Witam wszystkich forumowiczów
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
Witam wszystkich forumowiczów
Dobry wieczór, a jak ktoś czyta w dzień, to Dzień Dobry!
Ciężko było mi się zdecydować na to, na którym forum umieścić niniejszy post, bo właściwie nie dotyczy awarii sprzętu, chwalić nie ma się czym, a podstawowe zasady BHP są takie, że jak się gdzieś się wchodzi, to się puka, a na forum wypadałoby się przywitać.
Ja właśnie kolejny raz podejmuję próbę wejścia w stare audio. Mam w planach urządzenie miejsca pracy w ten sposób, żeby zamiast muzyki z komputera móc posłuchać płyt, kaset lub radia, w dobrym stylu retro.
Już kilka lat temu chciałem wskrzesić stary zestaw Ojca, złożony z AT9100 i M9115, który na początku lat 90. wyglądał imponująco, przynajmniej dla kogoś, kto nie miał dostępu do zachodnich produkcji. Final Countdown zespołu Europe na takim sprzęcie dawał niemalże koncertowe odczucia, a możliwość nagrywania hitów z pierwszych komercyjnych stacji radiowych była wtedy na poziomie wykupienia abonamentu w Tidal czy Spotify. Projekt niestety padł, ponieważ deck ma problemy z napędem, a jeśli już odtwarza, to i tak tylko jeden kanał - efekt słyszalny w słuchawkach i widoczny na wyświetlaczu diodowym (ależ to wyglądało, jak się miało 8-10 lat), a amplituner nie jest przestrojony, a poza tym potencjometry już trzeszczą, a miejsca na urządzenie kącika muzycznego jeszcze nie mam.
Przed samymi świętami spróbowałem sięgnąć jeszcze głębiej i z darowanego mi WG902 "Artura" wyciągnąłem wkładkę UF70, która ku mojej niesamowitej radości wróciła głos starej Fonice WG550 należącej do mojego Dzadka. Pozwoliła ona nie tylko ogrzać pomieszczenia ciepłem kolęd z płyty z 1958r. ale też ponownie odezwać się Filipinkom, Sewerynowi Krajewskiemu czy Maryli Rodowicz, a także całemu Kabaretowi Dudek z płyt, któych jako małe dziecko słuchałem z tego gramofonu rozstawiając go na dywanie. Mimo trzasków podczas regulacji głośności i odtwarzania (stare, podniszczone płyty), możliwość odtworzenia po ponad 30 latach płyt, których nie widziałem na oczy przez tyle lat jest dla mnie niesamowitym przeżyciem, które mam zamiar nadal kontynuować i dzięki pomocy forumowiczów - na których dobre rady liczę - dalej rozwijać, usprawniać i wzbogacać.
Nie będę analizował całego zagadnienia nostalgii, "czaru PRLu", i tym podobnych w perspektywie Unitrowych konstrukcji. Dla mnie jest to możliwość dotknięcia dni, które dawno minęły i chwil, które spędziłem z tymi, którzy bezpowrotnie odeszli. Funkcję wehikułu czasu, te urządzenia spełniają dla mnie wyśmienicie. Może są one również pewnego rodzaju hamulcem, spowalniaczem dzisiejszego życia, by - mając dostęp do nowoczesnych technologii, streamingu audio i video w HD, 4K, 3D, miliardów bitów na sekundę wypełniających każdą strefę naszego życia - móc włączyć płytę/kasetę i jej autentycznie posłuchać, bez zniecierpliwionego przełączania między utworami, bez sprawdzania mediów społecznościowych w tle.
Kończąc filozoficzne rozważania na temat sensu życia, zapraszam do odpowiedzi w tym wątku. Z lektury forum wiem, że Artura bez względu na jego STEREO nie bedę reaktywował (gra jeden kanał) pozostawiając odtwarzanie starych płyt Fonice WG550. Zastanawiam się nad dobraniem się do potencjometrów, żeby nie trzeszczały, ale może forumowicze podpowiedzą, nad czym jeszcze można by w niej popracować. Może ktoś ma jeszcze jakieś dobre rady albo wskazówki?
Pozdrawiam, Krzysiek
Część forumowiczów pomoże, bo ma podobne sentymentalne odczucia (zaliczam się do tej grupy). Część stwierdzi, że odtwarzanie płyt na gramofonach z wkładką piezoelektryczną to zabójstwo dla płyt (to akurat prawda, choć i tak płyty w miarę długo wytrzymają), a jeszcze inni powiedzą, że warto zainwestować w lepszy sprzęt. Tak naprawdę, to w tej materii zawsze trzeba słuchać własnego sumienia.
