowicy, gdyż jedynie wtedy jego poziom będzie niezależny od regulatora głośności.
Trzeba go będzie jeszcze nieco podkorygować, żeby był zbliżony ch-ką częstotliwościową do tego, co wychodzi z fabrycznego przedwzmacniacza. Inaczej wskaźnik będzie oszukiwał, zwłaszcza przy niskich częstotliwościach.
Taka korekcja dla wzmacniaczy operacyjnych nie jest problemem, regulacja wzmocnienia też nie. Jeden by sobie z tym poradził, a tu mam dwa.
Co by tu z tym drugim zrobić ?
Gdy tylko przeczytałem pierwsze słowa zacytowanego fragmentu wydało mi się oczywistym że TL072 będzie pełnił rolę precyzyjnego przetwornika pomiarowego. Do tej roli nadaje się wręcz znakomicie. Może to być półokresowy aktywny prostownik na jednym wzmacniaczu, sumator sygnału wyprostowanego i niewyprostowanego na drugim (co daje efekt równoważny prostowaniu pełnookresowemu), detektor szczytowy na trzecim, wreszcie wtórnik wyjściowy na czwartym, ułatwiający uzyskanie małego czasu narastania a dużego opadania, i tym samym wykrycie nawet krótkotrwałego przekroczenia poziomu. Takie i podobne układy są opisywane w podręcznikach z Kulką-Nadachowskim na czele. Jak dobrze pokombinować to pewnie dałoby się uprościć to co opisałem wyżej (np. przez połączenie funkcji sumatora i detektora szczytowego w jednym wzmacniaczu operacyjnym), względnie tworzyć dalsze cuda niewidy, np. przetwornik logarytmujący celem uzyskania liniowej skali w dB. Albo przetwornik wartości skutecznej zamiast detektora szczytowego. Prymitywne i bezużyteczne (sczególnie z punktu widzenia ochrony taśmy przed przesterowaniem) półokresowe "mierniki" wiiijuuuu! na diodach którymi PMT faszerowała sprzęt nawet wysokiej klasy jawią się na tle możliwości jakie dają wzmacniacze operacyjne jak dzieło drugorocznego uczniaka pierwszej klasy zawodówki o profilu elektrotechnicznym. Tymczasem z tego co obecnie zrozumiałem - nie bierzesz pod uwagę takiej ewentualności, a TL072 ma służyć li tylko jako wzmacniacz korekcyjny. Odwagi, przynajmniej precyzyjny miernik wartości szczytowej będzie istotnym krokiem naprzód, a jego stopień skomplikowania idzie przeżyć. Jak jesteś zainteresowany - postaram się go zaprojektować.
Nie wiem skąd takie zdziwienie, że te zetki tak miały? To prosta konstrukcja, żeby nie napisać prymitywna.
Zdecydowanie ze wskazaniem na to drugie.
Jeden regulator służył do regulacji głośności jak i ustawiania poziomu zapisu, więc potencjometr do tejże regulacji nie mógł być umieszczony przed samym wejściem wbudowanego wzmacniacza m.cz.
Można było to rozwiązać tak aby sygnał na gnieździe wyjściowym magnetofonu przy odczycie nie zależał od położenia regulatora głośności, i to na kilka sposobów. Albo przełączać potencjometr dodatkowymi stykami przełącznika zapis/odczyt (ale tam nie potrafiono sobie poradzić nawet ze stykami nieporównanie mniej złożonego przełącznika ścieżek), albo częściowo rozdzielić przynajmniej częściowo tory odczytu i zapisu (co jednak przyprawiłoby PMT o apopleksję na myśl że tyle tranzystorów się marnuje; w wykonaniu lampowym takie rozwiązanie nie wchodziłoby zresztą w grę z powodu marnotrawstwa mocy żarzenia, o zużywaniu się nieczynnych lamp już nie mówiąc). Można było wreszcie spojrzeć prawdzie w oczy i uznać oczywisty fakt że prymitywna regulacja barwy polegająca wyłącznie na obcinanie wysokich tonów zdaje się na plaster, zrezygnować z niej w ogóle i wykorzystać zwolniony potencjometr do regulacji poziomu zapisu, rodzielonej og regulacji głośności. Powinno to conieco uprościć przełącznikologię. Ale nie, pozostawiono coś na widok czego współczesny użytkownik popukałby się w czoło, zwłaszcza gdyby podczas przegrywania taśmy przyszło mu nagle ściszyć magnetofon (bo np. zadzwonił telefon lub domofon) i poniewczasie skonstatowałby że w tym samym momencie przestało się nagrywać.
Rozwiązać można było inaczej, ale to się wiązało z kosztami, a jak wiadomo oszczędności na pierwszym miejscu.
