M 3002 SD / M 4201 SD "Impreza"
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
@Krecik:
" C"!! W odniesieniu do postu 277 >>>!00/!00 !! Bardzo dobrze opisałeś - oddałeś minione realia .Temat nadal jest i interesujący i aktualny pod wieloma względami , nawet w odniesieniu do obecnych wydarzeń gospodarczo-politycznych w naszym kraju !...bo zbyt dużo ciemnych postaci na świecznikach stoi którym notabene na dobru ogółu (i nie tylko) nie zależy .
@Krecik:
A ten żenujący obciach z Malezją to Wam chyba bliżej opiszę. Ciekawy jestem, czy wśród Was ktoś wpadnie na rozwiązanie fizycznej (tak, tak...) zagadki, na której położyli się wzywani to stąd, to stamtąd "specjaliści".
To co, jesteście gotowi na sprawdzian z fizyki i myślenia ? Taki łagodny, jako zabawa bardziej, jak ktoś nie jeździł czołgiem po Łabędach, to może na to nie wpaść ;-). Nie jeżdziłem czołgiem ..ale jestem ciekawy tej zagadki :) !
@Krecik:
[...]...bo zbyt dużo ciemnych postaci na świecznikach stoi którym notabene na dobru ogółu (i nie tylko) nie zależy .
Zdaje się, że mamy podobne spostrzeżenia i wnioski. Skoro obcy agenci byli tu obecni od wieków, to niby dlaczego miałoby ich nagle teraz zabraknąć ? Ta cała układanka bardzo dobrze się składa i pasuje, gdy uzupełnić ją o pewne elementy.
Dokończę, co z tą firmą na "C" ;-).
Mimo zakusów pewnych osób, rozpoznanych już co do prawdziwej ich roli w grze, po znacznym wysiłku innych, wobec pozytywnego wyniku wstępnych badań praktycznych jednego z tych trzech prototypów - wykonano wspólnymi siłami prototyp produkcyjny. Miał kilka mankamentów w porównaniu z tymi trzema informacyjnymi (nazwa pochodzi od informacji, których dostarczają one potencjalnemu producentowi w procesie ich tworzenia i badań), ale i kilka zalet - mniejszy ciężar, niższy koszt wytwarzania, uproszczona konstrukcja. Z przypadkowego afisza przy drodze na tamtym terenie spisałem nr. telefonu do firmy, będącej potencjalnym użytkownikiem takiej maszyny. A że to Śląsk, to rozmowa była krótka i na temat, tego samego dnia maszyna poszła do próbnej eksploatacji. Po tygodniu wytężonej pracy z dużą korzyścią dla firmy testującej (5x krótszy czas operacji i lepszy jakościowo wynik niż tradycyjną metodą; operacja nieunikniona w branży budowlanej i powszechnie dotąd mozolona ręcznie), padły z tamtej strony takie pytania:
- Ile kosztuje, kiedy i gdzie można będzie takie coś kupić, kilka sztuk ?
- Czy się nie zepsuje zbyt prędko ?
- Jak długo można tym pracować bez przerwy ?
- Jaka to licencja ?
Odpowiedziałem na trzy z tych pytań, co wywołało przewidywany efekt koparki szczękowej odsiębiernej prostej i niedowierzania. Rzuciłem takie teksty;
- Nie, nie zepsuje się nigdy, pod warunkiem terminowego serwisu co 3 lata.
- 25 lat najmniej, z dwugodzinnymi przerwami na wspomniany serwis co 3 lata, odpłatny, niezbyt drogi.
- Wyrób całkowicie krajowy.
Zwłaszcza ta ostatnia odpowiedź wywołała coś w rodzaju szoku, ale i druga wymagała powtórzenia, liczby szczególnie...
Jak na razie to życie potwierdza ich wiarygodność, o ile mi wiadomo ten egzemplarz pracuje do dziś, bez żadnego serwisu. Zresztą jest chyba tylko jedna osoba w kraju, która mogłaby go dziś szybko wykonać.
No i co, planowana produkcja o wartości dorównującej całej dotychczasowej działalności zakładu ruszyła ?