@BellaUrsa. Fajnie się czytało. Mógłbyś więcej napisać.
:)
Hej, dzięki za komentarze - z każdym czegoś się dowiaduję. Np. tego, że raczej nie mam szans na wkładkę MM do Foniki, co właśnie każe mi przemyśleć, czy jednak swojego nowego hobby nie zawiesić na jakiś czas, lub przynajmniej czytać a nie praktykować :)
Część forumowiczów pomoże, bo ma podobne sentymentalne odczucia (zaliczam się do tej grupy).
Sentymenty... Czasami z nimi ciężko, ale jak już człowiek jest "sentymenalny", to właśnie możliwość potrzymania w rękach kawałka historii bardzo pomaga, pocieszyć nią oko i wrócić do walki o lepsze jutro, szczególnie jak się ma na głowie żonę, dzieci i tak dalej. Z tego względu po Dziadku zebrałem 2 stare zegarki i oddałem do odświeżenia, skończyłem we własnym zakresie remont jego motoroweru, z którym działam dalej. Fonica, za każdym razem, gdy otwieram jej pudło pachnie tak samo jak 30 lat temu, gdy otwierałem ją, żeby posłuchać Majki Jeżowskiego czy Krzysztofa Antkowiaka, których chciałem też przedstawić w tej wersji i swoim córkom.
Część stwierdzi, że odtwarzanie płyt na gramofonach z wkładką piezoelektryczną to zabójstwo dla płyt (to akurat prawda, choć i tak płyty w miarę długo wytrzymają),
Kiedyś to były ciężkie czasy, ludzie byli twardsi a zachody słońca czarno-białe. Takie było życie... :) Gdy kilka lat temu czytałem biografię pana Wojciecha Manna, nie mogłem uwierzyć, ile zachodu wymagało odtwarzanie płyt. Mycie, suszenie pod szybą, smarowanie masłem, żeby ją później móc sprzedać :) Wszyscy używali wkładek piezoelektrycznych, jak znioskuję z tego, że płyty słuchano do zdarcia. Nie oczekiwałem rewelacyjnej jakości włączając po tylu latach znane mi nagrania, ale też zaskoczyło mnie to, że jednak da się tej starej muzyki słuchać na WG550. Rzekłbym nawet, że trzaski i szumy są dla mnie w tej chwili dodatkową atrakcją, za którą płacę czasem rozstawiania gramofonu po kątach, chowając go przed dziećmi i żoną, gdy go nie używam (jak wspomniałem, cierpię z powodu braku miejsca na rozłożenie się ze swoimi zabawkami). Z drugiej strony jednak, chciałbym wyciągnąć ile się da z Foniki, choć zakup wkładki z igłą - jak już zdążyłem się dowiedzieć - cudów nie zdziała, a nadal będzie powodowało niszczenie płyty. Nie jestem pewny co jeszcze można zrobić.
a jeszcze inni powiedzą, że warto zainwestować w lepszy sprzęt. Tak naprawdę, to w tej materii zawsze trzeba słuchać własnego sumienia.
Lepszy sprzęt to błędne koło każdego hobby - nie zainwestujesz, nie będzie Ci wychodziło, nie wciągniesz się. Jak zainwestujesz a nie wciągniesz się, to po prostu zmarnujesz kasę. Wyważenie tego jest nieraz bardzo trudne, przekonałem się o tym w wielu innych przypadkach, i chyba podstawą jest dobrze poukładać sobie to w głowie: co mam, czego chcę, czego potrzebuję. A jeszcze jak ktoś ma słomiany zapał... tragedia.
No ale właśnie, co mam? Mam dwa gramofony - jeden po dziadku, trzymany w szafce od nowości i szanowany na niemalże każdym kroku, drugi - wyciągnięty od kuzyna z tapczanu, nie działający. "Artura" nie naprawiam, szkoda kasy, a jeszcze mnie prąd zabije, jak sam będę próbował. Fonica działa bardzo dobrze, jak na swój wiek. Zrobię co się da, nauczę się czegoś, a stare płyty i tak już trzeszczą, trudno.
