Zmory leciwych potencjometrów
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
@Krecik:
Kol Krecik lubi wszystko rozwiercać widzę ale jak to potem złożyć spowrotem to są rzeczy raczej nie rozbieralne.
Popatrz uważnie na fotki - roznitowanie usunąłem małym frezikiem czołowym, aż do zlicowania z rdzeniem. Ośka dzieki temu wyszła ze wspornika ślizgaczy lekko. Potem w tym quasi-owalnym kikucie wywierciłem osiowo otwór fi 1,45 i w niego wkręciłem blachowkręt samogwintujący fi 1,6 - widać na fotce ośki z tymi wkrętami. Szerokość kikuta na ścięciu to 2,0 mm, średnica jest przedłużeniem dalszej części ośki fi 4,0.
Teraz już są rozbieralne, ale ograniczoną ilość razy z uwagi na wytrzymałość zaginanych "łapek". Na ewentualnie ułamane łapki też są proste sposoby, na przykład lutowane obejmki ze spłaszczonego prasą drutu srebrzonego fi 0,8...1,0mm, ale raczej nie będzie takiej potrzeby.
@Krecik:
Na zdjęciach widzę mały uchwyt oraz małe noże, w dodatku chyba Made by Krecik. Możesz coś opowiedzieć o samej tokarce oraz narzędziach do toczenia, których używasz do tego typu operacji? W zasadzie temat obróbki poruszyłeś wielokrotnie, zatem chętnie ujrzałbym nowy temat opisujący oraz ukazujący Twój park maszynowy.
Tak, noże robię w większości sam z trzonów zużytych /połamanych wierteł do szkłoepoksydu, używanych powszechnie przy wytwarzaniu płytek drukowanych. To węglik wolframu WC (SECO i litewskie wiertła) lub WC plus nanokrystaliczny węglik boru (KEMMER), nadzwyczaj twarde, ale rzecz jasna kruche materiały. Na najczęściej obrabianych surowcach (mosiądz, durale, stal miękka) wcale się nie tępią, zachowując nadany kształt ostrza bardzo długo. Na stalach ulepszonych cieplnie do 28 HRC też dzielnie sobie radzą. To daje dobrą powtarzalność wymiarów przy wykonywaniu serii jednakowych detali, bez konieczności mierzenia co i raz czy się zgadzają z rysunkiem. Ale i tak mierzę ;-).
Do bardziej zgrubnych operacji używam oprawki z fabrycznymi nakładkami STELLRAM (też węglikowe), które także zapewniają dobrą dokładność obróbki, nie muszę przekładać noży w imaku co chwilę.
Tokarka to stareńki enerdowski Hobby-mat znanej firmy WMW. Ma już drugie łoże, trzeci zestaw pociągowy i ogólnie ma już dość, prosi się o kolejne odnowienie.
Zazwyczaj pracuję na nieco ulepszonym (wibroizolacja) napędzie fabrycznym z silnikiem asynchronicznym 380W z pojemnościowa fazą rozruchową, ale on i tak wprowadza pewne drgania. Do precyzyjnych operacji zmieniam napęd na samoróbny z dokładnie wyważonym, bezwibracyjnym i bezgłośnym gradientowym silnikiem BLDC. Przekładnia jest wówczas niepotrzebna, jedynie sprzęgło z tłumikiem gumowym. Silnik ten rozwija tak znaczny moment obrotowy, że możliwe jest stabilne wiercenie w stali miękkiej wiertłem powyżej fi 10mm, przy prędkości 300...350 obr/min. Właściwie jedynym dźwiękiem jest wtedy chrzęst skrawanego wióra, co daje zaskakująco dużo cennych informacji o przebiegu procesu.
Dlatego wytworzył mi się taki "dziwaczny" pogląd, że maszyna hałasująca nie jest najlepszą maszyną. Nie wspomnę już o realnych zagrożeniach powodowanych przez hałas, maskujący alarmujące cichsze dźwięki. Bardzo wiele istnień ludzkich zostałoby zachowanych, gdyby nie hałaśliwość różnych maszyn, którą często łatwo stłumić. Tu niechlubny prym wiodą maszyny rolnicze, ale i obrabiarki przemysłowe mają ciężkie sumienie.
