ZRK Rapsodia 61
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
Witam !! Ostatnio w mojej miejscowości odbyły się wystawki gabarytowe skąd upolowałem radioodbiornik ZRK Rapsodia 61 po włączeniu do sieci świecą się żarówki od skali oraz transformator buczy poza tym brak reakcji co może być w tym radiu zepsute ??
z góry dziękuję !
tak więc, co mam zrobić w pierwszej kolejności ?
Proponuję zacząć od zaparzenia sobie kawki i spędzenia tego czasu z rodziną, bo to w końcu jest Wielkanoc ;)
Po włączeniu do prądu, rzuć okiem czy wszystkie lampy pracują.
Potem tak jak mówiłem, to należałoby sprawdzić kondycje kondensatorów i wyczyścić przełączniki.
Rzuć okiem na stan wszystkich elementów, czy nie ma upalonych rezystorów. Nie jest to radio skomplikowane.
Tak na dzień dobry to kartoflaki (kondensatory papierowe) będą do wywalenia. Potem można uruchomić i zobaczyć, co się zmieniło. Rezystory też lubią pękać na obejmach. Warto sprawdzić, czy lampy dostają napięcie anodowe. Jeśli nie, wówczas może być uwalony prostownik selenowy i kondensatory filtrujące. Ja to zastępuję zwykłym mostkiem krzemowym, kondensatory zaś montuję wykorzystując cokół z gwintem po starym (jest tutaj opis jak to wykonać). Ostatnio jednak zmodyfikowałem ów kondensator - zostawiam tylko bakelitowy cokół, zaś ujemne elektrody wypuszczam przez nawiercone otwory w taki sposób, żeby po przykręceniu dotykały do chassis.
Ja to bym zaczął od dokładnego wsłuchania się czy to buczy transformator czy może to z głośnika wydobywają się te dźwięki? Kartoflaków na razie bym nie ruszał bo to przecież zabytek. ( ;)
Jeśli już stwierdzisz, że to jednak buczy transformator to spróbuj po nagrzaniu wyjąć lampę głośnikową EL 84 Tylko przez jakąś szmatkę bo się poparzysz i słuchaj czy w głośniku podczas wyjmowania i ponownego wkładania usłyszysz trzask? Jeśli tak to będzie wiadomo, że prostownik jakoś tam jeszcze żyje i transformator głośnikowy oraz głośnik(i) też dają znaki życia. Jeśli nie słychać tego trzasku to w pierwszej kolejności podejrzewać należy prostownik, potem lampę a w końcu transformator gł. Piszę to wszystko bo przypuszczam, że nie masz czym pomierzyć napięć. Jeśli masz to zapomnij o tym co napisałem i weź się za pomiar napięć.
Potem napisz jak to wygląda.
Ja to bym zaczął od dokładnego wsłuchania się czy to buczy transformator czy może to z głośnika wydobywają się te dźwięki? Kartoflaków na razie bym nie ruszał bo to przecież zabytek. ( ;)
Jeśli to był żart, to ok, a jeśli masz mnie wk*** wrrrrć! denerwować, to odpiszę ;)
Kartoflaki można śmiało pruć bez zastanowienia. Pojemności nie mają, zdarzają się też upływności i inne dziwne historie. Pokazałem to nawet na fb. Mało tego - siedzę właśnie nad radiem Turandot i tam dałem się trochę zrobić. Były 2 kondensatory, rzekomo plastikiem zalane, więc myślę - zostawię! I co się okazało? Po włączeniu wzmacniacz działa, a rezystor katodowy i pentoda grzeją się, aż dym z nich leci. Szukałem, szukałem... coś mnie tknęło. Badanie triody z politechniki, gdzie przy 9V na siatce sterującej anoda robiła się czerwona. Wziąłem miernik i mierzę siatkę - jest piękne 8V DC. Mierzę napięcie na rezystorze katodowym - powinno być 7V, jest 17V!!! Przyjrzałem się schematowi - ów kondensator był podłączony do anody triody i miał podawać sygnał na siatkę sterującą pentody, odcinając tym samym składową stałą. Przyjrzałem się mu dokładnie... przecież to kartoflak! To należało wywalić! Odsysacz, lutownica, wyprułem. Wstawiłem foliowego Miflexa. Włączam radio czekam aż się nagrzeje, pomiar napięcia - na jednej nodze jest jakoś 113V (anodowe triody), na drugiej jakieś 0,2V. Na rezystorze katodowym 8V, dym z niego nie leci. Z ciekawości wrzuciłem kartoflaka na tester - pojemność 2x więcej i upływność 12%, co tłumaczyło te 8V stałego na siatce. Teraz siedzą tam zielone i srebrne Miflexy, radio odzyskało głos i nawet działa na AMie. Przestroi się głowicę i będzie wypas. Więc nie ma się co zastanawiać, chyba, że chce się mieć potem więcej szkód.
Dzisiaj pewnie wiele z tych kartoflaków trzeba wymienić, ale zdradzę pewną zasadę, którą aż nazbyt notorycznie powtarzam, w sytuacjach gdy ktoś chce na ślepo wymieniać elektrolity, ale to samo dotyczy też tzw. kartoflaków.
Najpierw sprawdzić, zmierzyć, a nie na ślepo wszystko wymieniać. SPRAWDZAĆ!