Jeśli ktoś sobie przypadkiem ściszył to nagrał raz jeszcze, proste? Po drugie mało kto miał wtedy tel, kiedyś nie stwarzano z byle czego problemu.
Oszczędności w Unitrze - jak najbardziej tak, ale w Grundigu? Chyba że ten ostatni skonstruował TK120 przy założeniu że będzie on produkowany na licencji w PRL. Coś jak to było z Fiatem model 125: w Polsce natłuczono go chyba więcej a już na pewno tłuczono go nieporównanie dłużej niż w macierzystym kraju...
No i szybki raport z kolejnego podejścia do symulacji. Poprawiłem model silnika tak aby bez jakiegokolwiek obciążenia uzwojeń wtórnych wykazywał przy 230V zasilania prąd jałowy 230mA oraz pobór mocy czynnej 28W (zgodnie z tym co sam zmierzyłem wczoraj w realu); na życzenie mogę podać parametry modelu. Następnie obniżyłem (znów w symulacji) napięcie zasilania do 220V, a uzwojenia wtórne obciążyłem (zgodnie z danymi książkowymi)
rezystorami 60 omów na końcówkach głównych a 2.2k na pomocniczych (jednocześnie, książka niestety nie precyzowała jak ma być ale na napięcie na końcówkach głównych obciążenie końcówek pomocniczych nie miało istotnego wpływu). Znów zgodność wyników symulacji z danymi z książki okazała się zupełnie dobra, w każdym razie mieściła się ona w tolerancji. Dołączyłem prostownik zgodnie z oryginalnym schematem - i tak jak poprzednio pod obciążeniem stałe napięcie na wyjściach było od czapy: 17,7V na głównym przy 60 omach obciążenia. Dla odmiany na pomocniczym napięcie było o wiele za niskie. Twierdzę wręcz nie ma szans na uzyskanie 52V przy obciążeniu 1k, w sytuacji gdy R55 w filtrze ma aż 330 omów. W książce musi być błąd: takie rzeczy też niekiedy się zdarzają. Nie wnikałem już czy może Autor miał na myśli 10k, stanęło więc na obciążeniu prostownika pomocniczego rezystorem 2,2k przy którym uzyskiwało się 41,4V a więc niewiele mniej niż figuruje na schemacie. Zresztą przy takich obciążeniach prostownika pomocniczego napięcie na wyjściu głównym zależy od niego nieznacznie. Na obecną chwilę nie widzę innego wytłumaczenia tak "znakomitego" wyniku na głównym (17,7V w symulacji, 15V wg książki) niż użycie przeze mnie za dobrych diod prostowniczych (1N4933 bo akurat takie miałem w bibliotece, oczywiście nie są to diody Schottky'ego). Zastąpiłem więc je (oczywiście tylko w symulacji, w realu najpewniej by tego nie przeżyły) małosygnałowymi diodami 1N4151. Napięcie na wyjściu prostownika głównego spadło, ale nadal było cokolwiek duże (15,5V) choć już mieściło się w tolerancji (wg książki 15V +/-2V). Nie ma zatem wyjścia, trzeba będzie wykonać wszystkie pomiary w realu; do symulacji będzie można ewentualnie powrócić po rozstrzygnięciu czy powodem zadeklarowania tak niskiego napięcia istotnie była marna jakość ówczesnych diod prostowniczych. W Zetkach stosowano zrazu BA561, później oznaczane jako BYP660-50R, następnie jedynie słuszne choć paskudne plastiki BYP401, ale gdzieś mi się poniewiera płytka ewidentnie od zasilacza Zetki obsadzona diodami... DZG2. O bezpieczeństwo tych ostatnich bardzo bym się już obawiał (średni prąd jednej diody wynosi 0,3A więc dwie dostarczyć mogą prądu na granicy swojej wytrzymałości, ale szczytowego to by się przydało tutaj zdecydowanie więcej niż 0,9A), dysponuję jednak pokaźnym zapasem tych zabytków więc zaryzykuję i z nimi, aby przekonać się czy faktycznie wszystkie diody dostępne w tamtych czasach były aż tak złe że traciło się na nich o 2,7 wolta za dużo. Przeprowadziłem też przy okazji symulację prostownika mostkowego. I tym razem napięcie było wyższe pod obciążeniem o pół wolta. Przerażonych perspektywą rozbudowy prostownika pomocniczego o dalsze dwie diody i jeszcze dwa elektrolity (jak to pokazywałem wcześniej) uspokajam że wykombinowałem takie połączenie uzwojeń silnika (tylko z przelutowaniem kabelków, druty nawojowe w karkasach pozostają tam gdzie były) że prostownik główny będzie wymagał uzupełnienia tylko o dwie diody (aby powstał mostek), pomocniczy zaś pozostanie bez zmian, i dostarczy praktycznie niezmienionego napięcia. Na razie koniec zatem z symulacjami, skonfrontuję to co wyszło z wynikami uzyskanymi w realu.
