M3201/3401SD Koncert - to może być naprawdę świetny sprzęt
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
Użytkownik Koncerta 3401 zażyczył sobie podświetlenie licznika. I słusznie, fabrycznie ciemny licznik to mankament.
Klient nasz Pan...
Wyszło możliwie, w naturze trochę lepiej to wygląda niż na zdjęciu. Cyfry na tarczkach licznika stały się czytelne. Podświetlenie zrobiłem z czterema żarówkami 12V 1,2W, dedykowanymi konstrukcyjnie jako podświetlające podzespoły w samochodach, stąd ich napięcie konstrukcyjne to 15V. Dwie grupy szeregowe, konstrukcyjnie więc na 30V zasiliłem napięciem niespełna 18V, tak więc trwałość powinna być zadowalająca - szacuję na min. 10 lat. Także ilość wydzielanego przez te żarówki ciepła jest niewielka.
Żarówki mają odbłyśniki - rozpraszacze z folii alu i są zamontowane na płytkach laminatowych. Całość jest trwale związana z płytą czołową, niezbędne więc było proste złącze po drodze.
Kurna chata, w sprzęcie za cenę trzech samochodów to mogliby o tym pomyśleć w fabryce. O xxx innych "drobiazgów" także.
Ale teraz z wiadomych powodów nie mam powodów do kwękania ;-).
Nie wiem czemu ale osobiście czarne liczniki podświetlam na kolor zielony zwykłym ledem z epoki.
Dobre są prostokątne zielone Telefunkeny ze spiłowaną soczewką powszechnie używane w deckach ZRK.
Białe cyfry jakoś mniej się wtedy zlewają z błyszczącymi bębnami licznika które lubią odbijać światło.
W dzień nie widać a w nocy jest bardzo ładnie podświetlane, coś takiego popełniłem kiedyś w M7010 który gdzieś pogrywa pewnie u kogoś jeszcze.
W japońskich konstrukcjach jest trochę łatwiej. Bo do praktycznie wszystkich decków z lat 70 i 80 liczniki produkowała jedna fabryka więc można sobie zamontować taki z białymi bębnami z innego modelu i ładnie podświetlić od tyłu :)
Jedyne co trzeba to znać rozstaw bębnów oraz przestrzeni pomiędzy licznikiem oraz przyciskiem reset oraz mocowanie które jest w 90% uniwersalne.
Zmienić przy przekładce też trzeba przycisk resetowania oraz kółko pasowe.
Podświetlanie licznika w magnetofonie gdzie tego nie było fabrycznie czasem jest problematyczne i wiem ile czasem to potrafi przysporzyć kłopotów, także gratuluję doposażenia sprzętu Krecik :) .
Nie wiem czemu ale osobiście czarne liczniki podświetlam na kolor zielony zwykłym ledem z epoki.
Dobre są prostokątne zielone Telefunkeny ze spiłowaną soczewką powszechnie używane w deckach ZRK.Białe cyfry jakoś mniej się wtedy zlewają z błyszczącymi bębnami licznika które lubią odbijać światło.
W dzień nie widać a w nocy jest bardzo ładnie podświetlane,
To prawda, jednak w opisanym przypadku użytkownik zażyczył sobie podświetlenie zharmonizowane ze wskaźnikami wysterowania co do barwy i intensywności. Rozważałem białe LEDy 2700...4000K, robiłem nawet próby praktyczne i nie - to nie było to co miało być. Więc sięgnąłem po wolfram...
Przy odbiorze użytkownik dał wyraz zadowoleniu z uzyskanego efektu, a to się najbardziej liczy.
Rzeczywiście, nie była to bułeczka z masłem - dzięki za dobre słowo zrozumienia, widać rzetelnie odrabiałeś tę lekcję.
We własnym magnetofonie też bym zrobił na zielono ;-). Jakby się za mocno gryzło ze wskaźnikami, to je także bym zazielenił.
Mam nadzieję, że ten sympatyczny użytkownik nie gustuje w zieleni ;-).
Przyjąłem do renowacji Koncerta z urozmaiconą przeszłością. Przeżył jakieś malowanie pomieszczenia, wewnątrz spora ilość czerwonej farby w postaci proszku i stwardniałego osadu. Czyjeś wysiłki zmierzające do uzdrowienia hamulców (chyba?), polegające na wstawieniu sznurowadła w miejsce taśmy hamulcowej i oblepieniu okładziny taśmą klejącą nie przydały sprzętowi walorów eksploatacyjnych, wręcz odwrotnie...
