Nie wiem ale zapytam, to się dowiem.
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
Już od 30 lat na co dzień używam starej lutili 60/40W i sprawdza się świetnie. Szybko się grzeje a drugi bieg nie rozwala ścieżek. Ale do napraw cienkich ścieżek używam stacji. Bezapelacyjne zalety to waga i szeroki wybór grotów do precyzyjnych lutów.Zdecydowanie skraca to czas siedzenia nad taką naprawą.
Dziękujemy Tomku za wykład.
Pozdrawiam
Grzesiek
Ja używam wiekowej transformatorówki jedynie słusznej produkcji ZDZ, i nie uwierzę że jakaś "grzałka na kiju" bez możliwości wyłączenia jest lepsza. Raz miałem okazję używać i nigdy więcej. Miałem problem wygodnie to złapać i manewrować. Ale i tak nic nie przebije stacji.
A ten patent z nawiniętym drutem muszę wykorzystać. Na pewno przyda się do małych pól lutowniczych
Witam
Moje pytanie dotyczy odbiornika radiowego "Amator 2". Czy zdarzały się wersje z bursztynową skalą i zielonym wskaźnikiem siły sygnału? Wiem głupota, ale trafiła mi się taka sztuka
Ja używam wiekowej transformatorówki jedynie słusznej produkcji ZDZ, i nie uwierzę że jakaś "grzałka na kiju" bez możliwości wyłączenia jest lepsza. Raz miałem okazję używać i nigdy więcej. Miałem problem wygodnie to złapać i manewrować. Ale i tak nic nie przebije stacji.
A ten patent z nawiniętym drutem muszę wykorzystać. Na pewno przyda się do małych pól lutowniczych
Dopóki nie kupiłem stacji t12 to sam używałem tego patentu z drutem na grocie polutowałem tak kilka gniazd microusb. Teraz wolę stacje t12 a do większych rzeczy lutownicę ZDZ bo wiem że nigdy na niej się nie zawiodę.
Mimochodem całkiem fajny wątek się utworzył. Nie wiem czy warto w tej sytuacji zakładać nowy temat. Ale zapytam, to się dowiem jakie lutownice macie, a przy okazji pochwalę się swoim skromnym, choć użytecznym dobytkiem :)
Oprócz tej pierwszej ulubionej lutownicy, mam jeszcze taką z epoki inżyniera Karwowskiego, oraz niezastąpioną w trudnych miejscach - stację z regulacją temperatury. Dobrze się nią pracuje. Lecz jak już wspomniałem, najchętniej sięgam po tę pierwszą z 1986 roku - 450°C. Jak dla mnie idealna. Choć może to kwestia przyzwyczajenia i wprawy w posługiwaniu się nią. Ta zielona - "Karwowskiego", ma już 500°C. Wg mnie jest zbyt gorąca i niezbyt fajnie się nią lutuje. Za to rozlutowuje doskonale. Szczególnie tam, gdzie nawalone dużo cyny, np. spoiny puszek ekranujących.
Zatem po jaką najchętniej sięgacie, którą najlepiej Wam się pracuje?
Ja posiadam dwie lutownice transformatorowe ZDZ, jedna od nowości w rodzinie (zielona) i ktoś mocowanie na grot tak dziwnie zrobił ale mam w planach to uciąć i zrobić od nowa jak w oryginalne bo dużo lepiej tak jest i czarna z przełącznikiem mocy. Obie bardzo dobrze się sprawują ale do mniejszej elektroniki używam chińskiej stacji t12 która wcale jakościowo nie jest taka zła, zobaczymy ile podziała podobno najczęściej padają w nich zasilacze ale to dla mnie nie problem, a mają dużą zaletę ponieważ się szybko nagrzewa oraz można łatwo i szybko zmienić grot w razie potrzeby.
