M-2405S identyfikacja spalonego rezystora
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
Nie ma co dyskwalifikować tej metody, która jest skuteczna ale nie w 100%, waży jest operator używający tej metody.
Określenie rozbłysną, to dla jednego będzie 5s a dla innego 0,5s.
Żarówka 100W pobiera z sieci około 450mA a 60W 250mA.
Jeśli uszkodzenie polega na okresowym zwiększaniu poboru mocy, osoba niemająca punktu odniesienia, skali porównwczej, może niewłaściwie zinterpretować obserwację.
Uważam metodę z żarówką za idealną w 99% przypadków i dobrą dla pionierów w naprawach.
[...]
jeśli żarówka [...] tylko rozbłyśnie, następnie przygaśnie -oznacza, że urządzenie nie pobiera z sieci nadmiernie dużej mocy i wszystko jest dobrze.Mały off-top: a ja mam taki przypadek, co prawda nie w magnetofonie, lecz w Tosce-303, że żarówka najpierw rozbłyska, potem gaśnie, a następnie, po włączeniu sprzętu już bez żarówki, nadal pali główny bezpiecznik (B901). Wszystkie pozostałe bezpieczniki są ok.
Nie dziwne ani tyci.
Nie ma co dyskwalifikować tej metody, która jest skuteczna ale nie w 100%, waży jest operator używający tej metody.
Określenie rozbłysną, to dla jednego będzie 5s a dla innego 0,5s.
Żarówka 100W pobiera z sieci około 450mA a 60W 250mA.
Jeśli uszkodzenie polega na okresowym zwiększaniu poboru mocy, osoba niemająca punktu odniesienia, skali porównwczej, może niewłaściwie zinterpretować obserwację.
Uważam metodę z żarówką za idealną w 99% przypadków i dobrą dla pionierów w naprawach.
Sorry Winnetou - źle uważasz.
Nie polecam nikomu takich praktyk z żarówką po stronie sieci, przypadek (upubliczniony na YT!) pewnego Pana, zajmującego się naprawą retro sprzętów, który poniósł tym sposobem znaczne straty, że zrezygnował z tego fachu powinien dać coś do myślenia. W efekcie czegoś nauczyć.
Nikt tu nie zna pojęcia współczynnika temperaturowego rezystancji ? Jest coś takiego. Miedź ma na przykład 3200ppm/*C, a wolfram... sprawdźcie sami.
Żarnik żarówki jest z wolframu właśnie, dość czystego. Jego oporność w stanie normalnego świecenia jest około 20...25 razy większa, niż zimnego. Dla żarników domieszkowanych chlorowcami (czyli halogenami - stąd nazwa takich żarówek; zwykle jest to jod), pracujących w pobliżu 2800 Kelvinów wartość ta może przekraczać 30x.
To każdy może sobie sprawdzić zwykłym omomierzem, gdyby podejrzewał Krecika o majaczenia.
Szczyt sinusa sieci to 230 x 1,41 = 325 woltów. Zimny żarnik zwykłej, nowej 100 watowej żarówki szeregu podstawowego (gwint oprawy E27) ma około 35 omów. Jeśli żarówka nie jest nowa, lecz świeciła już kilkadziesiąt godzin, to może to być poniżej 30 omów z powodu stapiania się sąsiednich zwojów spirali żarnika, co widać gołym okiem przy uważnym obejrzeniu żarnika. Lupa x5 rozwieje wątpliwości.
Pierwsze uderzenie prądu włączenia takiej żarówki w obwodzie czysto rezystancyjnym może więc dojść do 325:30=10,8 ampera !!!
W praktyce szczyt udaru nie osiągnie aż takiej wartości z powodu nieuniknionej indukcyjności obwodu, głównie... rozłącznika elektromagnetycznego nadprądowego, zwanego potocznie bezpiecznikiem, który w obwodzie z pewnością jest. Chyba, że ktoś ma w domowej instalacji jeszcze porcelanowe topikowe "korki".
A co z indukcyjnością samego transformatora sieciowego w urządzeniu ? Przecież ona jest dość duża... No bo jego rezystancję to można pominąć, małe kilka omów niewiele tu zmienia.
A jaką indukcyjność ma trafo po stronie pierwotnej, gdy uzwojenie wtórne jest zwarte ? A zwarte jest jeśli nie usterką, to rozładowanym elektrolitem filtru przez prostownik.