Kartoflaki są zrobione w taki sposób, że z wiekiem po prostu gniją. A gniły już dużo, dużo wcześniej i dlatego zaczęto robić inne, lepsze kondensatory. Podobnie czerwone plastikowe Elwy (po ich wywaleniu mój DMTL odzyskał głos i wzmacniacz przemówił), podobnie elektrolity produkcji radzieckiej. A jak wiadomo, że coś prędzej czy później szlag trafi, lepiej załatwić za jednym bajzlem.
Figaro milczało, Turandot milczała, znajomemu milczała Tonetka. Głos odzyskały po wywaleniu wszystkich kartoflaków, bo każdy z nich robi różne anomalia na swój sposób. Tu się nie ma nad czym rozczulać i zastanawiać - to się po prostu pruje. Sprawdziłem kilka z ciekawości i jest to nic innego, jak szmelc. Nie praktykuję wymiany wszystkiego jak leci ale w tych trzech przypadkach jest to wyjątek - kartoflaki, czerwone Elwy, elektrolity produkcji radzieckiej. U mnie element ma być dobry czyli mieć wartość mieszczącą się w tolerancji. Zielone i srebrne Miflexy ten warunek spełniają. To się robi za jednym bałaganem, żeby nie wracać do tematu. Raz a porządnie.
Nikogo nie chcę denerwować. Stary (historyczny) sprzęt powinien zawierać jak najwięcej oryginalnych części. Ja tylko stwierdziłem, że JA BYM TAK ZROBIŁ bo taki"kartoflak" za kilka lat będzie taką rzadkością jak oryginalny i działający odbiornik detektorowy a młodzi ludzi nie będą sobie mogli wyobrazić jak taki kondensator wyglądał. Oczywiście jeśli jest uszkodzony to nie ma sensu go naprawiać (regenerować) choć są "kamikadze" co tak robią. Przed wojną aż do lat 50-tych kondensatory średniej pojemności (nanofarady) produkowane były jako zwojowe i składały się z paska folii aluminiowej z przekładką z cienkiego papieru impregnowanego (aby nie chwytał wilgoci). Taki rulonik był wkładany do rurki szklanej jako, że szkło zupełnie nie przepuszcza wilgoci. Końcówki tej otwartej z dwu stron rurki zalewane były smołą (też odporną na wilgoć. Ta technologia miała słabe punkty w postaci wyprowadzeń, które przechodząc przez smołę, podczas zmian temperatury, miały różną rozszeżalność termiczną i poprzez tworzącą się mikroszczelinę było zasysane powietrze. Nie było z tym tragedii bo jeśli odbiornik pracował codziennie przez kilka godzin to podwyższona temperatura jaka w nim panowała powodowała wysuszanie tych kondensatorów. Gorzej jeśli taki odbiornik stał dłuższy czas nieużywany. Zapaleńcy hobbyści potrafię wiele godzin gotować w oleju takie kondensatory pozbywając się z nich wilgoci aby tylko nie zmieniać tych "historycznych" elementów. Po tych "smolakach" nasi wynalazcy wymyślili kartoflaki. Były to podobnie zwijane kondensatory ale rurka szklana została zastąpiona rurką papierowo aluminiową ale to aluminium to była nieco tylko grubsza folia od tej wewnątrz kondensatora.
Boki natomiast były izolowane masą na bazie stearyny z modyfikatorami. Ta technologia była tańsza, szybsza kondensatory były mniejsze i lżejsze ale pogłębiła się wada chwytania wilgoci. Trzecim etapem rozwoju technologii były bardzo podobne w produkcji i wyglądzie kondensatory typu "MIFLEX", w których izolacja zastąpiona została żywicą utwardzalną. Spowodowało to niesamowity wzrost niezawodności tych kondensatorów. Poprawiona też została izolacja pomiędzy warstwami folii poprzez zastosowanie odpowiedniego tworzywa a w późniejszym okresie zastosowano nawet "teflon". Podobnie było z "elektrolitami"
tylko tutaj w polistyrenowych kubeczkach, niezbyt dobrze uszczelnionych, występowało zjawisko wysychania elektrolitu w podwyższonej temperaturze jaka występowała w urządzeniach elektronicznych. Współczesne kondensatory elektroniczne z resztą też cierpią na podobną "chorobę". Może nieco w mniejszym stopniu ale rzadko taki "elektrolit" wytrzyma 10 lat pracy. W porównaniu z przedwojennymi, nieraz nadal sprawnymi kondensatorami elektrolitycznymi jest to żenada.
Zapaleńcy hobbyści potrafię wiele godzin gotować w oleju takie kondensatory pozbywając się z nich wilgoci aby tylko nie zmieniać tych "historycznych" elementów.
Dla mnie jest to objaw choroby, prawdopodobnie nieuleczalnej.
Wszystko i nic może być zepsute. Za dużo z tej twojej wypowiedzi nie można się dowiedzieć.
Jest to dość wiekowe radio, więc pewnie przydałby mu się kompleksowy serwis.
Sprawdzenie kondensatorów, czyszczenie przełączników itd.
NIGDY nie kupię Unitry, gdzie w ogłoszeniu aukcji pojawia się słowo "unikat"