M3201/3401SD Koncert - to może być naprawdę świetny sprzęt
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
Nie wiem dlaczego, ale tranzystory BD354/355 zawsze kojarzą mi się z wyrobami ZRK. Oni tak lubili te tranzystory czy mnie się tylko wydaje?
Nie wiem dlaczego, ale tranzystory BD354/355 zawsze kojarzą mi się z wyrobami ZRK. Oni tak lubili te tranzystory czy mnie się tylko wydaje?
Gdy się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Dobrze Ci się wydaje - BD254, potem 354 były montowane w serii ZK 200 i rodzinie M1417S. Miały oczywisty priorytet aplikacji do polskiego sprzętu jako wyrób polski, a więc antyimportowy. To niemal święte słowo, podobnie jak "kooperacja". Np. każde z tych słów na wystawionym przez prywaciarza rachunku zmieniało jego wizerunek z wrogiego kapitalisty na przyjaznego podpieracza socjalizmu i nawet często zmniejszało podatek od tegoż rachunku.
Więc pchano je gdzie się tylko dało. A że były jakościowo takie sobie...
To samo z BC211/313 robiące za krajowy zamiennik BC140/160.
Dla rozeznania - dzienne zapotrzebowanie na omawiane tranzystory liczyło się w porywach do 2000 sztuk do samych magnetofonów szpulowych. CEMI nie było wielką fabryką, a to tylko jeden z kilkuset wyrobów z dużym popytem przemysłowym.
Liczyło się wykonanie planu ilościowego. Jeden z głównych przybocznych doradców Gierka miał fobijnego pierdolca na punkcie oszałamiających ilości produkowanych (w zamierzeniu głównie...) w kraju nowoczesnych wyrobów.
Skąd my to znamy ? Odgórne wyznaczanie nierealnych ilości w utopijnych terminach doprowadziło nie tak dawno temu Europę na skraj zagłady, więc co ja tu będę o jakiejś tam jakości pisał.
Ciekawe, że to powyższe ma dość jasny związek z dalszą historią reanimacji trupa 3401. Nie mógł żyć długo, miał poważne błędy genetyczne.
Dochodzenie ujawniło oczywiste skutki podania zbyt wysokiego napięcia na płytkę TTL. Wszystkie scalaczki do wymiany.
Z wydatną pomocą użytkownika znalazłem sklep, który miał co chciałem - Texas Instrumenta SN74xx lub polskie UCA64xx (militarna wersja pod ścisłą kontrolą produkcyjną, głównie na wschód).
Półprzewodniki zasilacza +5V też do wymiany, wszystkie.
Później, już w trakcie uruchamiania całości objawiać zaczęły się kolejne drobne i grubsze usterki. Co chwila coś nowego, a to padł jeden wzmacniacz słuchawkowy, a to umarł prawy wskaźnik wysterowania, a to ch-ka odczytu się pokrzywiła jakoś dziwnie na lewym kanale, a to lewy silnik zdradza niestabilność momentu hamującego... Jak nie urok to sr... przemarsz wojsk.
Szukając przyczyny powikłania ch-ki odczytu i nagłego zgonu słuchawki trafiłem na ciekawy tranzystorek BC148B. Najprostszy pomiar wskazywał na sprawność tego tranzystorka, oba złącza OK., wstecznie nie przewodzi, na palec do bazy odpowiada. Słabo jakoś, ale żyje.
Tyle, że poza układem, w rąsi. W układzie jego stopień wzmocnienia jest martwy. Ale napięcia w normie niby...
No nie koleś, chodź no tu na betametr.
60.
Trochę mało nawet jak na nędzę grupy "B". Co się będę szczypał, BC 548C DIOTEC na jego miejsce.
Chodzi, ale teraz lepiej niż drugi kanał, ma wyraźnie większe wzmocnienie.
Bliźniaczy z drugiego kanału też podmianka na DIOTECa. Chodzi, wyrównał się wzmocnieniem.
W takich sytuacjach dobrze jest zrobić sobie chwilkę przerwy na przyswojenie spostrzeżeń i przemyślenie sprawy.