Nagle, z rażącym złamaniem obowiązujących zasad prawnych zwolniono prezesa, a w zakładzie zrobiono groteskowy burdel kadrowy pod przykrywką "reorganizacji". Firma upadła w dwa miesiące, po czym została wykupiona za niewielkie pieniądze przez pewnego inwestora, ale uprzednio już częściowo rozgrabiona lub rozsprzedana z budynkami włącznie.
Dwa z tych trzech informacyjnych egzemplarzy leżą u mnie sprawne w magazynie, czekając na nie wiadomo jakie czasy. Ponieważ wyszło na to, że firma nie dotrzymała warunków umowy ze mną, mogłem sobie zatrzymać to i owo jako rekompensatę poniesionych strat. Niestety, tylko ułamkowo częściową. Kto stracił najwięcej, pewnie dziesiątki milionów peelenów ?
My wszyscy.
Znacznie większe straty, liczone w dziesiątkach miliardów przyniósł obsuw kontraktu z Malezją. A zabrakło tygodnia i odstrzelenia kilku zdrajców (nawet oko by mi nie drgnęło, gdybym miał takie zlecenie ;-)) i rzeka złota popłynęła by do naszego budżetu. Tam także w decydujących chwilach zmuszono dyrektora do złożenia rezygnacji. Potem, gdy ktoś mnie wyręczył w tym strzelaniu, dyrektor ten powrócił na stanowisko.
Ale wcześniej była owa zagadka. To właśnie prezes firmy "C", mający szerokie kontakty i ciekawe znajomości w regionie, przywlókł mnie do firmy "B", znając tamtejsze zgryzoty i jednocześnie takiego oto jednego ludka, co lubi techniczne zagadki i rozkminkę problemów.
Przed wejściem na teren zakładu musiałem podpisać deklarację o zachowaniu tajemnicy państwowej oraz byłem zrewidowany. Oj, grubo coś jest - pomyślałem wtedy.
Było znacznie grubiej, niż sądziłem, jeszcze tego wszystkiego nie wiedziałem, czego dowiedziałem się później. Wiem, czemu tak postąpiono i nie dziwię się, w sumie mądrze pogrywano ze mną. Taki misiu z zewnątrz mógł tamtego dnia za natychmiastowe rozwiązanie zagadki zażądać niemal dowolnego wynagrodzenia - i przystano by na jego warunki z braku lepszego wyjścia, co najwyżej potem także odstrzelono dla oszczędności.
A technicznie wyglądało to tak: w czasie tworzenia wspomnianych maszyn dla firmy C, zwracano się do mnie wielokrotnie z różnymi problemami technicznymi chyba z całego Śląska. Firma B zwróciła się do firmy C z potrzebą mocnego, niedużego, niezawodnego i niegrzejącego się silnika do jakiegoś wentylatora, a firma C z tym do mnie. W każdej technicznej głowie zaświecą się w takiej sytuacji co najmniej dwa komunikaty;
- niegrzejący się silnik do wentylatora ? Kogoś pogięło, nie wie czego chce albo... to jakiś podejrzany ten wentylator, który nie daje rady schłodzić własnego napędu.
- firma znana jako fachmani od silników zwraca się do domorosłego rzemieślnika o pomoc przy dobraniu lub zaprojektowaniu silnika. Znacie bajeczkę o pannie lekkich obyczajów i muzyce ?
Coś mi tu ku.wa nie gra.
Rzeczywiście, chu.owa to muzyka, jeśli już taki lekki problem przerasta możliwości krajowego potentata w branży. A może chcą przerzucić na mnie odpowiedzialność za coś ?
Natychmiast zażądałem wydania dokumentu zwalniającego mnie z jakiejkolwiek odpowiedzialności w tym temacie. Wydali od ręki, notarialnie potwierdziliśmy.
Więc po prostu za mało wiedzą i tylko tyle - wnioskowałem.
Szybko więc wskazałem źródło niedrogiego zakupu właściwych silników BLDC, modelarskie zabawy samolotami RC przydały się jak znalazł. Żeby zaoszczędzić na sterownikach do nich i dać chleb ziomkom, zlecono projekt i wykonanie sterowników rodzimej firmie "T", z czego owa firma jako-tako się wywiązała ku ogólnej korzyści.