Jakiś czas temu zacząłem robić sobie frezarkę, od podstaw. Zamiarem początkowym było wykorzystanie kompletnej fabrycznej głowicy WMW Hobby-mat, ale gdy usłyszałem potępieńcze wycie jej przekładni zębatych (DELRIN, tworzywo sztuczne francuskiej firmy DuPont dedykowane na przekładnie zębate właśnie), to natychmiast zmieniłem zamierzenia. Będzie miała bezgłośny napęd silnikami BLDC, co daje dodatkowo premie w postaci dużej rozpiętości użytecznych prędkości wrzeciona - od około 100 do 30 000 obr/min. Tak duża prędkość jest potrzebna przy wierceniu i frezowaniu narzędziami o małych średnicach, w okolicy milimetra i mniej.
Prosta wiertarka, której najczęściej używam, też częściowo samoróbka to silnik pompy wspomagania rozruchu śmigłowca MIL Mi2, komutatorowy z wbudowaną przekładnią zębatą 4:1 o zębach śrubowych i kołach z tekstolitu, względnie cichą. Wraz z bezluzowym wrzecionem na łożyskach kulkowych skośnych zamocowany w nieco ulepszonym statywie produkcji szczecińskiego wytwórcy sprzed ponad 40 lat. Jest zadowalająco sztywny i dobrze, prostopadle do stolika prowadzi cały ten zespół napędowy z wyselekcjonowanym, centrycznie mocującym wiertła uchwytem. Nie ma problemu z wierceniem kruchymi wiertłami fi 0,5 lub nawet cieńszymi. Zasilanie 0...30V DC 60A z zasilacza o niskiej impedancji wyjściowej, dodatkowo silnikowi dorobiłem przełącznik szeregowy/bocznikowy rozszerzający zakres prędkości i momentu użytecznego.
Dużo by mówić... Nawet takie skromne i niezbyt kosztowne zaplecze techniczne daje spore możliwości. Polecam wyposażenie się w podstawowe maszyny i nabywanie umiejętności obróbki różnych materiałów, wtedy prace serwisowe lub twórcze przejdą do wyższej ligi.
Żeby było wnikliwiej, to mam podobne spostrzeżenia/podejrzenia co Ty - faktycznie osad z fajek prawdopodobnie daje "popalić" ślizgaczowi, świetnie go izolując od ścieżki.
Najwyraźniej palenie szkodzi ;) .
@staszek66:
Szkodzi, szkodzi, niewątpliwie. Dlatego nie palę w domu, żeby klientom sprzętu nie zasmrodzić ;-).
Takie tam fotki mam jeszcze do poprzedniego wpisu...
Impreza skłania mnie do szybszego dokończenia rozpoczętej jakiś czas temu budowy frezarki. Żadna z rynkowych nie spełnia moich wymagań/oczekiwań ale nie dlatego, że są takie kiepskie, tylko za duże i za ciężkie przy potrzebnym skoku stolików. Ta będzie ważyła zaledwie nieco ponad 100kg przy skoku 350x250. Ta żółto-czarna skrzynka to wspomniana hałaśliwa głowica frezarki WMW.
Przy okazji zrobiłem małe uporządkowanie jednego kąta pracowni.
I jeszcze wiertarka z kawałkiem helikoptera.
Żeby się nie pomieszało, to w osobnym wpisie taka ciekawostka być może. Potrzebowałem i będę potrzebował pociąć dość dokładnie sporą ilość twardych płyt ze szkłoepoksydu, a do IMPREZY też kilka drobiazgów będzie takiego cięcia wymagało. Z uwagi na dość ograniczoną przestrzeń użytkową jednym z niezłych rozwiązań jest czynienie zajmujących dużo miejsca maszyn bardziej uniwersalnymi. Tak, żeby zamiast dwóch czy trzech maszyn mieć jedną możliwie łatwo i szybko przezbrajaną do innego rodzaju operacji.