Wzmocnienie jakiegoś stopnia jest tylko jednostronnie zależne od samego tranzystora, określa je jednoznacznie wartość napięć i prądów stopnia uzyskana rezystorami i czasem kondensatorami (np. emiter na offsecie lub całkiem na masie dla prądu/sygnału przemiennego). Tranzystor dobrany do tego stopnia musi mieć jedynie jakiś zapas własnego h21e, czyli współczynnika wzmocnienia prądowego beta. Najlepiej spory, tak z dziesięć razy to, co wymuszą mu elementy bierne w układzie. I dobrze i fajnie jest, gdy ten zapas jest utrzymany dla granicznej częstotliwości projektowej tego stopnia.
Jeszcze mierzę jednego BC548C dla sprawdzenia prawdomówności betametru, wiem ile one mają. 347 było zdaje się czy jakoś tak... W normie dla grupy C.
Decyzja może być tylko jedna: wszystkie tranzystory BC14x w całym magnetofonie do wymiany. Dostał je z felernej serii produkcyjnej i to jest jego błąd genetyczny do naprawy.
Dłubanie w DNA Koncerta to już nie taki pikuś, tych BC14x jest tu kilkadziesiąt (bliżej stu) i wypada to zrobić na własny koszt.
Co było robić... Zrobiłem.
Poszły ZETEXy, DIOTECe i TELEFUNKENy ze starych zapasów, z jeszcze nie-chińskiej produkcji, w większości niemieckie lub amerykańskie. Tylko BC550C i BC414C ze współczesnej wytwórczości, ale ze sprawdzonych już eksploatacyjnie serii.
Przy ponownym zestrajaniu całości wyszło na jaw, że sprzęt żyje już nowym życiem.
Dzień dobry wszystkim. Od wielu miesięcy śledziłem ten wątek jako niezalogowany użytkownik. Dziś postanowiłem dopełnić formalności i "zalegalizować" swoje członkostwo. Ale po kolei...
Sprzętem Hi-Fi interesuję się od 30 lat. W swojej, nazwijmy to- kolekcji, posiadam min. półprofesjonalny magnetofon szpulowy ZRK Koncert M3401SD (kilka osób twierdzi, że to najlepiej zachowany Koncert w PL), od nowości wieżę Diora SSL500 wraz z wzmacniaczem WS504B, kolumny Tonsil Classic-1 (dalsze rozwinięcie Tango200) oraz kilka innych, mniej istotnych klocków. Sprzęt ten (oprócz Koncerta rzecz jasna, kupiłem nowy w 2003r. w ZURiT w Ciechanowie, za równowartość rocznego Poloneza Caro Plus). Przez te wszystkie lata, przez moje ręce przewinęło się na prawdę dużo przeróżnego sprzętu audio z różnych segmentów cenowych. W swoim życiu przeszedłem okres prenumeraty branżowych czasopism i co za tym idzie- fascynacji zachodnim HiFi. Na obrazkach wyglądało to wszystko cudownie, jak z innego świata. Dlatego też polskie klocki powędrowały w odstawkę na strych, bo rozumiecie- Unitra... I tak właśnie zachłysnąłem się"pewexowym" Technicsem który przez kilka sezonów kaleczył moje uszy, no ale to był Technics a nie Diora, ślicznie się prezentował na regale i każdy zazdrościł. Potem trochę zmądrzałem był czas na prawdziwy vintage czyli japońskie amplitunery Marantza, Sansui, Optonica a finalnie skończyłem na "anglikach": NAD i Cambridge. Posiadałem też fajne szpulowce, min: Technics RS1700, Akai 747, Revox B77. Ahhh! Jak to wszystko pięknie wyglądało! A jak brzmiało! Szkoda tylko,że na papierze i folderach reklamowych... I tym sposobem z powrotem zniosłem ze strychu moją poczciwą Diorę za zaraz po niej- Koncerta. Przez pewien czas poszukiwałem fachowca, ale nie takiego osiedowego serwisu RTV tyko człowieka z prawdziwego zdarzenia, któremu mógłbym uczciwie powierzyć swój sprzęt do przeglądu i ponownego uruchomienia. Po przez facebookowe grupy trafiłem na p. Andrzeja vel."Krecik". Szybka wymiana zdań i już wiedziałem, że ten człowiek wie o czym trwa rozmowa. I tak Koncert trafił w jego ręce. Z racji niewielkiej odległości jaka nas dzieli, wpadałem co jakiś czas w odwiedziny. I wiecie co? Wcale nie chodziło o kontrolę jak sprawy