No, na tym etapie wdrożenia mojej skromnej osoby w zagadnienie nie dało się już ukrywać dalej, do czego te wentylatory mają służyć. Tym bardziej, że nie rozwiązały pierwszoplanowego problemu.
Otóż w pojeździe specjalnym (obowiązująca wszystkich terminologia, nie należało głośno mówić po prosu "czołg", a już nie daj Panie T74 "Twardy" :-)) jako niezbędne, rezerwowe źródło prądu elektrycznego zainstalowano - już w trybie ratunkowym dla kontraktu - agregat z niedużego silnika ZS Kubota, napędzającego paskiem dwa alternatory od 125p. Trochę popelina, ale jakoś tam działało. Raczej działało tu, w kraju, tam w Malezji, w upale 50*C już nie bardzo. Więc reklamacja, straszne koszty transportu i zagadka jak to poprawić. Wymyślono dużą chłodnicę z dużym wentylatorem, nie zaprzątając sobie głowy jakimiś tam obliczeniami czy konsultacjami. Z namiotu na hali zrobiono komorę termiczną i dawaj próbować, czy styknie tego wiatru.
No dmucha jak 100s...synów, ale woda w silniku i tak się gotuje. Kicha po całości. A tu zostało pięć dni do terminu.
W bezsilnej rozpaczy na ślepym torze dołożono drugą taką wielką chłodnicę z drugim silnikiem, już nie bacząc na koszty, aby tylko zdążyć z ta sprawą przed terminem, po którym Malezyjczycy mają prawo zerwać kontrakt i zakupić sobie inne, już upatrzone "pojazdy specjalne". Na co zresztą, jak donosił nasz wywiad, maja wielką ochotę w odmienności od braku ochoty na dalszą użerkę z firmą "B".
No, powinno pomóc, dwie takie ogromne chłodnice do niewielkiego silnika, dałyby radę go zamrozić pewnie...
Ni chu chu, nie dały rady nawet niezabulgotać wody. Silnik dalej się gotował, jedynie trochę później niż z jedną chłodnicą. Wymieniono egzemplarz silnika Kubota - to samo. Nawet bez obciążenia elektrycznego też robił za kociołek.
Trzy dni przed tym krytycznym terminem zmartwiony prezes firmy C, będący kumplem dyrektora firmy B, który właśnie dostał zawału, przedstawił mi całą sprawę z błagalną prośbą o pomoc niezależnie od kosztów. No cóż, przyjaciołom się nie odmawia, to już kobiecie prędzej ;-)...
Pojechaliśmy do firmy B w G.
cdn.
Nie rzygacie jeszcze tym bagnem ?
@Krecik:
Czy tak wszystko rozgrabiono za PRL to nie wiem powstało mnóstwo zakładów od zera i wiele rozwinięto za to po '89 roku to faktycznie rozgrabiono wszystko, w Krakowie np. nie ma już ani jednego zakładu produkcyjnego tu mam dla przykładu bo tyle o tokarkach piszesz oni tam mieli ich dużo bo robili maszyny dla górnictwa, "inwestor" wyciągnął pieniądze i uciekł za granice https://krakow.naszemiasto.pl/sprawa-spolki-georyt-sa-pierwsze-o... teraz tylko puste budynki a niedługo bloki albo zagraniczne biura outsourcing.
@Krecik:
Pojechaliśmy do firmy B w G.
cdn.
Nie rzygacie jeszcze tym bagnem ? >>> Andrzejku po tylu latach można już bardziej spokojnie o tych sprawach rozmawiać !
@Krecik:
Czy tak wszystko rozgrabiono za PRL to nie wiem powstało mnóstwo zakładów od zera i wiele rozwinięto za to po '89 roku to faktycznie rozgrabiono wszystko, w Krakowie np. nie ma już ani jednego zakładu produkcyjnego tu mam dla przykładu bo tyle o tokarkach piszesz oni tam mieli ich dużo bo robili maszyny dla górnictwa, "inwestor" wyciągnął pieniądze i uciekł za granice https://krakow.naszemiasto.pl/sprawa-spolki-georyt-sa-pierwsze-o... teraz tylko puste budynki a niedługo bloki albo zagraniczne biura outsourcing.
