Kącik offtopowy - rozmowy wszelakie.
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
Pytałem Wojtku o ulicę Brody, bo nie byłem prwien swej pamięci :). Pisownię nazwy osiedla ustrońskich drapaczy chmur już kiedyś przedyskutowaliśmy - zauważ, na planie jest błąd. Twoje ostatnie zdanie to zaszczyt dla mnie :)
Pozdrawiam
Grzesiek
[...]
Czy ktoś z Was widział sam lub słyszał w miarę wiarygodne (sorki ;-)) relacje o tym dziwnym i dotąd nie rozpoznanym dobrze zjawisku, zwanym piorunem kulistym ?
O takich tradycyjnych mógłbym co nieco pogawędzić, ale o tym fenomenie mogę powiedzieć tylko tyle, że bardzo prawdopodobnie istnieje takie zjawisko. [...]
Może nie był to dokładnie piorun kulisty, ale spotkałem się kiedyś z czymś też z tej parafii, tzn. "zjawisk piorunopodobnych", że tak to nazwę. Było to jakoś pod koniec lat '80, latem, wczesnym popołudniem. Zbierało się na burzę, choć jeszcze nie grzmiało, ale jak to się mówi "coś już wisiało w powietrzu". Mieszkałem wtedy w bloku, w centrum miasta. Siedzieliśmy sobie z bratem w naszym pokoiku i graliśmy na Atari. Aż tu nagle, ni z tego ni owego, w kącie pomiędzy ścianą pokoju a regałem, znikąd - tak o, pojawiło się coś jakby miniaturowa błyskawica, długa może na 1-1,5 metra. Zaskwierczało, cicho trzasnęło i znikło, rozszedł się tylko lekki zapach ozonu. Żadnych śladów po sobie nie pozostawiło.
A innym razem i też latem, ale parę lat później, w 1991 r. Był bezchmurny, ciepły wieczór, nad jeziorem, tuż przed zachodem słońca. W pewnej chwili zobaczyłem na niebie, wysoko w zenicie, kilka (4, może 5 - już dokładnie nie pamiętam ile ich było) jasnych, świecących pomarańczowo okrągłych obiektów. Wydawały się być dość duże i w sporych odległościach od siebie (widać już było Księżyc, miałem więc punkt odniesienia i w tej skali szacuję, że, patrząc z mojej perspektywy, każdy z nich mógł mieć wielkość około 2/3 średnicy księżycowej tarczy). Poruszały się bezgłośnie, niezbyt szybko, synchronicznie w tym samym kierunku, z zachodu na wschód. Obserwowałem je aż znikły za lasem na horyzoncie. Do dziś nie wiem, co to było, może UFO?... ;-))) W każdym razie na pewno nie samoloty czy chińskie balony szpiegowskie ;-)
@Grzesioj
A więc jednak Brody. Ok. :))
Tak, na planie jest błąd. Pewnie korektor zobaczył, że w wersji do przejrzenia jest "Manhatan". Uznał, że to błąd i poprawił. Podpisał korektę i poszło do druku.
[quote=Jacek_B.;30391.135484;18247][quote=Krecik;30391.135447;17433][...]
Czy ktoś z Was widział sam lub słyszał w miarę wiarygodne (sorki ;-)) relacje o tym dziwnym i dotąd nie rozpoznanym dobrze zjawisku, zwanym piorunem kulistym ?
O takich tradycyjnych mógłbym co nieco pogawędzić, ale o tym fenomenie mogę powiedzieć tylko tyle, że bardzo prawdopodobnie istnieje takie zjawisko. [...][/quote]
Może nie był to dokładnie piorun kulisty, ale spotkałem się kiedyś z czymś też z tej parafii, tzn. "zjawisk piorunopodobnych", że tak to nazwę. Było to jakoś pod koniec lat '80, latem, wczesnym popołudniem. Zbierało się na burzę, choć jeszcze nie grzmiało, ale jak to się mówi "coś już wisiało w powietrzu". Mieszkałem wtedy w bloku, w centrum miasta. Siedzieliśmy sobie z bratem w naszym pokoiku i graliśmy na Atari. Aż tu nagle, ni z tego ni owego, w kącie pomiędzy ścianą pokoju a regałem, znikąd - tak o, pojawiło się coś jakby miniaturowa błyskawica, długa może na 1-1,5 metra. Zaskwierczało, cicho trzasnęło i znikło, rozszedł się tylko lekki zapach ozonu. Żadnych śladów po sobie nie pozostawiło.