Jest zagwozdka - czym zmyć klej z tej taśmy, którym elegancko "nasiąknęła" okładzina ? Hamulce tego typu są bardzo wrażliwe na zanieczyszczenia choćby kurzem, a co dopiero taka lepka maź...
To nie koniec atrakcji w tym egzemplarzu. Otóż lewego zestawu dźwigienek hamulców nie ma wcale, a wałki ich osadzenia są mocno pokaleczone, jeden wyraźnie jakby sklepany na szczycie młotkiem.
Nie ma rady - trzeba dorobić od podstaw obydwa zestawy hamulcowe wraz z taśmami i sprężynkami. Ale nie tak, jak zrobiono to w Kasprzaku najprostszą i najtańszą metodą z wykrawanych i tłoczonych blaszanych kształtek, które mają tendencje do radosnego rzężenia (rezonanse własne układu), tylko nieco inaczej. Chyba niec/b/o lepiej, a może i ciut ładniej - sami ocenicie, gdy będzie gotowe.
Póki co na obrazkach wiercenie "kostek", ramion popychaczy i toczenie śrub specjalnych. Kostki z alu PA6ta, ramiona z PA4Z4, śruby M4 z nierdzewki A2.
cdn.
Kołki ustalające osadzenie ramion zrobiłem z igiełek łożyskowych fi 1,5 , pasowanych na wcisk 3um w kalibrowane otwory wiercone w "klockach" przez spozycjonowane i utwierdzone śrubą blaszki owych ramion. To gwarantuje zerowy błąd pozycji otworów, musi pasować idealnie na ten lekki wcisk. Teraz jest pewność, że ramię nie przesunie (obróci) się względem "klocka".
Estetyce dorabianych drobiazgów warto poświęcić dłuższą chwilę, żeby to jakoś wyglądało w miarę ludzko. Usunięcie rys i zadrapań po obróbce skrawaniem (frez), potem nadanie lekkiego półmatu z ukierunkowanymi ryskami po stopniowanej gradacji papierów ściernych (na mokro - IPA) zmniejsza ból oczu patrzącego na te wydumki.
Przytępienie ostrych krawędzi jest zasadą podstawową. Niedostatki zwykłej wykonawczej kultury technicznej, widoczne w wielu fabrycznych sprzętach (nie tylko Unitry, Japońce też grzeszą, Niemcy jakby mniej, Francuzi to byli flejtuchy, ale trochę się poprawili, Holendrzy (Philips) prócz chorych koncepcji też są niestaranni). Mniejsze i większe pokaleczenia rąk pracowników działów montażu Kasprzaka były codziennością. Ale kto by się tam przejmował pracownikami... Jeszcze po premii można było obskoczyć za nieuwagę.
Straty z tego tytułu były porównywalne do kosztów poszanowania zasad technicznej kultury, czyli eliminacji ostrych krawędzi w elementach idących na montaż.
Sam mam do dziś taką niewielką, ale odczuwalną "pamiątkę" po ostrej i z zadziorami krawędzi chassis M2404S. Niewiele brakowało, a by mi brakowało... Najważniejszego paluszka lewej rączki. Drobne skaleczenie, infekcja (nie było czasu na opatrzenie w kołchozowym systemie pracy), rozwinięte zakażenie, operacja.
Niby taki drobiazg, prawda ?
cdn.
Zasadnicze różnice funkcjonalne pomiędzy oryginalnym zestawem hamulcowym Koncerta a wersją krecikową są dwie. Taśmy zestawu fabrycznego są nitowane na sztywno do dźwigienek, co praktycznie uniemożliwia dokładne układanie się taśmy na okładzinie bębenka przy czynnym hamowaniu (tzn. szpulki odwijanej) z powodu nieuniknionego błędu wymuszonej nieprostopadłości tej taśmy względem osi obrotu dźwigienki. Zamocowanie taśmy hamulca pomiędzy dwiema podkładkami gumowymi o dokładnie dobranej grubości zapewnia jej możliwość tłumionego, ale dostatecznie swobodnego obrotu na śrubie mocującej a co za tym idzie samoustawność siłą naciągu przy hamowaniu. To daje równomierny rozkład nacisku na szerokości przylegania taśmy do okładziny ciernej i lepszą skuteczność hamowania. Zestawy fabryczne wymagają mozolnej regulacji a jej wynik jest niepewny, powtarzalność momentu hamującego jest ledwie zadowalająca a i to nie zawsze.