Pocieszę się nimi jeszcze trochę, może coś pokombinuję technicznie przy gramofonie, kupię jakąś płytę "na starociach" u siebie w mieście. Odłożę do następnej spokojnej chwili, żeby móc sobie znowu przypomnieć jak to było, gdy mając 5 czy 6 lat, zaśmiewałem się z "apieścimordęlizał" - puenty skeczu "Sęk" kabaretu "Dudek", nie mając absolutnie żadnego pojęcia o co chodzi w połowie żartów przedstawionych w ciągu kilku minut przez Edwarda Dziewońskiego i Bronisława Pawlika. Gramofon z głośnikiem rozstawiałem na podłodze w kącie. W nudne jesienne czy zimowe dni, gdy nie można było wyjść na dwór, do wieczorynki było daleko a zabawki chwilowo nie bawiły, to Unitra bawiła mnie dźwiękiem swojego szerokopasmowego głośnika w drewnianym pudełku.
A niczego lepszego nie kupię na ten moment i tak nie kupię, bo budżet na hobby nie jest z gumy, za mało wiem, żeby zdecydować dobrze, a poza tym... to nie byłaby Fonica dziadka Zdzisia.
Dobra, czytam fora dalej...
Pozdrawiam, Krzysiek
Witaj BellaUrsa, jak miło zobaczyć i poczytać "eseje" dłuższe na tym forum od moich :).
Ja też jestem z tych co audio vintage traktuja jak wehikuł czasu i to jest super.
Ja na Twoim miejscu spróbowałbym reanimować ten zestaw amplitunera i decka. Jeżeli masz jakieś zdolnosci manualno-mechaniczne to sporo zdziałasz. Najwyżej jeżeli będzie coś z elektroniką to zapytasz tutaj lub dasz do jakiegoś warsztatu. Pewnie coś to będzie kosztować, ale... jako odnowienie ojcowizny przebolejesz koszty a Twoje ożywione wspomnienia będa bezcennym gratisem.
W deckach unitry zwykle zawodziła mechanika: paski, izostaty, potencjometry przełaczniki, sprzegiełka. To jest do ogarnięcia samemu a jaka satysfakcja jak Ci się uda :) .
Skoro reanimujesz motorower to i z tym dasz sobie radę.
A propos jaki to motorower????
akurat to też moja pasja, więc chętnie sie coś wiecej dowiem i pogadam.
Wracając co odnowienia RTV ojcowizny to jeżeli Twój ojciec żyje, to odnowienie tego moze spowodować też sporą dawkę wzruszenia i u niego.
Dlatego namawiam odnowić to co masz, ewentulalnie dokupisz jakies kolumny do zestawu i w sumie bedziesz już mógł słuchać całego spektrum nośników audio vintage :) .
Witaj BellaUrsa, jak miło zobaczyć i poczytać "eseje" dłuższe na tym forum od moich :).
Czasami się rozpiszę, fakt, staram się gadką zrekompensować brak wiedzy, bo w końcu Unitra to dla mnie świeży temat, no ale z czasem może zacznę relację z rewitalizacji któregoś z urządzeń i treści będzie więcej niż wody.
Ja na Twoim miejscu spróbowałbym reanimować ten zestaw amplitunera i decka.
Przespałem się z tematem i na spokojnie podejdę najpierw do M9115. Wzmacniacz na razie mi nie potrzebny, z resztą nie mam na niego miejsca, żeby rozstawiać jeszcze jakieś głośniki. Radia sam raczej nie przestroję, więc też nie miałbym czego słuchać na samym amplitunerze, a deck przyda się do ruszenia starych kaset, z którymi też mam masę wspomnień. Poza tym, jako samodzielne pudełko, łatwiej przycupnie gdzieś w kącie, i będzie czekał na posterunku. Mam nadzieję, że się uda! Na początek zaplanowałem zakup zestawu pasków, IPA i Kontaktu PR, bo potencjometry trzeba będzie odświeżyć. Zastanawiam się nan smarowaniem całego mechanizmu kasety, ale to jeszcze będę miał czas, by się wszystkiego dowiedzieć.
Jeżeli masz jakieś zdolnosci manualno-mechaniczne to sporo zdziałasz. Najwyżej jeżeli będzie coś z elektroniką to zapytasz tutaj lub dasz do jakiegoś warsztatu.