Zetka stoczterdziesta Te już poskładana, wszystko działa w miarę poprawnie. Nawet ta naprawiona głowica też.
W miarę poprawnie... Bo szumi nieprzyzwoicie jak na moje ucho i do tego śrutuje obrzydliwie. To coś jak bulgot, chrupanie, chrobotanie i szelesty razem wzięte. Może przywykłem do innych standardów, może ten typ tak ma ?
Może i ma, ale nie będzie miał.
Od razu wyleciał BC413 i wszystkie tranzystory serii BC147 i 148. Są znane z kaprysów, głupich numerów i ogólnie zawodności. Parę dni temu w Koncercie Naszego Kolegi jeden taki umarł nagle bez przyczyny (może ze starości ?) i miałem naprawę na gwarancji. Też wywaliłem od razu wszystkie 10 sztuk obsługujących odnośną funkcję przewijań i naciągów taśmy, ich miejsce zajęły BC546 DIOTECa. Musiałem przeregulować cały układ naciągu taśmy, bo różnica parametrów była znaczna.
Tu też tak zrobię. Za 413 wsiądzie 550, za nim 414, potem 547/546. W stopniu sterującym tranzystorami mocy wstawię na próbę BC337-40. Tranzystory są tanie, nie ma co się szczypać na fałszywe oszczędności 10 zetów.
Takie pytanie do znawców historii polskiego e-manufacturingu - jakie to są oporniki widoczne w płytce tej ZetKi (na zdjęciach), metalizowane z ZSSR, węglowe też stamtąd czy może jeszcze inne skądinąd ? OMIG chyba nie robił takich pędzelkiem malowanych na zielonkawym tle, TELPOD tym bardziej. Na teście wychodzą sprzeczne wyniki, odmienne dla różnych oporników.
Te z pierwszego stopnia wzmacniacza chyba też wymienię na przyzwoite niskoszumne.
Ja mimo wytężeniu gał nie widzę pędzlowatych na zielonym tle.
Mam takowe zielone z kropkami, wyglądają na krajowe.
Rozwiązać można było inaczej, ale to się wiązało z kosztami, a jak wiadomo oszczędności na pierwszym miejscu.
Jeśli ktoś sobie przypadkiem ściszył to nagrał raz jeszcze, proste?[...]
Niekoniecznie byłoby to takie proste, gdyby sobie nagrywał np. z "Wieczoru płytowego" albo z "MiniMaxa"... ;-)
Niekoniecznie byłoby to takie proste, gdyby sobie nagrywał np. z "Wieczoru płytowego" albo z "MiniMaxa"... ;-)
Tu akurat była mowa o nagrywaniu z magnetofonu ZK140T na inny magnetofon. Radia też takie bywały, że jak ściszyło się głośnik to zarazem znikał sygnał na wyjściu do nagrywania na magnetofon? Bo telewizory to i owszem (np. Neptun 421) ale tam była to smutna konieczność, podyktowana wymuszonym wykorzystaniem transformatora głośnikowego do separacji galwanicznej wyjścia magnetofonowego od sieci. Z sygnałowych absurdów znany mi jest jeszcze tylko radiomagnetofon "Jola" gdzie jak to opisywano na łamach RiK w dziale "Badania eksploatacyjne" z chwilą ustawienia magnetofonu na gotowość do zapisu znikał całkowicie dźwięk w głośniku, i moment puszczenia taśmy w ruch trzeba było wybrać kompletnie w ciemno, nie wiedząc czy jeszcze gada spiker, czy lecą już pierwsze takty utworu. Dopiero gdy taśma ruszyła i rozpoczął się zapis - odzywał się ponownie głośnik.
EDIT: o, tutaj opisano całą tę odpowiedzialną procedurę. Na stronie 143:
https://archive.org/details/radioamator-i-krotkofalowiec-1961-19...
Że też użytkowników tego sprzęcicha nie trafiał masowo szlag, a w dziale "Pomysł i realizacja" RiK nikt nie zaproponował jak można by się pozbyć się tej złośliwości przedmiotu martwego. Redakcja przyznała wprawdzie że nagrywanie jest "dość kłopotliwe" ale zaraz pochwaliła wyrób, że kapitalną jego zaletą jest... natychmiastowa gotowość do pracy. OIDP tą samą cechą legitymowało się jeszcze dużo wcześniej tranzystorowe radyjko "Koliber" ale nikt z tego sensacji nie robił.