się mają. Bardziej zależało mi na rzeczowej i konstruktywnej rozmowie z tym Panem. Ogrom wiedzy jaką ten człowiek posiada wprawia w osłupienie. Dyskusje o magnetofonach ZRK i ogólnie tematyce audio można by prowadzić z Nim do późnego wieczora a i tak człowiek pozna może 1% wiedzy tego człowieka. Miałem właśnie ten zaszczyt rzucić okiem, jak wygląda PRAWIDŁOWY serwis Koncerta i nigdy w życiu nie pomyślałbym, że smarowanie głupiego łożyska koła zamachowego to złożony proces zahaczający o fizykę kwantową. Proces ożywiania mojego Koncerta trwał ok pół roku i kosztował nie mało. Ale po podłączeniu sprzętu do sieci opadły mi ręce i nie tyko ;) To, jak brzmi PRAWIDŁOWO wyregulowany i SPRAWNY Koncert wyrywa z butów. Tego nie da się porównać z niczym innym ani opisać słowami. Następnego dnia zaprosiłem moich kolegów, ujmijmy to- z branży- na odsłuchy. Każdy wyszedł z oczami na wierzchu i wręcz niedowierzaniem, że to grał polski magnet a nie japoński Akaj. Elektronika Koncerta brzmieniowo znaczenie przewyższa Revoxa B77. Dokładnie tak!!! Studer brzmi czysto ale brakuje mu ciepła w barwie, takiej esencji analogowego brzmienia. Koncert to ma. Podobnie wypada Technics w porównaniu z naszym magnetofonem- gra dynamicznie, liniowo ale ten dźwięk jest taki nijaki... "bez życia". Japońskie magnetofony mają wręcz idealną mechanikę która jest dziełem sztuki inżynierii. Technicznie są dopracowane do perfekcji ale mają kiepską elektronikę odpowiadającą za brzmienie! W naszym Koncercie jest odwrotnie- sama konstrukcja z punktu widzenia mechaniki wymaga kilku DROBNYCH korekt (nie zapominajmy przy tym, w jakich warunkach ustrojowych powstawał), mam tu na myśli zmianę łożyskowania rolek prowadzących taśmę czy modyfikację mocowania bloku elektromagnesów sterujących mechaniką. Natomiast wyrób ZRK posiada przepięknie brzmiący tor audio czego absolutnie nie mają zachodnie konstrukcje klepane masowo dla odbiorcy. Z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że po SPA u Krecika nie zamieniłbym Koncerta na żaden inny magnetofon który miałem czy słyszałem. I żeby była jasność- NIE TWIERDZĘ, ŻE KONCERT JEST LEPSZY. ALE TWIERDZĘ, ŻE NIE JEST GORSZY.
Kontynuując wątek- absolutnie nie jest prawdą, że Koncert to klon Revoxa czy wyrób licencyjny, czy też kradzież/plagiat konstrukcji Studera. Koncert jest absolutnie i w pełni pomysłem i dziełem polskich inżynierów. Owszem- zakupiono u kooperantów silniki (Papst) czy mostek z głowicami (Revox) ale na tym podobieństwa do zachodnich magnetofonów się kończą!
Reasumując wątek: odważę się wysunąć tezę, że Andrzej jest ostatnim w tym dzikim kraju fachowcem który potrafi PRAWIDŁOWO przeprowadzić serwis i naprawę analogowego sprzętu audio. Odważę się wysunąć tezę, że zachodni sprzęt audio którym wszyscy się zachwycają wygląda i brzmi doskonale. Szkoda, że tylko na folderach reklamowych. Bo jaki jest inny powód sprzedaży mojego HiFi za grube PLN-y i powrotu do krajowych produktów?
Jakim cudem kupiłeś w 2003 roku Classic 1 zbudowane kilka lat temu w Chełmie z użyciem wysokotonówki Morel to ja nie wiem...
Dzięki za tak gorące uznanie Statystyczny Polaku...
No nie, Ty nie jesteś statystycznym Polakiem, w Twoim wpisie jest jak na to za mało błędów ortograficznych, składniowych, interpunkcyjnych... ;-)
Statystyczny Polak dość słabo zna to, co polskie (z językiem ojczystym na czele).
A w przeliczeniu na liczebność ludków mamy bodajże najwięcej na świecie istotnych odkryć i wynalazków, gdy oszacować ich doniosłość.
Tylko, że mamy też niefortunne położenie geograficzne ;-).
Do tego ciągłą aktualność słów "cudze chwalicie, swego nie znacie...".