A innym razem i też latem, ale parę lat później, w 1991 r. Był bezchmurny, ciepły wieczór, nad jeziorem, tuż przed zachodem słońca. W pewnej chwili zobaczyłem na niebie, wysoko w zenicie, kilka (4, może 5 - już dokładnie nie pamiętam ile ich było) jasnych, świecących pomarańczowo okrągłych obiektów. Wydawały się być dość duże i w sporych odległościach od siebie (widać już było Księżyc, miałem więc punkt odniesienia i w tej skali szacuję, że, patrząc z mojej perspektywy, każdy z nich mógł mieć wielkość około 2/3 średnicy księżycowej tarczy). Poruszały się bezgłośnie, niezbyt szybko, synchronicznie w tym samym kierunku, z zachodu na wschód. Obserwowałem je aż znikły za lasem na horyzoncie. Do dziś nie wiem, co to było, może UFO?... ;-))) W każdym razie na pewno nie samoloty czy chińskie balony szpiegowskie ;-)[/quote]
Przeciętny zjadacz chleba bardzo mało wie o zjawiskach w otaczającym nas świecie. Tu specjalista od wysokich napięć może pomógłby wyjaśnić to tajemnicze zjawisko, które opisałeś. Opis jednoznacznie wskazuje na wyładowanie iskrowe w powietrzu, ale skąd się to mogło wziąć ?
Przy zbliżaniu się zespołu chmur burzowych (cumulonimbus, Cb) rośnie natężenie pola elektrycznego w powietrzu. Przedmioty o dużej powierzchni, dobrze izolowane od ziemi mogą wówczas gromadzić ładunki elektryczne, nawet dość znaczne. Tym większe, im suchsze jest jeszcze powietrze i przez to mniejszy ich ulot. Przy odpowiedniej bliskości zestawu chmur Cb wilgotność powietrza wzrasta i zgromadzone ładunki ulatują sobie w nieznane.
Ów ulot każdy z nas może sobie obserwować na wskaźniku wysterowania od magnetofonu. Weźcie taki wskaźnik i naelektryzujcie jego szybkę przez potarcie suchą, miękką szmatką. Wskazówka po tym zabiegu już nie będzie stała na zerze, objawią się siły elektrostatycznego oddziaływania na nią. Trudno też będzie ją szybko i trwale sprowadzić do poprzedniego, spoczynkowego położenia. Zbliżenie przewodzącego przedmiotu będzie wizualizowało zmianę rozmieszczenia ładunków na szybce, ale niekoniecznie je rozproszy. Pozostawcie taki naelektryzowany na godzinę-dwie w spokoju i ładunki same ulecą, wskazówka wróci na zero.
Bardziej spektakularne widowisko wyładowania ulotowego można obserwować na izolatorach linii wysokiego napięcia w wilgotny, mglisty wieczór. Zielone, niebieskie, fioletowe, różowe, pomarańczowe, czerwone, białe - niemal wszystkie odcienie wszystkich kolorów mają skaczące, trzeszczące iskierki na izolatorze. Świecą dość słabo, ale wystarczająco, aby podziwiać je w ciemności. Księgowy Zakładu Energetycznego rwie włosy z głowy ;-), straty energii powodowane tym zjawiskiem są bardzo duże.
Czy wspomniany przez Ciebie regał zawierał duże powierzchnie szklane ? Czy w budynku była instalacja CO? Lub mogły być zbrojenia w ścianie?
Wrócę jeszcze do tego powszechnego braku wiedzy wśród maluczkich.
Pamiętacie pewnie tę nie tak dawną (dwa lata temu?Trzy?) ponurą historię z Giewontu, gdy jedno wyładowanie narobiło tyle nieszczęścia?
Jak to się mogło stać, że mimo jednoznacznych, powszechnie dostępnych w kieszeni każdego prognoz pogody (komórkę ma prawie każdy, dzieci też), wyraźnych ostrzeżeń miejscowych służb TOPRu i innych, bezpośrednich ostrzeżeń i namawiania napotkanych turystów do zawrócenia ze szlaku na Giewont - było tam wtedy tyle ludzi? I cały czas nadchodzili następni turyści, ludzi ciągle przybywało.
Jak to możliwe, że mając świadomość obecności chmur burzowych tuż nad głową ludzie sobie dreptali w górę trzymając się metalowych łańcuchów? Kilka osób stało w bezpośrednim sąsiedztwie podpór krzyża.
Znam takie słówka, którymi można to wyjaśnić...
Wszyscy bywamy czasem nie dość mądrzy, wszyscy jak leci (no niemiły ten kret jest w tym momencie :-() i chyba - mając tego świadomość - warto zastanowić się, czemu tak jest. Co w naszym procku nawala? Kiedy tak się może porobić i dlaczego? Jak to przewidzieć zawczasu? Jak przeciwdziałać?
Tak, niechętnie o tym myślimy a rozmawiać to już w ogóle strach i w ogóle po co...
Ci na Giewoncie też byli takiego zdania jak widać.
Skutki znacie.
I co?