Ja zaczynałem od miniaturowej, polskiej lutownicy w drewnianej rękojeści na 220V o mocy w okolicach 15W, kupionej jeszcze na przełomie lat 60/70. Slużyła wiernie chyba do początku lat 80, mimo mocno już przeżartego, niewymiennego grota, aż w końcu się przepaliła, a o naprawie nie było oczywiście mowy. Szybko jednak przekonałem się że potężna stuwatowa(!) LEH-10 (H-jak hermetyczna) też nadaje się do prac radiotechnicznych, choć trzeba było szybko lutować aby ścieżki się nie odwarstwiły. Tam i grot można było wymieniać, a nawet sporządzić sobie samodzielnie nowy z miedzianego pręta o kształcie optymalnym w nietypowym zastosowaniu. Mam ją sprawną do dziś, choć nie pamiętam kiedy ostatnio jej używałem. W międzyczasie zakupiłem mniejszą trzydziestowatową LEH-3, skoro większa jej krewniaczka się sprawdziła. Ta jednak mimo że jakoby też hermetyczna przepaliła się bardzo szybko: może z hermetycznością było coś nie teges? Potem posługiwałem się wciąż tradycyjną, ale jeszcze mniejszą lutownicą chińskiej już produkcji gdzie zaraz po zakupie musiałem założyć nowy, dłuższy kabel, bo fabryka dała może ze 30cm. Potem była znów polska lutownica o mocy około 30W z niehermetycznym grzejnikiem na ceramicznej rurce, i aby wydłużyć czas jej życia - obniżyłem temperaturę włączając na stałe kondensator szeregowy, umieszczony w obudowie zasilacza wtyczkowego. W końcu uznałem że pora zmienić sprzęt na coś bardziej profesjonalnego, tj. stację. Nic szczególnego, prawdopodobnie nie ma ona nawet stabilizacji temperatury a jedynie regulację pokrętłem (wskutek czego trzeba nieco podkręcić ją w górę gdy lutuje się większe detale), ale póki działa nie szukam czegoś lepszego. Jedynie cienki, szpiczasty grot wymieniłem na grubszy bo z nim jest wygodniej.
A na lutownice transformatorowe nie skusiłem się nigdy. Wcale bym się nie zdziwił gdyby na kontakcie z nimi źle wyszły elementy takie jak tranzystory germanowe w.cz. w rodzaju AF106 których napięcie przebicia złącza bazowego wynosi zaledwie 0,3V, a napięcie przewodzenia jest jeszcze niższe. Cały czas należy pamiętać że grot lutownicy transformatorowej nie jest ekwipotencjalny, przy niefortunnym dotknięciu jednocześnie bazy i emitera (ale też bazy i kolektora) oddalonymi od siebie partiami grota nie sposób wykluczyć nie tylko przebicia, ale wręcz przepalenia tranzystora. Jeszcze niewątpliwie zasłużony dla radioamatorstwa inż. Witold Kozak w programie telewizyjnym dla młodzieży przestrzegał przed lutownicami transformatorowymi. Ale jak widać z powyższego - okazało się to wołaniem na puszczy. Zupełnie tak jak do wysoce specyficznej kategorii użytkowników rowerów nazywanych pedalarzami nijak nie dociera że wożenie ekwipunku w garbie na plecach nie jest ani wygodne, ani bezpieczne. Dla nich liczy się tylko to że bagażnik wraz z tym co się na nim znajduje szkodliwie obciąża pojazd (podobnie jak lusterko wsteczne, błotniki, czy też lampka montowana na kierownicy a nie na kasku względnie zatykana za cholewę buta), natomiast to samo zapakowane do garba (łącznie z zapasowym kompletem ciuchów na wypadek gdyby te co ma się na sobie przemoczyły się wskutek wjechania w kałużę rowerem pozbawionym błotników) obciąża tylko plecy pedalarza, samego zaś roweru absolutnie nie :-P
ktoś mocowanie na grot tak dziwnie zrobił ale mam w planach to uciąć i zrobić od nowa jak w oryginalne
Ja też w tej swojej brązowej musiałem skrócić lufę, niczym Gustlik w Rudym 102 i na nowo gwintować - śrubki już wypadały. Działanie lutownicy się nie zmieniło.
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 85
- 86
- 87
- 88
- 89
- 90
- 91
- 92
- 93
- …
- następna ›
- ostatnia »
Do Grzesioj: OJ TAM, OJ TAM! Mój kolega rocznik 1952 mawia: na glowie srebro, w kieszeni złoto, a w spodniach stal:)
Każda władza deprawuje,
a władza absolutna deprawuje absolutnie
lord John Dahlberg-Acton