Więc ma chwilową małą indukcyjność i niewiele złagodzi ten pierwszy udar prądu po załączeniu zasilania. Co gorsza - po pierwszym półokresie załączonego prądu żarówka już znacząco zwiększy swoją oporność i prąd drugiego, przeciwnego biegunowo półokresu będzie dużo mniejszy. Co się stanie ze strumieniem w rdzeniu trafoszczaka ? Gdzie się podzieje zgromadzona tam już energia ?
Odpowiem: tranzystory mocy są zwykle kosztowne i pracochłonna jest ich wymiana.
Nie dziwne ani tyci
Oczywiście. Rezystancja nieświecącego jeszcze, ale zapewne gorącego już włókna może na tyle ograniczyć prąd zabezpieczenia, najczęściej zwłocznego, że to się nie pali. Pech.
Pozdrawiam
Grzesiek
Nie ma co dyskwalifikować tej metody, która jest skuteczna ale nie w 100%, waży jest operator używający tej metody.
Określenie rozbłysną, to dla jednego będzie 5s a dla innego 0,5s.
Żarówka 100W pobiera z sieci około 450mA a 60W 250mA.[...]
Otóż operator zaobserwował, że rozbłysk żarówki (60 W) trwał co najwyżej może ze 2 szybkie mrugnięcia okiem, więc raczej nie dłużej niż 0,5 s.
A powyższy przypadek opisałem tylko jako empiryczny wniosek, że metoda "na żarówkę" nie zawsze jest w 100% pewna i miarodajna.
Sprawa tej felernej Toski okazała się "nieco" bardziej skomplikowana, ale na tym już teraz zakończę ten off-top. Może za jakiś czas opiszę wszystko w odrębnym temacie.
Sorry Winnetou
Wiesz, trudno jest dyskutować z faktami, nie zdawałem sobie sprawy, że to takie gorące, czyste, i tyle razy większe.
Po tej lekturze raczej nie będę używał żarówek. Też będę uważał na szczyty sinusa i uderzenie prądu 10,8ampera
Zgadzam się, obcowanie z tym wszystkim jest niebezpieczne, ale niebezpieczne jest gotowanie zupy, jazda samochodem, wspinaczka, itd. Jest oczywiście, kolega Krecik przestrzega, jednak, ufam, że większość to osoby świadome.
ciekawie by było przeczytać.Może za jakiś czas opiszę wszystko w odrębnym temacie.
Tak, żyjemy w środowisku z zasady niezbyt przyjaznym. Próbując sobie jakoś zapewnić komfort i bezpieczeństwo tworzymy niejednokroć jeszcze gorsze piekiełko. Rzeczywiście, niemal wszystko jest niebezpieczne (nie "może być", tylko jest). Trafiłeś z tą zupą, wprawdzie to były naleśniki, ale młoda i niedoświadczona gospodyni przeniosła się do aniołów, gdyż nie wiedziała, że płonącego oleju nie wolno gasić wodą. Prozaiczne, a jednak tak ważne... Może gdyby miała czas na poczytanie jakiegoś forum albo czegoś oświecającego, to mąż i dzieci nadal miałyby i ją i te naleśniki ?
Podobnych przykładów fatalnej skuchy wskutek niewiedzy nie muszę chyba przytaczać, co dzień życie dopisuje dziesiątki i setki.
Co można zrobić w tej sytuacji ? Powyżej jest kluczowe słówko moim skromnym zdaniem. Tak, należy zwalczać niewiedzę. Każdy to może robić w zakresie posiadanych, pewnych i sprawdzalnych informacji oraz potwierdzonego praktyką własnego doświadczenia. Pod odpowiedzialnością za prawdziwość przekazu i niesprostowane błędy.
Dlatego wybaczcie, że czasem przemknie się w moich wymęczeniach jakaś oczywista oczywistość. Bo może nie dla wszystkich, może dla tej jednej osoby akurat zupełnie nieznana.
Sorki za OT.
Sprawa tej felernej Toski okazała się "nieco" bardziej skomplikowana, ale na tym już teraz zakończę ten off-top. Może za jakiś czas opiszę wszystko w odrębnym temacie.
Koniecznie ! Czekamy :-).
Sorry Winnetou
[...]jednak ufam, że większość to osoby świadome.