Masowa grabież niemal wszystkiego użytecznego, co da się wywieźć miała miejsce tuz po wyzwoleniu i przez kolejnych kilkanaście miesięcy, wywożono na wschód nawet mosty. Poczytaj o specjalnych sowieckich oddziałach i grupach "trofiejnych", znajdziesz bez trudu w necie.
Po 1989 roku za to na wielką skalę rozsprzedawano za pół darmo cały majątek narodowy, z takim wielkim trudem i poświęceniem uciułany przez cztery dekady. Jak prześledzić dzieje pana Tuska i pana Kubiaka, to można mieć jasność w tym względzie. Putin z Tuskiem na sopockim molo to była fota roku w NG, słusznie, bo dużo mówi. Strzelona teleobiektywem z dużej odległości, w NG wydrukowano inną, ale bardzo podobną lub tę, ale zretuszowaną. I tak widać, jak się ci panowie do siebie mają. Szampański humor Tuska w Smoleńsku, uchwycony w chwili jego dekoncentracji na schodkach do samolotu przez czujnego fotografa dopełnia obrazu rzeczywistości. Tu nadal chcą rządzić rosjanie.
Dobra, ale my tu gadu-gadu off top trochę.
W firmie B zastałem taką sytuację i to jest ta zagadka: silnik z zapłonem samoczynnym Kubota o mocy górnej kilkunastu kW, chłodzony cieczą, napędza dwa niedociążone alternatory i po dwudziestu paru minutach pracy w temperaturze otoczenia 45*C, z dwoma dużymi chłodnicami połączonymi szeregowo, dociąga wodę w układzie chłodzenia do ponad 105*C, powodując jej wrzenie i zadziałanie zabezpieczeń ciśnieniowych instalacji. Obydwa wentylatory pracują poprawnie, dając dość znaczny podmuch, oszacowany przeze mnie na 2,5 ... 3 kG ciągu statycznego. Dla porównania elektryczny wentylator fabryczny samochodowego silnika ZS o mocy trzykrotnie większej ma podobny podmuch.
W pobliżu granicy zadziałania zabezpieczeń, tuż przed zagotowaniem wody, powietrze na wylocie pierwszej chłodnicy jest mocno ciepłe, prawie gorące. Na wylocie z drugiej - dziwnie chłodne, takie sobie ciepłe trochę i tyle. Dziki upał w tym namiocie myli trochę zmysły i receptory, ale nie aż o tyle, żeby nie rozpoznać, co tu się dzieje...
Zadaję młodym chłopakom, biedzącym się z tym nieszczęśliwym silnikiem od miesiąca i będącym w rozpaczliwej determinacji, cztery krótkie pytania.
Odpowiadają bez zająknienia, widać, że są mocno zaangażowani w tę robotę i sporo już o niej wiedzą.
To teraz zabawa dla Was:
- o co to mogłem zapytać tych chłopaków, ach o co...
- cóż tam się działo w tym silniku takiego, ach cóżżesz...
Sądzę, że Ci z Was, którzy w silniku swojego samochodu już nie widzą tajemnic, zwłaszcza w jego układzie chłodzenia i stabilizacji temperatury, bez większego trudu domyślą się po podanych spostrzeżeniach/faktach, za co mogłem wziąć od rączki worek pieniędzy.
Problem rozwiązałem, nie wziąłem ani grosza. W drodze powrotnej z firmy B myślałem sobie, że te przecierpiane godziny dłubania w Warszawach, Skodach, Fiatach, Beemkach czy Merckach (bo mróz, deszcz, wiatr, niewygodnie i po omacku w smarze, błocie, piasku, śniegu... Często o głodzie i daleko od domu) jednak miały jakiś sens, bo coś tam się nauczyłem.
@Krecik:
Pojechaliśmy do firmy B w G.cdn.
Nie rzygacie jeszcze tym bagnem ? >>> Andrzejku po tylu latach można już bardziej spokojnie o tych sprawach rozmawiać !