Nie pasuje mi ta koncepcja. Odtworzyć to może i by się dało, ale jak nagrać stereo na Zetce ?
Zawsze można było pożyczyć od znajomego dysponującego lepszym sprzętem taśmę nagraną w stereo i odtworzyć ją na domowej potańcówce przy użyciu odtwarzacza stereo zaimprowizowanego przy użyciu tego co się miało [...].
Pamiętasz może jaka była rezystancja uzwojenia głowicy uniwersalnej od Zetki lampowej a jaka od tranzystorowej? To dałoby przynajmniej zgrubne pojęcie o napięciach uzyskiwanych z obu tych głowic.
Ponadto taki zewnętrzny wzmacniacz-przystawka musiałby mieć własną normatywną korekcję jak dla odczytu 9,53 cm/s i być układowo identyczny z tym w Zetce.
To oczywista oczywistość, wyraźnie wszak napisałem że byłby to przedwzmacniacz korekcyjny.
Na domowej potańcówce to mi było ganc pomada czy przytulaśna pościelówa leci mono, czy stereo i innym "tancerzom" raczej też. Najlepsze stereo to bywało pod staniczkiem upatrzonej panny :-). O późniejszym mono (albo i też stereo) i pasowaniach złącz to może nie będę pisał, może jacyś nieletni tu są... Znaczy poniżej 7 roku życia ;-).
Od kogo miałbym pożyczyć w 1970 roku taśmę nagraną stereo ? Od Niemca ? Jeśli nawet, to miał na 19 cm/s.
Głowica od ZetKi 140T ma ok. 260 omów. Lampowej nie mam pod ręką.
Nie dla wszystkich taka oczywista oczywistość, weź pod uwagę tych niepełnoletnich i pisz tak, żeby i Oni coś mogli zrozumieć i czegoś się nauczyć.
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 6
- 7
- 8
- 9
- 10
- 11
- 12
- 13
- 14
- …
- następna ›
- ostatnia »
Podłączanie polskich głowic to dość ryzykowna operacja. Ich wyprowadzenia nie są dobrze osadzone i do tego w łatwo topliwym tworzywie. Często podczas lutowania przewodów odłącza się wewnątrz koniec uzwojenia i prawie pozamiatane.
Panie lutujące te głowice w ZRK miały ciężki żywot. Starały się jak mogły, ale mimo dużej wprawy często zdarzały się tak, że przed chwilą była dobra, a teraz już nie jest. Oczywiście jak zwykle ukarać kogoś trzeba było, więc po krótkim czasie pokrzywdzone osoby były zmieniane na takie jeszcze nieświadome tego pola minowego.
Niesprawne głowice szły do sklepów lub do ZURiTów.
Tu użytkownik dostarczył taka właśnie głowicę, sklepowo zapakowaną i z metryczką. Obejrzałem jej czoło i od razu nabrałem podejrzeń co do uzwojeń, bo wyglądało całkiem nieźle. Za dobrze jak na głowicę ze sklepu.
I rzeczywiście, dolna sekcja - przerwa na lewej połówce. No szkoda trochę...
Pamiętam trochę wewnętrzną budowę tych głowic. Czasami udaje się taka mała sztuczka, ale potrzebna jest dobra lutownica z regulacją temperatury albo Weller TCP z igłowym grotem nr 5 (max 6). Akustyczny próbnik przejścia (prawie każdy uni multimetr go ma, w pozycji "diody") łączymy z lutownicą i wolną, nie ruszaną końcówką głowicy uszkodzonej sekcji. Podgrzewając, wpychamy o ok. pół milimetra wgłąb podejrzany listek wyprowadzenia, równocześnie delikatnie nim "mieszając", ale też nieznacznie. Czasem się udaje, cyna wewnątrz jest roztopiona podczas tej operacji i jak tylko uda się złapać kontakt, to w korzystnym położeniu listka trzeba zakończyć operację. Potem poruszać nim na zimno, żeby sprawdzić, czy dobrze złapało.
Przylutowanie przewodu do takiego naprawionego wyprowadzenia to już większa sztuka z emocjami. Można sobie pomóc zawczasu odrobiną poxipolu, utwierdzając to krytyczne wyprowadzenie.
Udało się uratować tę głowicę, której wygląd całkiem dobrze wróży.
A diabelski pomiot przełącznik ścieżek już zamontowany i podłączony, jest OK.
Można więc było przystąpić do porządkowania fabrycznego rozgardiaszu w instalacji magnetofonu. Nie toleruję luźno wiszących lub poplątanych przewodów w żadnym urządzeniu, taki ze mnie dziwak...