Nie żebym zmierzał do sprzeczki, nie, nic z tych rzeczy. Może troszkę zazdroszczę Ci tej ufności, może tak łatwiej żyć.
Widzę to tak: prawdopodobnie nie istnieją osoby dostatecznie świadome i ogarnięte przez 24/7 tak, aby zawsze na pewno ustrzegły się od jakiejś niespodzianki ze strony tego niełatwego Świata. A już świata elektryczności to na bank.
[...]
jeśli żarówka [...] tylko rozbłyśnie, następnie przygaśnie -oznacza, że urządzenie nie pobiera z sieci nadmiernie dużej mocy i wszystko jest dobrze.Mały off-top: a ja mam taki przypadek, co prawda nie w magnetofonie, lecz w Tosce-303, że żarówka najpierw rozbłyska, potem gaśnie, a następnie, po włączeniu sprzętu już bez żarówki, nadal pali główny bezpiecznik (B901). Wszystkie pozostałe bezpieczniki są ok.
Nie dziwne ani tyci.
Nie ma co dyskwalifikować tej metody, która jest skuteczna ale nie w 100%, waży jest operator używający tej metody.
Określenie rozbłysną, to dla jednego będzie 5s a dla innego 0,5s.
Żarówka 100W pobiera z sieci około 450mA a 60W 250mA.
Jeśli uszkodzenie polega na okresowym zwiększaniu poboru mocy, osoba niemająca punktu odniesienia, skali porównwczej, może niewłaściwie zinterpretować obserwację.
Uważam metodę z żarówką za idealną w 99% przypadków i dobrą dla pionierów w naprawach.Sorry Winnetou - źle uważasz.
Nie polecam nikomu takich praktyk z żarówką po stronie sieci, przypadek (upubliczniony na YT!) pewnego Pana, zajmującego się naprawą retro sprzętów, który poniósł tym sposobem znaczne straty, że zrezygnował z tego fachu powinien dać coś do myślenia. W efekcie czegoś nauczyć.
A mnie się cosik widzi że ów "Pan" (ktoś kiedyś powiedział że na "Pana" to trzeba mieć wygląd i pieniądze) albo postąpił w myśl zasady Złej baletnicy przeszkadza i rąbek od spódnicy i swoje nieudacznictwo zwalił na Bogu ducha winną żarówkę, albo próbuje wkręcić swoich oglądaczy i teraz ma niezłą polewkę widząc jaką panikę zasiał.
Nikt tu nie zna pojęcia współczynnika temperaturowego rezystancji ? Jest coś takiego. Miedź ma na przykład 3200ppm/*C, a wolfram... sprawdźcie sami.
Żarnik żarówki jest z wolframu właśnie, dość czystego. Jego oporność w stanie normalnego świecenia jest około 20...25 razy większa, niż zimnego. Dla żarników domieszkowanych chlorowcami (czyli halogenami - stąd nazwa takich żarówek; zwykle jest to jod), pracujących w pobliżu 2800 Kelvinów wartość ta może przekraczać 30x.
Powyższe pozwolę sobie potraktować w kategorii skrótu myślowego. Jod w żarówkach halogenowych nie występuje jako domieszka do żarnika (tj. wolframu) lecz do atmosfery w jakiej on pracuje. Rolą jodu jest wiązanie stałego wolframu osadzającego się na stosunkowo zimnej wewnętrznej powierzchni bańki (widocznego w przepracowanych zwykłych żarówkach pod postacią ciemnego lustra) w lotny jodek wolframu który następnie ulega rozkładowi na bardzo gorącej powierzchni żarnika przy czym uwolniony jod powraca do atmosfery w bańce, a wolfram osadza się na powierzchni włókna likwidując ubytki. Niestety nie dzieje się to w sposób doskonały (o czym pisałeś dalej) czego wynikiem są dendryty i inne struktury grubokrystaliczne powstające na gładkiej dotąd powierzchni włókna mogące powodować zwarcia szczególnie na gęsto zwiniętej spirali na 230V. Tym niemniej konkluzja była prawidłowa: żarnik żarówki halogenowej szczególnie mocno zwiększa podczas pracy swoją rezystancję, do czego jod przyczynia się w sposób pośredni: umożliwiając pracę włókna w wyższej temperaturze.
Pierwsze uderzenie prądu włączenia takiej żarówki w obwodzie czysto rezystancyjnym może więc dojść do 325:30=10,8 ampera !!!