Druga cecha krecikowej fantazji to łatwa wymienność taśm hamulców - są do odkręcenia tylko dwie śrubki imbusowe. Zestaw fabryczny wymaga ścięcia lub zeskrawania mosiężnych nitów rurkowych, potem ponownego nitowania specjalistycznym narzędziem.
Pomysł, aby te dźwigienki wykonywać jako odlew ciśnieniowy ze ZnAlu był także zgłaszany, jego losy są nieznane podobnie jak wielu innych.
Żadna wróżka nie wspomniała mi wtedy, że taki zestaw zrobię za niespełna pół wieku.
Na obrazkach:
prosty wykrojnik fi 5,00 z pilotem fi 1,5 do wykonania dokładnie spozycjonowanego i okrągłego otworu w cienkiej jak bibułka taśmie hamulca (wiercenie w czymś tak cienkim i wiotkim jest możliwe tylko do pewnej średnicy - tu fi 1,5 pod pilota centrującego stempel wykrojnika; z fi 2,0 byłoby już niebezpiecznie bez specjalnego uchwytu).
Próbna tasiemka hamulca, rozstaw otworów 192 +0,2. Wykonanie w górnym zakresie tolerancji - widać przesunięcie otworu pilota wzgl. linii trasowania na pierwszym obrazku.
Reasumując w/w opis realizacji projektu ....poprawiłeś rozwiązanie fabryczne ! Przynajmniej na dotychczasowym etapie znajomości funkcjonowania zestawu hamulcowego i możliwości jego modyfikacji ...można mieć nadzieję a zarazem pewność iż Twoje rozwiązanie jest bardziej doskonalsze .Tak na marginesie ....z praktyki wiadomo iż Arcydzieła (!)..powstają tylko wtedy gdy wykonywane są ludzką ręką a nie przez automaty !
Miałem napisać, że to się okaże czy poprawiłem, ale już z grubsza wiadomo - ten zestaw działa lepiej niż oryginał. Jakieś dzieło to może i jest, ale czy arcy- ? Chyba nie, zbyt proste, chociaż pełne cztery dni walczyłem z oporami martwej materii. Ale dzięki wielkie za dobre słowo :-).
Co do estetyki, to chyba "może być".
Dodałem jeszcze tulejki z tworzywa (te krótkie dwie białe na kołkach dźwigienek, zapaćkane niebieskim smarem ELFa), gdyż alu PA4 jest utwardzone jedynie zgniotem walcowniczym i źle współpracuje ze stalą jako para trąca.
Zrezygnowałem też z pierwotnego zamiaru pokrycia galwanicznego taśm hamulców chromem na połysk, powierzchnia brązu jest dostatecznie gładka (co ja się je papierkiem 2000 i filcem z pastą polerską natarłem...) i wystarczająco twarda, tak uzyskana charakterystyka momentowa hamowania jest korzystniejsza niż zestawu fabrycznego. I co też istotne - nowy zestaw nie wymaga regulacji ustawienia taśm, rzeczywiście są samoustawne. Celowo wytrącone z właściwej pozycji same do niej wracają przy hamowaniu.
Tak że tego... Zmora pogiętych, nienaprawialnych taśm hamulców w Koncertach została przepędzona. Zrobiłem kilka taśm "na zaś" ;-).
Na obrazkach m.in. zestaw fabryczny (lewy) i krecikowa rzeźba (prawy), potem już obydwa nowe.
Jakim materiałem pokryte są bębenki w miejscu styku z taśmą hamującą? Wygląda jak te stare taśmy opatrunkowe viscoplastu :)
Pytam bo jestem po prostu ciekawy co to jest. A że nie mam szpulaka to chłonę wiedzę która mi się nie przyda. Choć może kiedyś kupię sobie duży kaliber magnetofonu :D.
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- 10
- 11
- 12
- …
- następna ›
- ostatnia »
Stara to prawda, ale zawsze będzie aktualna: geniusz tkwi w prostocie :-)