Brakuje mi czasem cierpliwości i często robię dwa razy, raz szybko, a drugi raz dobrze. Jak zauważyłem, jest to najwyrażniej genetyczne, bo mój ojciec mimo tego, że całe życie jest związany z mechaniką, ciężkim sprzętem (gilotyny, pracy, tokarki, frezarki), naprawiał nieraz Malucha i ogarniał sam wiele rzeczy w domu, to w przypływie hurra-optymizmu odwala czasami straszne druciarstwo. Staram się z podobnym zachowaniem walczyć u siebie, choć czasami się nie udaje. Muszę daną rzecz robić od początku, ale póki nie ma bezpowrotnych zniszczeń (w takich sytuacjach staram się sam mocno kontrolować) wszystko wychodzi raczej na plus.
Skoro reanimujesz motorower to i z tym dasz sobie radę.
A propos jaki to motorower????
Wiesz, próbując robić różne rzeczy, dopiero z bliska widać, że mimo tak różnego kalibru narzędzi, które np. naprawę zegarka różnią od naprawy silnika w motorowerze, tak samo ważne są tajniki działania mechanizmu i detale, które sukces różnią od porażki. Ktoś może pomyśleć, że rozpołowienie silnika młotem i złożenie go do kupy "tak jak był", wróci go do stanu spred rozbiórki. Dopiero jak się czegoś dowiemy, to dopiero wiemy, jak wiele nie wiemy :) , i że każde hobby manualne ma takie tajemnice. Mam pewną obawę, czy uruchomienie motoroweru (a nieświadomw błędy też pewnie gdzieś popełniłem) daje mi jakąkolwiek legitymację do zajęcia się Unitrą, no ale może jest to bardziej kwestia metodyczności, a nie walenia młotem licząc na efekt naprawy.
Jeśli chodzi o motorower, to jest to Jawa 50 typ 20 zwana "Pancerką" lub "Kaczką". Została wyprodukowana w roku 1974, w 1990 została urzędowo wycofana z ruchu, odświeżona mechanicznie na 2 jazdy w 1998. w 2017 zabrałem się za przywrócenie jej do ruchu. Rozebrałem silnik, wymieniłem łożyska i uszczelniacze. Ramę i blachy oczyściłem z rdzy, pomalowałem podkładem epoksydowym i polakierowałem akrylem na oryginalne kolory. Z powodu ograniczeń budżetowych wymieniałem tylko te części, które absolutnie trzeba było wymienić, np. łożyska. Reszta elementów była po prostu czyszczona, polerowana, zabezpieczana, choć nie zdecydowałem się na chromowanie lub wtórne cynkowanie. Te elementy bedzie można poprawić później. Dwa zdjęcia porównawcze tego co było i co jest obecnie. Teraz pozostała tylko rejestracja (uff...) no i uczenie się życia z retro-maszyną.
Kolego bardzo dobrze trafiłeś ,jeśli chodzi o pomoc i wiedzę na temat elektroniki . Ja osobiście kilka lat temu zacząłem od zestawu ZM3000 i się zaraziłem Unitromanią. Dzięki ludziom z tego forum potrafię co nieco naprawić .
Fajna kaczuszka :) , świetnie zrobiona. Super, że miałeś w sumie 100% oryginał to wazne. Szacun za polerke bebna hamulcowego, to wyjątkowo niedostępne miejsce - czym i jak to robiłeś? , po kawałeczku dremelkiem z filcem czy jakos inaczej ?
Natomiast ja osobiście jestem przeciwnikiem polerowania na lusterko dekli silnika. Chropowatość obudowy aluminiowej silnika stanowi dodatkową powierzchnię chłodzenia silnika. Akurat w skuterku sa one osłonięte, ale ja generalnie taką wyznaję zasadę. Kazdy oczywiście robi jak chce.
Tak zrobina kaczuszka i doświadczenie przy tym spokojnie pozwoli Ci zająć się mechaniką decka. Na 90% jego dolegliwości sa z nią związane.
Otworzysz poobserwujesz jak działa, jak sie załacza itp. do zrozumiesz. Jak cos będzie nie jasne to pisz i pytaj, ktos na pewno pomoże.
Tym barddziej jeżeli masz kaset z młodości to jest to mega źródło 'powrotu do przeszłosci" i podróży w casie.
Szacun za polerke bebna hamulcowego, to wyjątkowo niedostępne miejsce - czym i jak to robiłeś? , po kawałeczku dremelkiem z filcem czy jakos inaczej ?
Natomiast ja osobiście jestem przeciwnikiem polerowania na lusterko dekli silnika. Chropowatość obudowy aluminiowej silnika stanowi dodatkową powierzchnię chłodzenia silnika. Akurat w skuterku sa one osłonięte, ale ja generalnie taką wyznaję zasadę.