W praktyce szczyt udaru nie osiągnie aż takiej wartości z powodu nieuniknionej indukcyjności obwodu, głównie... rozłącznika elektromagnetycznego nadprądowego, zwanego potocznie bezpiecznikiem, który w obwodzie z pewnością jest. Chyba, że ktoś ma w domowej instalacji jeszcze porcelanowe topikowe "korki".
Nie zamierzam negować powyższych rachunków, podkreślę jednak z całą stanowczością że dotyczą one żarówki włączonej bezpośrednio do sieci, tj. bez obecności sprzętu RTV, który miała ona zabezpieczać. No i zauważę, że prąd 10A a nawet nieco większy nie jest dla domowej sieci niczym nadzwyczajnym. 2000W to typowa moc grzejnika w pralce, żelazku, czajniku "bezprzewodowym", a jeżeli w danej chwili żadnego z tych urządzeń się nie używa - to wystarczy zsumować moc mikrofalówki, suszarki do włosów, odkurzacza o dużej wydajności etc. Nie może zatem rozłącznik nadmiarowy znacząco ograniczać udaru prądowego rzędu 10A.
A co z indukcyjnością samego transformatora sieciowego w urządzeniu ? Przecież ona jest dość duża... No bo jego rezystancję to można pominąć, małe kilka omów niewiele tu zmienia.
Jeżeli miałeś na myśli sam transformator, nie obciążony niczym po stronie wtórnej - to faktycznie, o wszystkim decyduje indukcyjność główna uzwojenia pierwotnego, wynosząca grube dziesiątki henrów. W efekcie prąd jałowy wynosi w tych warunkach od kilku do kilkudziesięciu mA, w zależności od mocy znamionowej transformatora.
A jaką indukcyjność ma trafo po stronie pierwotnej, gdy uzwojenie wtórne jest zwarte ?
W transformatorach o normalnej konstrukcji ta indukcyjność jest bardzo mała i nazywa się indukcyjnością rozproszenia. Zwykle wnosi ona impedancję zwartego transformatora mniejszą od rezystancji uzwojenia pierwotnego. Znaczącą indukcyjność rozproszenia mają natomiast transformatory specjalne (np. spawalnicze) dzięki obecności bocznika magnetycznego za sprawą którego pole magnetyczne może omijać kolumnę na której znajduje się zwarte uzwojenie. Ale takimi transformatorami się obecnie nie zajmujemy.
A zwarte jest jeśli nie usterką, to rozładowanym elektrolitem filtru przez prostownik. Więc ma chwilową małą indukcyjność i niewiele złagodzi ten pierwszy udar prądu po załączeniu zasilania.
Aż do tego miejsca - pełna zgoda. Duży elektrolit filtru sprawia że w chwili włączenia urządzenia do sieci (zupełnie zwyczajnego, przy pomocy wyłącznika lub poprzez włożenie wtyczki do gniazda) zachowa się ono w przybliżeniu jak zwarcie. W przybliżeniu - bo poza wspomnianą przez Ciebie indukcyjnością bezpiecznika automatycznego (mało zresztą znaczącą przy mocach na poziomie dziesiątek a nawet pojedynczych setek watów) dojdą jeszcze wszelkie impedancje w transformatorze, ESR elektrolitów i wreszcie rezystancja prostownika, mało znacząca w przypadku diod krzemowych ale już znacząca w prostownikach selenowych, częstych w sprzęcie Retro, podobnie jak prostowniki lampowe które praktycznie żadnego udaru prądowego nie dają, jako że nagrzewanie się lamp prostowniczych (nawet bezpośrednio żarzonych) nie odbywa się błyskawicznie. Urządzenia muszą być przystosowane do zniesienia udaru prądowego towarzyszącego włączeniu zasilania. Bezpiecznik w pierwotnym uzwojeniu transformatora sieciowego powinien być zwłoczny, a diody prostownicze cechować się dostatecznie dużym szczytowym niepowtarzalnym prądem przewodzenia (IFSM); i tak nie byłbym pewien bezpieczeństwa plastikowych diod BYP401 zmuszonym do ładowania kondensatora o pojemnosci 100mF do napięcia 100V. Tam jako minimum widziałbym 10-amperowe metalowe diody z Laminy.