Tak, to prawda i jest to cenna umiejętność spojrzenia z dystansu. Wbrew pozorom, nie wszyscy ją posiedli.
@Krecik: A mógłbyś wyjawić, jakąż to prototypową maszynę zrobiłeś dla C...y? Po tylu latach to już chyba nie jest tajemnica ;)
No pewnie, że nie jest, już nawet to moje oświadczenie o zachowaniu tajemnicy państwowej jest de facto przedawnione.
To była, czy też nadal jest zacieraczka do tynków. Przypomnę - był 2005 rok, o bezszczotkowych silnikach w elektronarzędziach dopiero chodziły słuchy, powtarzane za biuletynami Boscha, rok później ukazały się na rynku pierwsze wkrętarki z BLDC.
Całkowicie hermetyczna, niemożliwa do uszkodzenia podczas normalnej eksploatacji, bezpieczna w użyciu, niezwykle trwała, solidnej budowy, wysoce niezawodna, energooszczędna. Z możliwością pracy quasi-bezprzewodowej na rusztowaniu, z aku przy pasku lub w kieszeni. Mierzona na zarabianie nią pieniędzy. Bardzo znaczny moment obrotowy na tarczy roboczej umożliwiał i inne prace, np. szybkie wyrównywanie wylewki betonowej, usuwanie wycieków zaprawy czy wręcz wiercenie wielkich otworów w niezbyt twardych ścianach, co przydatne było dla instalacji wentylacyjnych czy klimy w budynkach. Nawet bezpyłowe cyklinowanie parkietów było tą w sumie prostą maszyną wykonalne.
Maszyna była tak dalece zaawansowana w procesie wdrożenia do produkcji, że miała już nadane swoje oznaczenie - PRCb 380. Były już niemal wszystkie niezbędne dokumenty, czekaliśmy na zasilacze impulsowe od dostawcy, spełniające wymogi norm poziomu zakłóceń radioelektrycznych. Mam nadal w posiadaniu większość z tych dokumentów, całe teczki tego są. Wdrożenie czegoś nowego, nieznanego do produkcji to dłuugie i strome schody. Do tego liczne śliskie kłody rzucane pod nogi przez rodaków, w interesie dobrobytu których wspina się człowiek tymi schodami.
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 25
- 26
- 27
- 28
- 29
- 30
- 31
- 32
- 33
- …
- następna ›
- ostatnia »
No popatrz, jaki losowy traf... Ja też znam tylko jedną, właśnie na tę literę ;-).
Bardzo dobry przykład, jak to poważne sprawy wagi państwowej waliły się z trywialnych powodów. Podobnych historii było wiele. Chociażby położenie kontraktu z Malezją na "pojazdy specjalne" po sto kilkadziesiąt baniek dolców za sztukę z powodu przegrzewania się zewnętrznych agregatów prądotwórczych w ichnich, pustynnych warunkach termicznych. Tę historię znam z bliska od wewnątrz, poziom wiedzy potrzebnej do rozwiązania problemu nie wykraczał ponad podstawówkę. Tylko pomyśleć nie było komu, a młodym nie uwierzono.
Gorszą w inny sposób, tak jak napisałeś. Ale teraz ludzie coś chcący i mogący coś stworzyć sensownego mają rozwiązane rączki, jeśli tylko mądrości im styknie, aby skutecznie działać na singla (z mocnym poparciem i podparciem $ niekiedy ;-)).
Nie mogę zapomnieć słów Stanisława Lema: "Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na Świecie jest aż tylu idiotów".
Nie, Panie Stanisławie, jest jeszcze więcej i większego kalibru.
A ten żenujący obciach z Malezją to Wam chyba bliżej opiszę. Ciekawy jestem, czy wśród Was ktoś wpadnie na rozwiązanie fizycznej (tak, tak...) zagadki, na której położyli się wzywani to stąd, to stamtąd "specjaliści".
To co, jesteście gotowi na sprawdzian z fizyki i myślenia ? Taki łagodny, jako zabawa bardziej, jak ktoś nie jeździł czołgiem po Łabędach, to może na to nie wpaść ;-).