Chyba pierwszy raz od 37 lat zobaczyłem Koncerta w stanie wizualnym fabrycznej nowości. Nawet na śrubkach zewnętrznych nie było rdzy, widać ktoś wiedział, jak zabezpieczyć sprzęt na długie przechowanie i podszedł do tematu z poszanowaniem dlań. Wewnątrz bardzo czysty, śladowe ilości kurzu i pyłów. Może to jeszcze z ZURiTu z Ciechanowa ?
To fajne brzmienie Koncerta - a nie każde ucho to słyszy - to rzeczywiście sprawka polskiego opracowania toru akustycznego. Wystarczy zamienić tam kilkadziesiąt elementów takiej sobie jakości (innych podówczas nie było w dostępie) na takie z górnej półeczki i już jest tak, jak powinno być. Układowo projekt jest bardzo dobry i dość oryginalny, wręcz nowatorski jak na tamte czasy.
Serwisuję także zachodnie i japońskie sprzęty z tamtych lat, widzę różnice.
Większość na korzyść Koncerta.
Przykłady ?
AKAI, TECHNICS, SONY i wielu innych wytwórców zapamiętale używają licznych przekaźników elektromagnetycznych w torze logiki sterującej i akustycznym. To jedne z najbardziej zawodnych podzespołów elektrycznych, o dość ograniczonej żywotności. Te lepsze są drogie z powodu cen złota i platyny, nie widuję takich we wspomnianym sprzęcie.
Koncert (ta sama epoka) - logika na TTL, przełączników w torze akustycznym prawie brak, robią to tranzystory. Jedynie dwa zespolone przekaźniki kontaktronowe, nota bene w najlepszym miejscu układu jak dla nich, praktycznie niezniszczalne (złote styki w argonie, znikome prądy przełączania, brak podrywania odbiciowego styków, przełączenia nie słychać, zero zakłóceń).
Mechanika jest jaka jest, już pisałem o tym dlaczego tak wyszło. Powtórzę - w tamtych warunkach to CUD, że w ogóle coś wyszło.
I wreszcie to, czego nie widać na oko i o czym żaden użytkownik nie ma pojęcia, bo nie może go mieć jeśli nie jest doświadczonym serwisantem.
SERWISOWALNOŚĆ sprzętu. Szpulowe i nie tylko szpulowe Japończyki z tamtych lat to jakiś koszmar i porażka do kwadratu (głównie Technics), Niemcy całkiem nieźle, ale polskie sprzęty są pod tym względem bezkonkurencyjne. Nie wszystkie, bo te licencyjne to już nie bardzo...
Koncerta opłaca się reanimować, będzie chodził kolejne pół wieku. Tamte sprzęty są na tyle kosztowne w serwisie (czytaj: rzetelnym, prawidłowym serwisie), głównie właśnie przez zaniedbania serwisowalności, że kończą żywot jako atrapy bądź na złomie. Albo udają, że grają, żeby właściciel myślał, że ma taki wspaniały sprzęt.
Aaa.. Zapomniałbym. Koncert Kolegi @statystyczny_polak ma już trochę zjechane głowice, to wynik niezauważonej przed serwisem usterki odsuwaczy. Przewijana taśma leciała sobie czasem po głowicach nie odsunięta każdorazowo od nich. To dobrze znana, nagminna usterka z grupy wrednych, objawiająca się okresowo. Po reanimacji już nie wystąpi, sprawcy zostali standardowo wyrzuceni tudzież zdyscyplinowani, to zorganizowana grupa wewnętrznych sabotażystów, działają osobno lub wszyscy na raz.
Kolego @statystyczny_polak - zapoluj jeszcze na dwuścieżkowego M3201SD do kompletu, taki z nowymi głowicami to naprawdę potrafi zadziwić. Technicznie różnią się jedynie głowicami i ich osłonką oraz ustawieniami elektroniki.
Jeszcze raz wielkie dzięki za docenienie mojej dzienno-nocnej dłubaniny :-).
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 19
- 20
- 21
- 22
- 23
- 24
- 25
- 26
- 27
- …
- następna ›
- ostatnia »
Dzięki za dobre słowa uznania, z tym 3401 to była ciężka przeprawa...
Nie tylko, że nie żył...
Po ekshumacji okazało się, że zwłoki są w stanie lekkiego rozkładu i noszą ślady ciosów zadanych przez co najmniej dwóch "naprawiaczy".