Dziękuję za słowa uznania, choć na żywo widać oczywiście, że nie jest to stan igła.
Jak wspomniałem, żadnych prac nie zlecałem, więc koła rozplotłem i wszystko starałem się doczyścić jak potrafiłem najlepiej, ale bez przesady. Bęben hamulcowy wyrównałem z większych chropowatości papierem ściernym i obczyszczałem włókniną. Na koniec podpolerowałem zieloną pastą na wielkim kole filcowym, żeby było trochę blasku, ale bez przesady - gdybym miał wypolerować bębny tak jak kartery i osłony silnika, to bym chyba rzucił wszystko w diabły, bo nie miałbym sił się z tym tak bawić. Poza tym, jedna rzecz to jakość odlewów i tu by było sporo równania w bardzo niedostępnych miejscach a nie miałem żadnego dobrego sprzętu wysokoobrotowego, żeby zająć się tym zadaniem odpowiednio. Druga rzecz to ta faktura na bębnie i osłonce, w kółka - tego nigdy bym nie wypolerował, więc wybrałem złoty dla mnie środek, żeby te elementy były czyste, trochę się świeciły, ale też nie odstawały za bardzo od reszty - szprychy i rafki też nowe nie są.
Co do polerowania dekli - kartery i dekle były w słabym stanie, pełne rys, niedoskonałości odlewniczych etc. Najlepszym sposobem byłoby piaskowanie, szkiełkowanie albo i sodowanie, ale do tych usług nie miałem taniego dojścia, więc jak już się rozpędziłem ze szlifowaniem, to wyszło jak wyszło. Z czasem silnik straci blask, może trzeba będzie znowu w nim grzebać, może wtedy wypiaskuję jego elementy.
Co do zasady, którą wspominasz, że wyznajesz, ja - można by rzec - jestem niewierzący ;) bo po prostu jest to mój jedyny projekt, kultury jednośladowej w rodzinie nie mam, nie mam doświadczenia w mechanice. Robiłem to o czym wyczytałem w Internecie wyważając jakiś tak środek pomiędzy skrajnymi opiniami.
No i teraz wszystko jasne :) bez rozplatania kół byś tego tak nie doczyścił.
Generalnie szacun za robote i przywrócenie blasku jawce. Jednej z ikon PRL-u.
Ja miesiac temu kupiłem sobie jawkę mustanga :) - 100% oryginał, od I właściciela, niedawno odpaliłem ( po przemyciu baku, gaźnika i wymianie uszczelnień w kraniku ) . Śmiga jak należy. Tak więc tez jestem posiadaczem czeskiej :) jawki - chociaż to projekt/licencja włoski na zlecenie Czechów.
Dobrze wyregulowany oryginalny silnik z gaźnikiem rozwija 3,5 kM mocy i prędkość 65 km/h.. przy pokombinowaniu z zębatkami da się nią jechac 75 km/h.
Wersja standardowa na oryginalnych zębatkach jest szybsza od simsonka 3 biegowego. SB51 ( 4 biegowy ) to już inna bajka :) .
Ja miesiac temu kupiłem sobie jawkę mustanga :) - 100% oryginał, od I właściciela, niedawno odpaliłem ( po przemyciu baku, gaźnika i wymianie uszczelnień w kraniku ) . Śmiga jak należy.
Mustang fajny, zarówno wygląd jak i sama nazwa. Długo tał nieodpalany?
Tak więc tez jestem posiadaczem czeskiej :) jawki - chociaż to projekt/licencja włoski na zlecenie Czechów.
Kaczka, mimo że bardziej dziadkowa, miała dla mnie ten specyficzny powab. Za gówniaka wyglądała dla mnie groźnie, przez obugowę reflektora wyglądała naprawdę pancernie. Z drugiej strony, teraz patrzę na ten wyprofilowany tył, listewki ozdobne. Może nie wygląda zwiewnie, ale jest w tym trochę elegancji. Jak się okazuje - włoskiej.
Na zmianę będę uczył się zarówno Jawki i Unitry, będzie jeszcze z nimi zajęcia.
Witam ciepło i serdecznie.
We mnie też niedawno odezwała się nostalgia. Ściągam sprzęty z całej Polski i je naprawiam. Tak jak napisałeś chcę dotknąć tamtych chwil.
Myślę że z pewnością koledzy i koleżanki z forum pomogą.