Co gorsza - po pierwszym półokresie załączonego prądu żarówka już znacząco zwiększy swoją oporność i prąd drugiego, przeciwnego biegunowo półokresu będzie dużo mniejszy.
Ale tu już zaczyna się nieuprawniona filozofia. Czy w takie to właśnie spekulacje wdawał się ów "Pan" z YT? A czym to się właściwie różni od przypadku wyłączenia urządzenia z sieci, a już zwłaszcza chwilowego rozłączenia styków wyłącznika (wskutek niepewnego kontaktu albo po prostu dlatego że ręka nam drgnęła podczas wkładania wtyczki do gniazdka) podczas jego włączania? Wtedy też może się zdarzyć że popłynie z sieci jeden lub wiele kolejnych półokresów, a następny już nie będzie miał którędy popłynąć ponieważ rozłączono wyłącznik. A będzie to rozłączenie nieporównanie gwałtowniejsze niż wzrost oporności żarówki po każdym kolejnym półokresie. Jeśli zatem rosnąca oporność żarówki miałaby poczynić spustoszenia w zabezpieczanym przez siebie układzie - to co działoby się w każdym cyklu włączenie/wyłączenie kiedy to nawet żarówki ograniczającej prąd nie ma? Dlaczego zatem w ogóle stosuje się bezpieczniki topikowe po stronie pierwotnej transformatora: przecież to co napisałeś powyżej na temat destrukcyjnej roli żarówki w tymże miejscu tym bardziej odnosiłoby się do bezpiecznika: jego przepalenie się (szczególnie w momencie załączania urządzenia) wywołałoby jeszcze gorszą katastrofę niż w przypadku gdyby na miejscu bezpiecznika znajdował się obcięty kawał śruby M4.
Co się stanie ze strumieniem w rdzeniu trafoszczaka ? Gdzie się podzieje zgromadzona tam już energia ?
Tam gdzie się zwykle podziewa w podobnych przypadkach: w elektrolitach filtru, przy czym ewentualne przepięcie postające czy to przy normalnym wyłączeniu urządzenia, czy to włączeniu przez żarówkę będzie niezauważalne. Z jednym wyjątkiem: gdy użyto prostownika półokresowego z transformatorem, jak to uczyniła PMT w radiu Śmieszka R-206. Jeżeli przepięcie wywołane np. nagłym wyłączeniem okaże się akurat takim że dioda prostownicza będzie spolaryzowana zaporowo - to nie biorę odpowiedzialności za skutki. Dlatego od początku głoszę że taki prostownik to świństwo i że Asy PMT którzy to wprowadzili do użytku powinni być po wsze czasy piętnowani, a płody ich indolencji - fizycznie likwidowane, co i uczyniłem ze swoją Śnieżką R206 dokładając drugą diodę BYP401/50 zanim jeszcze zabrałem się za przestrojenie.
Odpowiem: tranzystory mocy są zwykle kosztowne i pracochłonna jest ich wymiana.
W świetle tego co napisałem powyżej - nie znajduję powodów dla których żarówka włączona szeregowo z badanym lub naprawianym urządzeniem miała sprowadzić jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Być może tamtemu "Panu" poryćkała się żarówka z elementem zupełnie innym. Kto wie, może on sam nie mając pod ręką żarówki a nawet rezystora o odpowiednio dużej mocy wpadł na pomysł aby "zabezpieczyć" naprawiany sprzęt przy użyciu... szeregowo włączonego kondensatora. Niby genialne rozwiązanie: nic nie będzie się grzać, a prąd w obwodzie zasilania będzie można ograniczyć do bezpiecznej wartości, np. 100mA. Tak się jednak pechowo złożyło że bliski tej wartości był prąd jałowy trasformatora sieciowego. W efekcie bliskie co do modułu reaktancje: indukcyjna transformatora oraz pojemnościowa kondensatora odjęły się (gdyby na miejscu kondensatora znajdowała się żarówka to jej rezystancja dodała się do reaktancji indukcyjnej transformatora tak jak wektory pod kątem prostym a więc wypadkowa impedancja z żarówką okazałaby się większa niż bez niej i powodów do obaw by nie było). Wskutek wzajemnego zniwelowania się reaktancji kondensatora i transformatora (nazywa się to rezonansem szeregowym) prąd w takim obwodzie był ograniczony praktycznie już tylko rezystancją uzwojenia, zwłaszcza gdyby obciążenie po stronie wtórnej było mało znaczące (a tak jest w przypadku wzmacniaczy mocy klasy B). Ale nawet gdyby jego wpływ był zauważalny - to i tak na uzwojeniu pierwotnym wystąpiłoby napięcie większe od sieciowego (nawet kilkakrotnie) co w zupełności wystarczyłoby do spalenia tranzystorów mocy, a może i przebicia diod prostowniczych a w krańcowym przypadku także i samego transformatora, gdyby zadziałały bezpieczniki po stronie wtórnej, zaś bezpiecznika po stronie pierwotnej nie było wcale, ponieważ na jego miejsce włączono kondensator. Po całej serii takich spektakularnych katastrof to i nie dziwota, że w końcu dał sobie spokój z wszelkimi naprawami, za to wydumanymi przez siebie rewelacjami podzielił się na YT nie widząc pryncypialnej różnicy między kondensatorem a żarówką.