Pokryte całe jakąś lepką, mazistą substancją i warstwą kurzu, pyłu i czegoś tam jeszcze na tym tłustawym lepiku.
Demontaż całkowity - standard, ale mycie każdej śrubki, podkładki i całej reszty (a jet tego trochę) w rozpuszczalniku to już specjalne zabiegi, nieczęsto konieczne. Ale to pikusiowa rozrywka przy tym, co było dalej.
Przy odbiorze w obecności użytkownika, jeszcze bez pokrywy czołowej sprzęt przejawił nagłe problemy pod koniec przewijania wstecz. Próby poprawek regulacji niewiele pomogły.
Użytkownik akurat posiada niezłe rozeznanie techniczne i dobre umiejętności manualne w tym temacie, więc sprzęt pojechał mimo tej usterki na próbną eksploatację.
Po bezowocnych próbach przywrócenia pełnosprawności na drodze konsultacji telefonicznych diagnoza mogła być tylko jedna: coś padło nagle i bez ostrzeżenia w prawie najbardziej nieodpowiedniej chwili.
Sprzęt i tak miał do mnie wrócić, więc wrócił. Nie szukałem długo tej usterki, objawy były jednoznaczne - sypnęło się sterowanie cyfrowe TTL. Dokładniej to jedna z czterech bramek NAND w słynnym i kultowym dinozaurze 7400.
To polski scalak z CEMI, wprawdzie bez znaczka "Q" (oznaczającego podówczas najwyższą jakość światową, CEMI robiło wiele takich układów), ale i takie zwykłe znam jako raczej niezawodne.
No to co jest, sam z siebie tak sobie pofrunął ?...
Nieee, takie numery to baaardzo rzadkie przypadki. Musiał mieć wcześniej czegoś już dość.
Może wibracji od łomotania elektromagnesów ? To by go usprawiedliwiało, nawet całkowicie. Ale co wówczas z resztą 12. sztuk scalaczków w tym układzie ? Też mogą już mieć prawie dość.
Potrzebne było małe śledztwo z przesłuchaniami. W tej płytce już ktoś grzebał "na grubo", część układów TTL ma podstawki, to nie jest fabryczne wykonanie. Kilka usterek na tej płytce, będących przyczynkiem do zgonu denata, usunąłem już wcześniej przy rutynowych czynnościach serwisowych.
Da się określić z dużym prawdopodobieństwem, czy bramka TTL nie odstaje jakoś od normatywu, obojętnie jaka. Zwykle potrafi zeznać (ale bez przysięgania), co przeżyła wcześniej.
Wystawianie scalaczkom wezwań na przesłuchanie trwało parę godzin, to dwustronny druk z dość delikatną metalizacją otworów, nowa technologia owych czasów. Więc żmudne odsysanie otworek po otworku, bo użycie "kopytka" do DIP14 troszkę ryzykowne, ścieżki potrafią się odklejać.
Samo przesłuchanie krótkie i rzeczowe, zeznania spójne i porównawczo zgodne ze sobą.
"-...Chciał nas zabić !!!"
W systemie TTL wejściami bramki są emitery pierwszego tranzystora. Tak, w liczbie mnogiej najczęściej, to scalone bipolarne tranzystory wieloemiterowe. To tu kieruje się pierwsze pytanie o przeszłość świadka, zwłaszcza tę dotyczącą prądów i napięć jakich doświadczył. Najlepiej do wejścia z ustalonym układowo potencjałem zera lub jedynki logicznej.
Przy napięciu wstecznym powyżej 6V dochodzi do wtórnego przebicia złącza baza-emiter. Zjawisko jest samoodwracalne, o ile prąd złącza w tym czasie nie jest destrukcyjnie duży i o ile ta nadwyżka napięcia też nie jest zbyt duża. 7...10V przy 100uA uchodzi zazwyczaj na sucho, nawet wielokrotnie. A 36V ?
W zasilaczu także majstrowano przede mną, prawdopodobnie BD354 strzelił wrednego focha i potem udawał niewinnego. To w stabilizatorze +5V dla TTLek właśnie. Ten stabilizator przy dużym peszku może podać ponad 30V do momentu stopienia bezpiecznika. Nie ma elektronicznego wymuszenia szybkiej rozwałki bezpiecznika przy równoczesnym zabezpieczeniu przed przepięciem dla układów z niego zasilanych.
Śpicie już ?
To cdn ;-).