Obstawiam, że prawie nic. Albo całkiem nic.
Nigdy takiego pioruna kulistego nie widziałem, ale pamiętam z dzieciństwa, jak mój dziadek , gdy tylko nadciągała burza natychmiast zamykał okna, w obawie jak mawiał przed piorunem kulistym.
Pamiętam także, jak dziadek uziemiał antenę radiową za pomocą specjalnego przełącznika.
Nawiasem mówiąc chyba znalazłem go właśnie wśród szpargałów w piwnicy.
Oprócz tego znalazłem izolatory na których ta antena była rozprowadzona.
Pamiętam,w ziemi był wbity około metrowy pręt mosiężny lub miedziany.
Tak więc stare pokolenie do piorunów odnosiło się z należnym respektem.
Ulubione radio dziadkowe,to był jakiś przedwojenny odbiornik,który przeżył wojnę, mimo, że w domu dziadków mieszkali oficerowie niemieccy,a potem radzieccy.
Radio niestety,nie oparło się mojej chęci poznawczej i zostało jedynie gdzieś w archiwum rodzinnym na przedwojennych zdjęciach.
Brakuje mi tu jakiejś dźwigienki z bakelitową gałką.
Chyba, że to nie ten przełącznik.
[...]
Czy wspomniany przez Ciebie regał zawierał duże powierzchnie szklane ? Czy w budynku była instalacja CO? Lub mogły być zbrojenia w ścianie?[...]
Regał nie miał żadnych przesuwnych/otwieranych szyb/drzwiczek ani szklanych półek. Tylko drewno + standardowe stolarskie, metalowe elementy. Ustawiony był tylną ścianką do ściany pokoju, która to ściana była nośną oddzielającą poszczególne klatki, w centralnej części bloku, zatem na pewno była zbrojona. A rurki/piony od c.o. były w odległości ok. 2 m od miejsca wyładowania.
Cały pokój miał na podłodze wykładzinę z płytek PCV, a na niej jeszcze dodatkowo była położona gruba wykładzina "dywanopodobna", na cienkiej gąbce. Zatem izolacja regału od uziemienia raczej była dość dobra, co mogło się przyczynić do nagromadzenia się na nim dużego ładunku elektrostatycznego.
Dbam dbam, a o tym super zadbanym zawalonym szuwaksem mechanizmie szyberdachu, to nic nie wiesz. :D
Czy może to ten mechanizm szyberdachu od gwiazdy, w którym są te prowadnice ze słynnego szajsmetalu?
Nie wiem o czym piszesz, mój jest fabryczny, a nie dokładany.
W Mercedesach sprzed 30-stu lat prowadnice szyberdachu były zrobione z dosyć łamliwego stopu - fabrycznie. Nie wiem jaki masz samochód i z którego roku. Tak mi się przypomniały te prowadnice jak napisałeś o tym "zawalonym szuwaksem mechanizmie szyberdachu".
Miałem nie pisać kolejnego posta, alem napisał.
PS Macie też tak, że czytacie swój post przed wysłaniem i wszystko jest ok, a po zapisaniu już tak różowo nie jest i trzeba edytować?
I dobrze, że napisałeś tego kolejnego.
Tak, mamy bardzo podobnie. Niby powinienem mówić tylko za siebie, ale podejrzewam, że nie tylko ja podlegam temu dziwnemu oddziaływaniu sił nierozpoznanych, acz odczuwalnych.
Ostatnio mam trudności z pisaniem, co chwila klawiaturowy błąd, poprawka, źle, jeszcze raz poprawka, teraz dobrze, kurrrr... te polskie znaki, urwanie j.. z tym, znowu e zamiast ę i o a nie ó, o l i ł to już pisać się nie chce. Jeden wyraz czasem w trzech podejściach klepię zanim pójdę dalej.
Bywało już tak w przeszłości, mijało samo na dłużej. Teraz znów nadeszło. Niby przypadkowo poprzednimi razy zgadałem się z kimś, że nie jestem wyjątkiem w takiej tymczasowej przypadłości.
Czujesz się zsolidaryzowany i pocieszony :-)? Spowolnienie klepanki pomaga na chwilę, potem samoczynnie przyspiesza do "normy" i tak w kółko.
Spoko, minie. Może masz bardzo dużo myśli ?
Ponoć autentyk:
Maynard Keynes do żony:
- O czym myślisz, kochanie?
- O niczym.
- Chciałbym to umieć...
Dokończę myśli z drugiej części #805, być może jest tu związek.
Ta huśtawka wydolności naszych międzyusznych procków to ważna rzecz. Sam nie wiem, czy będąc wtedy pod Giewontem nie stałbym się jednym ze stada baranów lezących pod górę wprost w objęcia kostuchy. Być może tak by było i już bym odpoczywał po ziemskich trudach. Może niedostatek tlenu, może właśnie pole elektryczne, może wpływ stada i ogólnie przytępiający zmysły dobry nastrój - coś tych ludzi otumaniło zbiorowo i ze mną byłoby zapewne nie inaczej.