Tak więc Kol. rosjak może dalej śmiało naprawiać sprzęt z zastosowaniem żarówek zabezpieczających, Kol. zaś Krecika proszę o bliższe namiary na tamtego "Pana". Już ja potrafię rozprawiać się z bredniami i wątpliwej wartości poradami na YT, o czym przekonał się i Autor "rewelacyjnej" metody przestrajania lampowych UKF za pomocą zwierania zwojów zanim jeszcze poznałem go na niniejszym Forum, jak i inny szpec doradzający właścicielom Radmorów zwiększenie ich mocy metodą jazdy na koksie polegającej na przekonfigurowaniu mostka Graetza na podwajacz napięcia Delona.
Tomku, dłuuugo zbierałeś się do odpowiedzi :) . Mimo tego, że nie mam ochoty wnikać ani w twoje, ani w Andrzeja dywagacje (przy całym szacunku dla Was obu), muszę Ci przyznać rację - nie twórzmy spiskowych teorii dziejów i nie szukajmy na siłę problemów tam, gdzie ich nie ma w imię... no właśnie, czego? Wiadomo - jak ktoś ma pecha to i glut z nosa może mu spaść na elektronikę pod napięciem.
Pozdrawiam
Grzesiek
Tomku, dłuuugo zbierałeś się do odpowiedzi :)
Bo chciałem innym dać szansę ;-) A tu nawet doświadczony naprawiacz sprzętu Retro upadł na duchu i wyrzekł się żarówek - zupełnie niepotrzebnie. Ciekaw jestem ilu jeszcze dało wiarę tamtemu spekulantowi z YT - lektura komentarzy powinna dać odpowiedź. Dlatego poprosiłem Kol. Krecika o namiary na siewcę dezinformacji.
Mimo tego, że nie mam ochoty wnikać ani w twoje, ani w Andrzeja dywagacje (przy całym szacunku dla Was obu)
Także i z mojego punktu widzenia Kol. Krecik dał się poznać jako wybitny fachowiec od naprawy i modernizacji mechaniki w magnetofonach - a to nieporównanie trudniejsze niż wymiana tytułowego spalonego rezystora. Jakim zatem "ałtorytetem" musiał być tamten jutuber że mu wierzą zamiast od razu rozprawić się z bredniami jakie rozpowszechnia (zakładając że Kol. Krecik przytoczył je bez przekłamań).
muszę Ci przyznać rację - nie twórzmy spiskowych teorii dziejów i nie szukajmy na siłę problemów tam, gdzie ich nie ma w imię... no właśnie, czego? Wiadomo - jak ktoś ma pecha to i glut z nosa może mu spaść na elektronikę pod napięciem.
Dzięki za wsparcie. Natomiast niebezpieczeństwo zniszczenia transformatora a wraz z nim całego urządzenia poprzez włączenie niewinnego kondensatora w szereg z jego uzwojeniem pierwotnym jest najzupełniej realne, i może dzięki mojej pisaninie ktoś uniknie popełnienia tego fatalnego błędu, szczególnie gdyby wcześniej uwierzył że wykorzystanie do tego celu żarówki mija się z celem.
Mały off-top: a ja mam taki przypadek, co prawda nie w magnetofonie, lecz w Tosce-303, że żarówka najpierw rozbłyska, potem gaśnie, a następnie, po włączeniu sprzętu już bez żarówki, nadal pali główny bezpiecznik (B901). Wszystkie pozostałe bezpieczniki są ok.