Jak bardzo zawiedliście się na swoich umiejętnościach? Czyli jaki babol zrobiliście.
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
Dostałem do naprawy po kimś któryś ze wzmacniaczy Unitry, z "lustrzanym" układem ścieżek i elementów końcówki mocy. Jeden kanał ok, drugi "pali" tranzystory końcowe i sterujące oraz mały tranzystor stabilizatora prądu spoczynkowego (z serii BC237) wetknięty w otwór radiatorze. Przyczyna okazała się bardzo prozaiczna, w sprawnym kanale montowany i lutowany był ścięciem do dołu(lub do góry, nie pamiętam) a w uszkodzonym przy wymianie wlutowałem go tak jak był, czyli tak samo jako w sprawnym kanale. Tylko że skoro to było "lustro", poprawnie należało montować go odwrotnie.
Po drugim spalonym komplecie tranzystorów nauczyłem się dwóch rzeczy:
1. ZAWSZE włączać wzmacniacz przez żarówkę;
2. Wiedząc i widząc ślady grzebania WSZYSTKO sprawdzać dwa razy.
Tym razem trochę historii o pilotach ...
Zaczynałem przygodę ze zdalnym sterowaniem jakieś 30 lat temu
Wtedy jeszcze u nas nie produkowano telewizorów z pilotem
Pierwsze "zdalne" jakie wykonałem było na układach MC1024 i MC1025
kodowanie rozkazów było częstotliwościowe (nadawane rozkazy uzyskiwane z podziału częstotliwości rezonatora 4.43Mhz)
Nie miałem wtedy nic do sprawdzenia pilota - po za miernikiem uniwersalnym
A o telefonie komórkowym z kamerą to nawet nie było mowy
Niechcący wpadłem na pomysł użycia radia z zakresem AM - należy ustawić w miejsce gdzie niema żadnej stacji i posłuchać - metoda sprawdzona również na nowych pilotach - słychać albo piski albo klekot rozkazów w nowszych pilotach - działa
a potem jak już miałem oscyloskop znalazłem drugą metodę
podłączyć do wejścia Y diodę odbiorczą podczerwieni - widać to co pilot wysyła
dopiero po wielu latach na wolumenie pojawiły się testery pilotów
to tyle czyli jak nie można rozwiązać problemu to trzeba go obejść
Wiele razy trafiało się wstawienie odwrotnie elementu, a nawet nie dawno kondensator w zasilaczu zrobił wielkie bum i smordek w kanciapie na parę godzin.
Ale przypadek kosztowny który bardzo dobrze pamiętam do dzisiaj to naprawa w połowie lat 90 magnetowidu Sanyo . W trakcie pomiarów rozpięła mi się bransoletka zegarka takiego elektronicznego 16 melody i zapinka dotknęła okolic procesora powodując jego ubicie i musiałem za sprzęt zapłacić bo procek nie do kupienia. Od tamtej pory nie noszę zegarka i obrączki.
Ale chyba najczęstsze efekty wizualno dźwiękowe z dodatkiem powonienia to przy naprawach PWM czyli zasilaczy impulsowych, tu się czasem dzieją dantejskie sceny, rodem jak z elektryków na kołach.
To ja wysłałem 20 lat temu telewizor do serwisu. Wisiał w Biurze Obsługi Klienta i wyświetlał oferty. Niewiele myśląc ze ściany i w drogę. Dzwoni serwisant że nie wie co jest, sprzęt sprawny. Po ponownym podłączeniu okazuje się że oczywiście eska w rozdzielnicy spadła.
Ostatni babol to próba przerobienia lidlowej ładowarki, przerobienie dzielnika. Podłączona do prądu i akumulatora. Zrobione pomiary. Wyjmuję wtyczkę sieciową, lutuję dzielnik z nowych rezystorów. Po włączeniu do sieci brak treści na wyświetlaczu. Tak, oczywiście nie odpiąłem akumulatora i wielokrotnie procesor dostał 12V.
Ja kiedyś zrobiłem zwarcie w magnetowidzie przy testowaniu metalową końcówką sznurka od bluzy. Iskra poszła i nic więcej. Ale tym następnym to przebiję wszystkich. Raz chciałem naprawić zasilacz do starego 286. Nie wiem co sobie myślałem ale zwarłem kawałkiem przewodu uzwojenie wtórne z pierwotnym. Jakimś cudem nic mi nie jest, tylko korki wywaliło.