Tak, to jest ta optymistyczna hipoteza ;-).
Ta bliższa reszcie spostrzeżeń to też tak - przypadkowy spęd imbe... idio...osób upośledzonych umysłowo i ich niewinnych ofiar - dzieci, już nieprzypadkowo.
Każdy pewnie zauważył, że rano myślimy w inny sposób niż po południu, a wieczorem jeszcze inaczej. Balans pomiędzy racjonalizmem a emocjami przechyla się z biegiem dnia w stronę tych drugich. To, że przemieszczanie się względem powierzchni Ziemi ma łatwo zauważalny wpływ na procesy myślowe to też znana sprawa, może dlatego myśliciele spacerują w tą i z powrotem podczas swoich rozmyślań. Miejsce tego spacerowania może mieć większy wpływ niż można by sądzić. Są takie miejsca, które działają jak całkiem konkretne piguły.
Tak, sam sprawdzałem takie vrs. Nootropil. Dość dawno to było, ale zapomnieć efektów nie sposób.
Ale czy zauważyliście, że prędkość tego przemieszczania ma istotny wpływ na to, co i jak dzieje się w naszych głowach? Lub właśnie przestaje dziać gdy powinno?
W dodatku ta zależność wydaje się być nieliniowa i pogmatwana.
No dobrze, już nie nudzę.
@JacekB - dzięki za te relacje i odpowiedź. Nie rozkminię tego, za cienki jestem, tu trzeba speca a nie zwykłego zjadacza chleba tudzież dżdżownic ;-).
Ale zapamiętałem, może w którymś momencie przyjdzie skojarzenie z nowymi informacjami albo olśnienie jakieś ;-).
@Edgor13 - dzięki za zdjęcia, to wyładowanie na lewej fotce po lewej stronie jest być może rzadką osobliwością, jeżeli było doziemne. Nie pamiętasz, czy to dwa wyładowania w różnych chwilach, czy jednoczesne? Nie mam pewności, czy to lewe ma początek na obiekcie naziemnym, czy też nad horyzontem w chmurach.
Można znaleźć w Necie piękny spektakl rozwoju wyładowania doziemnego spowolniony tak, że widać poszczególne akty przedstawienia. A cały spektakl to zwykle kilkadziesiąt mikrosekund, czasem kilka milisekund, rzadko dłużej. Ale ta rzadkość wyładowania długotrwałego to już często poważna demolka i szkody, nawet w sporej odległości.
Uważajcie na ten czas, gdy dość silna i rozległa letnia burza termiczna już odchodzi po przejściu nad Wami. To wtedy można oślepnąć na dłużej i ogłuchnąć też nie na chwilkę. Zdarza się, że z "ogona" zespołu chmurowego wyjdzie wyładowanie zbierające ładunek z dużego obszaru chmury, niby już spokojnej. Biegunowość ma odwróconą do tych licznych wcześniejszych (jest dodatnie, niektóre sieci obserwacyjne potrafią je odróżniać), niesie olbrzymi ładunek, więc i prąd i czas są większe od przeciętności. Jasność przy prądzie 50kA jest już niezdrowa dla oczu, a zdarza się 100kA i więcej (najsilniejsze zmierzone to 230kA czy coś koło tego). Fala naddźwiękowa, często wielokrotna jest tu regułą, nisko lecący odrzutowiec łamiący stożek Macha jest porównywalny lub cichszy w głośności udaru takiego pioruna. Miejsce wyjścia wyładowania/-ń głównego/-ych, zawsze na obiekcie naziemnym płonie od razu lub się topi, albo ulega rozerwaniu z niebezpiecznymi odłamkami. Zwierzęta wpadają w panikę, babcie czynią znak krzyża i ewentualnie zapalają gromnicę.
A skąd ta nazwa ;-)?
Dziękuję bardzo. Pocieszająco - dołujące.
Przy okazji - Zdjęcie błyskawic zapodał Edgor 13, a w tej kwestii odniosłeś się do @paulus :)).
Wiadomo, dużo informacji - o pomyłkę nietrudno :).
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 77
- 78
- 79
- 80
- 81
- 82
- 83
- 84
- 85
- …
- następna ›
- ostatnia »
Oczywiście. Przy czym w poście zapytałeś "Dobrze?". Myślałem, że chodzi o ulicę Brody. Po napisaniu zorientowałem się, że chodzi Ci o pisownię nazwy "Manhatan". Przy czym to było takie pytanie pro forma. Wszak doskonale znasz tę nazwę. W sumie to Ty prawie ustroniak jesteś. :))
.