Tą ideą wiedziony, górny stolik frezarki przestrugałem odwracalnie na najstraszniejszą znaną maszynę - szybkobieżną rotacyjną przecinarkę tarczową, zwaną potocznie krajzegą. Ale nie taką całkiem zwyczajną, tylko taką, która potnie w razie potrzeby prawie każdy materiał i to bardzo dokładnie. Wrzeciono, napędzane silnikiem DC 700W poprzez przekładnię 2:1 z paskiem zębatym jest osadzone w tulei z zewnętrznym długim gwintem o niedużym skoku, a ta w korpusie zaciskanym z takim samym gwintem wewnątrz. To jest taki prosty trymer wymiaru cięcia o zakresie 20mm i powtarzalnej dokładności ustawienia ok. 0,02mm. Można użyć tarczy stalowej uzębionej (piła bądź frez tarczowy), tarczy korundowej lub też diamentowej w zależności od cech ciętego materiału. Korund lubi dużą prędkość, diament wręcz odwrotnie, frez tarczowy zazwyczaj całkiem małą. Przeciętny napęd o stałym przełożeniu nie sprostałby takim wymaganiom - 10000 obr/min dla korundu i np.120 obr/min dla freza. Ale samoróbny komutatorowy silnik z magnesami neodymowymi daje radę, tylko wymaga chłodzenia przy dłuższej pracy. To załatwia jeden stary, poczciwy Zelmer 03 z dwoma wężami - z jednej strony wsysa pył z cięcia, z drugiej dmucha w silnik.
Na fotkach widok tego okropieństwa od spodu, druga strona stolika jest płaska i gładka, ale dostosowana do przytwierdzenia stalowego liniału jako ogranicznika i prowadnika ciętej płyty czy blachy.
@Krecik:
Ja tak przy okazji chciałem Tobie podziekowac Andrzeju na naukę smarowania łozysk porowatych.
Dzisiaj tak nasmarowałem/nasączyłem łozysko/tuleję koła zamachowego bomboxa sharp.
Super wrażenie kiedy widac jak się z metalu uwalnia powietrze :) .
Nasączyłem je olejem wazelinowym do smarowania maszyn do szycia.
Mam nadzieję, że to odpowiedni olej do tego ?
Patrrząc na to zjawisko cieszyłem się z efektu jakbym nowy pierwiastek odkrył :) :) .
@staszek66:
Cieszę się, że mogłem Ci pomóc. Polski bardzo dobry Maszynowy Wazelinowy do zastosowań Precyzyjnych olej MWP jest właściwy do tych celów, na co wskazuje moje skromne doświadczenie. Występował chyba w różnych lepkościach, najczęściej 350 i 400, oba dobre do łożysk porowatych pracujących przy małych prędkościach. Jeżeli ten Twój ma w temperaturze pokojowej obserwowalną gęstość porównywalną z gorącym rzepakowym, to jest prawdopodobnie 400, jeżeli jest raczej jak zimny rzepakowy to 350.
Uwaga! Obserwowalna gęstość oleju niekoniecznie jest wykładnikiem jego lepkości!
Gratuluję więc odkrycia nowego pierwiastka ;-), teraz wiesz na pewno, co masz w miejscu powietrza w łożyskach. Prawda, że susza im doskwierała ? Jeszcze trochę, a zaczęłyby piszczeć z pragnienia ;-). Napojone dobrze się odwzajemnią, posłużą kilka lat bez obsługi.
Ostatni akapit dedykuję wszystkim użytkownikom niemłodego sprzętu z łożyskami porowatymi.
No cóż, prawdziwe jest powiedzenie: "poznasz fachowca, po jakości wykończenia".
Krecik działa fachowo, w miarę możliwości trzeba i warto go naśladować.